Spróbujmy podsumować. Mamy źle obsadzony, skompromitowany po wielokroć Trybunał Konstytucyjny z Julią Przyłębską, która uważa się za jego prezesa (prezeskę?). Tyle że poglądu tego nie podziela nawet połowa sędziów trybunału. Nie mówiąc już o świecie prawniczym. Niezły bigos. W ogóle trybunał w tym składzie jakoś bardzo się kojarzy z gastronomią. Pani prezes podobno świetnie gotuje, co poświadcza osoba najbardziej wiarygodna, bo sam prezes wszystkich prawdziwych Polaków, Jarosław Kaczyński. Sędzia Krystyna Pawłowicz konsumuje za to obrzydliwie, co widziało kilkaset tysięcy Polaków, ten spektakl miał bowiem miejsce w czasie obrad Wysokiej Izby, gdy pani Pawłowicz była jeszcze posłanką. Jest w tym trybunale parę innych osobliwych figur. Na przykład sędzia Mariusz Muszyński, niegdyś prawa ręka prezes Przyłębskiej, dziś jej zażarty przeciwnik. O panu Muszyńskim nie wiemy wiele, on sam się nie chwali, a plotek nie chcę powtarzać. Jedną z najjaśniejszych gwiazd jest oczywiście były prokurator i bodajże II sekretarz PZPR w prokuraturze, obecnie jeden z najgorliwszych antykomunistów – Stanisław Piotrowicz! Wychodzi na to, że prokurator Piotrowicz nienawidzi sam siebie i to musi być dla niego frustrujące. W Sądzie Najwyższym mamy dwie izby, które w świetle orzecznictw trybunałów europejskich nie są sądami, a żeby było jeszcze zabawniej, nie są nimi w świetle uchwały tegoż Sądu Najwyższego. Nie są, ale orzekają! Na czele Sądu Najwyższego stoi I prezes, pani Małgorzata Manowska, skądinąd sama neosędzia, za to przyjaciółka pana prezydenta i jego małżonki, z którymi jednak rozmawia nie o polityce czy o sądownictwie, tylko o wnukach. Tak zapewniła w wywiadzie dla Radia Zet. W tych izbach Sądu Najwyższego, które jednak są sądami, jest już połowa neosędziów z rekomendacji nieuznawanej, niekonstytucyjnej, upolitycznionej neo-KRS. We wspomnianym wywiadzie I prezes jakoś specjalnie neo-KRS nie broniła, ale przekonywała, że ewentualna wadliwość pochodzącej od tego ciała rekomendacji na stanowisko sędziego jest bez znaczenia, bo na końcu i tak mianował tych sędziów (neosędziów) prezydent. A prezydencka nominacja ma w jej rozumieniu moc uzdrawiającą dla wadliwej rekomendacji. Rzymscy prawnicy przekonywali, że „co od początku wadliwym jest, nie nabierze prawidłowości z biegiem czasu”. Najwyraźniej nie znali mocy uzdrawiającej prezydenta Dudy. W Prokuraturze Krajowej podobnie. Rządzi nią wadliwie przez Ziobrę powołany na urząd prokuratora krajowego Dariusz Barski. Ale jedną z ostatnich ustaw, które PiS zdążyło uchwalić przed wyborami, ustanowiono, że bez zgody prezydenta Barski jest nieodwoływalny. Minister Bodnar uznał, że nie trzeba Barskiego odwoływać, bo jako wadliwie powołany nie mógł skutecznie objąć urzędu. Powołał więc Adam Bodnar na stanowisko p.o. prokuratora krajowego Jacka Bilewicza. Barski ani myśli ustąpić z urzędu, popierają go jego zastępcy i prezydent. Mamy zatem dwóch prokuratorów krajowych i tylko czekać, jak aresztują się wzajemnie. A w tle dwaj „więźniowie polityczni”, których prezydent ułaskawił jeszcze przed skazaniem – i upiera się, że skutecznie, bo to ułaskawienie działa nie tylko wstecz, ale też w przyszłość. Oni tymczasem siedzą, tak jak powinni siedzieć wszyscy prawomocnie na odsiadkę skazani. Tymczasem pan prezydent dokonuje kolejnego cudu logicznego. Uważa, że jego ułaskawienie z 2015 r. (sprzed skazania) wciąż obowiązuje, ale wszczyna wobec nich procedurę ułaskawieniową. Krótko mówiąc, jak kiedyś ułaskawił nieskazanych, tak teraz ułaskawia ułaskawionych. Zupełnie zdezorientowanemu elektoratowi PiS mówi, że ta procedura, którą teraz wszczął, nie jest przez niego wszczęta, tylko on zobowiązał ministra sprawiedliwości Adama Bodnara, aby to on ją wszczął. Elektorat już nic z tego nie rozumie, ale wciąż wierzy. A do tego rozum nie jest specjalnie potrzebny. Żony skazanych są zapraszane do Pałacu Prezydenckiego i do Sejmu, opowiadają, jak cierpią teraz w samotności, a jedna nie potrafi uruchomić w domu ogrzewania i cierpi chłód. Czuje się więc jak wierna żona towarzysząca mężowi w zsyłce na Sybir. Zachowanie obydwu panów, a szczególnie pana K., na dobrą sprawę uniemożliwiałoby ich ułaskawienie w każdym praworządnym kraju. Popełnili ciężkie przestępstwo polegające na przekroczeniu uprawnień w kierowaniu służbą specjalną. Wielokrotnie świadomie złamali prawo, realizując ohydną prowokację polityczną. Nie czują się winni, nie zdobyli się na cień krytycznej refleksji. A pokazanie przez pana K. w Sejmie „gestu Kozakiewicza” wyraża jego stosunek do sądu, do wyroku wydanego „w imieniu Rzeczypospolitej”, do państwa prawa. Ale pan prezydent i tak ich ułaskawi po raz drugi. A w razie czego, jak