Wiktor Kulerski: Jaruzelski to był człowiek ostrożny, wyważony, wiedział co robi, co mówi i dlaczego, i do kogo, i kiedy Wybór prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego W Sejmie kontraktowym Wiktor Kulerski figurował jako Witysław Wiktor Dys-Kulerski. Należał do Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego (OKP), a od stycznia 1991 r. do Klubu Parlamentarnego Unii Demokratycznej. Ślubowanie złożył podczas uroczystego posiedzenia Sejmu i Senatu PRL 4 lipca 1989 r. W rocie ślubowania napisano: „Ślubuję uroczyście jako poseł na Sejm rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec Narodu, strzec suwerenności i interesów Państwa, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli, przestrzegać porządku prawnego Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”. Należał do Komisji Edukacji, Nauki i Postępu Technicznego powołanej uchwałą Sejmu w dniu 2 sierpnia 1989 r. Komisja działała do 10 października 1991 r. 19 lipca 1989 r. Zgromadzenie Narodowe wybrało głowę państwa. Jedynym kandydatem był gen. Wojciech Jaruzelski, który uzyskał poparcie przebywającego w lipcu 1989 r. (9-11 lipca) w Warszawie prezydenta USA George’a Busha. Miał też poparcie hierarchów Kościoła. W wyborach prezydenta wzięło udział 544 z 560 parlamentarzystów. Jaruzelski został wybrany na prezydenta 269 głosami z 537 ważnych, czyli tylko o jeden głos więcej niż wymagana większość. Siedmiu członków OKP: Andrzej Miłkowski, Aleksander Paszyński, Andrzej Stelmachowski, Stanisław Stomma, Witold Trzeciakowski, Andrzej Wielowieyski i Wiktor Kulerski, świadomie oddało głosy nieważne, a 11 nie uczestniczyło w głosowaniu, gdyż – jak uzasadniali – „nie mieli możliwości rzeczywistego wyboru”. Głosy nieważne oddano po to, by obniżyć próg wyboru prezydenta, tak by Jaruzelski mógł być wybrany. Wynik niekorzystny dla Jaruzelskiego, obniżający jego prestiż, był takim zaskoczeniem, że powtórzono liczenie głosów, które jednak potwierdziło uzyskany wynik i zakończyło sprawę wyboru prezydenta. Andrzej Friszke podkreśla, że „Przyzwolenie na wybór Jaruzelskiego stabilizowało polski proces przemian”, choć dowodziło słabości politycznej prezydenta. Kulerski wspomina, że dla niego te wybory były jednym z dwóch najbardziej dramatycznych momentów w życiu. „Oto jestem w Sejmie, odbywa się głosowanie. Przede mną leży kartka: u góry moje nazwisko, niżej – za, przeciw, wstrzymuje się. Muszę zakreślić jedną z trzech możliwości i muszę tę kartkę oddać. Jaruzelski może przejść i może nie przejść. Według mojej sondy, którą przeprowadziłem, raczej to drugie. Biorąc pod uwagę całą historię mego życia, zdawałoby się, że nie mam żadnych podstaw, by przejście mu ułatwić, a wręcz odwrotnie, wszystko w nim przemawiało za tym, bym głosował przeciwko. Ale jest lipiec 1989 r. Wprawdzie w Związku Radzieckim rządzi Gorbaczow, który ogłosił pierestrojkę, ale stoi mur berliński i NRD, trzyma się Czechosłowacja, Wojsko Polskie znajduje się w rękach Jaruzelskiego, a aparat bezpieczeństwa – Kiszczaka”. Kulerski siedział wówczas nad kartką i zadawał sobie dwa pytania. Pierwsze – czy Jaruzelski albo Kiszczak, gdy przegra Jaruzelski, nie ulegną pokusie, by jeszcze raz użyć wojska oraz aparatu bezpieczeństwa i utrzymać władzę. Drugie pytanie – czy jeśli nawet oni pogodzą się z porażką i opozycja wywalczy własnego premiera i własnego prezydenta, to jak zachowa się generalicja i bezpieczeństwo? Czy Jaruzelskiego i Kiszczaka nie potraktują jak przegranych, nie wymówią im posłuszeństwa i same – wbrew ich woli – nie użyją wojska i aparatu bezpieczeństwa przeciwko społeczeństwu”. Kulerski wspomina, że niektórzy posłowie demonstracyjnie wychodzili na korytarz, bojkotując głosowanie. On nie chciał wychodzić, gdyż ta forma mu nie odpowiadała. Myślał o tym, że nie może wykluczyć żadnego rozwiązania, a wręcz w aktualnej sytuacji międzynarodowej są one wysoce prawdopodobne. Po drugie, sukcesy, jakie strona opozycyjna osiągnęła po Okrągłym Stole, są zbyt wielkie, „(…) żeby kontynuować tego pokera”. Po trzecie, stawiał sobie pytanie o to, bo – jak mówił – zawsze przy podejmowaniu decyzji takie pytania sobie zadaje, kto poniesie konsekwencje niewybrania Jaruzelskiego, przecież nie tylko on i posłowie, ale te konsekwencje poniesie całe społeczeństwo, „(…) a więc odpowiedzialność za ten krok spoczywa na każdym, kto się do tego przyczyni, także na mnie”. Kulerski przyznawał, że umie podejmować ryzyko i wielokrotnie je podejmował, ale tylko wówczas, gdy jego skutki dotykały tylko jego. Kiedy sekretarz Sejmu zaczął wyczytywać nazwiska – zdecydował, dokonał skreśleń unieważniających kartkę, wstał i wrzucił do urny. Nie wiedział
Tagi:
Teresa Astramowicz-Leyk