PRAWO I OBYCZAJE Coraz głośniejsze są narzekania na złe prawo, niesprawiedliwe i nierychliwe sądy, nieskuteczną policję, bezduszną i przekupną administrację i w ogóle na całą kulturę prawną III Rzeczypospolitej. Dlaczego nasze prawo, tworzone przez suwerenny parlament i stosowane przez niezawisłe sądy oraz apolityczną z założenia administrację, ma tak niskie notowania w opinii publicznej? Odpowiedź na powyższe pytanie jest dość prosta. Gwarancją sprawnego funkcjonowania państwa prawnego nie jest sama przez się suwerenność władzy ustawodawczej, niezawisłość sędziowska, czy apolityczność urzędników. Fundamentem autentycznego państwa rządów prawa jest moralność klasy politycznej sprawującej władzę i szacunek, jakim obywatele darzą prawo stanowione przez ludzi, do których mają zaufanie. Warunki wyżej wskazane dalekie są obecnie od spełnienia. Społeczeństwo patrzy ze zgorszeniem na rozgrywające się na scenie politycznej awantury i ustawiczne manipulowanie prawem przez tych, którzy za wszelką cenę chcą utrzymać się przy władzy. Dzisiaj każdy, kto śledził np. bezpardonowe forsowanie w Sejmie i Senacie ustawy uwłaszczeniowej, nie ma wątpliwości, że inicjatywa posłów AWS w tej sprawie była wyłącznie polityczną machinacją, mającą na celu wylansowanie w wyborach prezydenckich kandydata nisko ocenianego przez społeczeństwo. Według sondażu OBOP, aż 58% Polaków widziało w uwłaszczeniu tylko wyborczą grę (“GW” z 8.09.br.). Lekceważąc opinię przeważającej części narodu, posłowie głosujący za tą fatalną ustawą zapomnieli, jaką cenę płaci w końcu każda arogancka władza. Popisali się wręcz skrajną lekkomyślnością. W odróżnieniu bowiem od innych ustaw, tego “bubla” żaden Sejm nie mógłby już poprawić, ponieważ skutki uwłaszczenia byłyby nieodwracalne. Dziś nie można sobie nawet wyobrazić komplikacji, jakie ów nieszczęsny akt prawny mógłby wywołać w życiu milionów obywateli. Prezydent Kwaśniewski zachował się jak prawdziwy mąż stanu, odmawiając podpisania ustawy godzącej w założenia demokratycznego państwa prawnego i naruszającej ciężko zasady sprawiedliwości społecznej. Ustawa uwłaszczeniowa to był najpoważniejszy chyba zamach na państwo prawne w minionym 10-leciu. Za partyjne srebrniki próbowano sprzedać prawo i sprawiedliwość. Na szczęście, weto prezydenckie przywróciło zaufanie obywateli do prawa jako wartości, które ma na celu dobro powszechne, a nie zaspokajanie politycznych ambicji. Crime stop! Powtórzmy za Orwellem to ostrzeżenie. Każda władza powinna w pewnym punkcie zatrzymać się w swej żądzy panowania nad innymi, uznanej przez Tacyta za “najbardziej notorycznie przestępczą ze wszystkich namiętności” (cyt. za B.W. Tuchman, Szaleństwo władzy, Katowice 1992, s. 470 i n.). Chybione uwłaszczenie to nie był jedyny “wypadek przy pracy”, jaki zdarzył się państwu prawnemu z takim trudem od lat przeszło dziesięciu budowanemu. W pełni podtrzymuję opinię z artykułu “Z dala od polityki” (“Przegląd” z 29.05.br.), że pod względem respektowania praw i wolności obywatelskich sytuacja nie uległa poprawie, lecz wydatnie się nawet pogorszyła. Świadczy o tym m.in. wzrastająca ilość skarg obywateli do rzecznika praw obywatelskich. Coraz drastyczniej naruszane jest prawo do sądu (wskutek narastania gigantycznych zaległości w rozpoznawaniu spraw). Państwo gorzej niż jeszcze trzy lata temu wywiązuje się z powinności zapewnienia obywatelom bezpieczeństwa osobistego. Pogorszył się tragicznie stan ochrony zdrowia społeczeństwa. Wzrosło niepomiernie ubóstwo i bezrobocie. Nie jest realizowane w pełnym zakresie obywatelskie prawo do informacji. Szerzy się na niespotykaną wcześniej skalę korupcja. Wszelako w najlepiej nawet urządzonym państwie prawnym zdarzają się naruszenia praw i wolności obywatelskich. W książce pt. “Czas prawa i bezprawia” (Wyd. ABC, Warszawa 1999) pisałem, że prawo z bezprawiem ściera się zawsze. Czas miniony obfitował jednak w tak liczne pogwałcenia praw obywatelskich, szczególnie socjalnych, że wielokrotnie trudno jest oprzeć się wrażeniu, że to dumne państwo prawne nie jest rzeczywistością, lecz fikcją. Opisując w cytowanej książce okres budowania państwa prawnego po zmianie ustroju w 1989 r., stwierdziłem, że był to trudny czas zmagań prawa z bezprawiem. Ten oczywisty, jak mi się zdawało, pogląd zakwestionował niedawno obecny rzecznik praw obywatelskich, prof. Andrzej Zoll (wysoko ceniony przeze mnie prawnik i uniwersytecki kolega). W wywiadzie udzielonym miesięcznikowi “Prawo i Życie” nr 9 z 2000 r. nowy rzecznik uznał “już sam tytuł” tej książki za błędny, ponieważ, jego zdaniem, lata 90. były okresem wyłącznie budowania państwa prawnego, a nie równocześnie okresem powstawania “pól bezprawia”. Co więcej, według Szanownego Oponenta, dzisiaj
Tagi:
Tadeusz Zieliński