Wiem doskonale, że potakująca odpowiedź na pytanie postawione w tytule wydaje się skrajnie ekstrawagancka i z gruntu niesłuszna. Postaram się jednak podać argumenty uzasadniające taki absurdalny pogląd. Niestety, nie wiem, czy badacze i historycy idei wyjaśnili, dlaczego chrześcijaństwo powstało właśnie w danym miejscu i czasie – 2 tys. lat temu na Bliskim Wschodzie, na styku różnych kultur, religii i cywilizacji. W każdym razie wiedza na ten temat nie funkcjonuje w świadomości publicznej. Trudno jednak nie zauważyć dwóch zasadniczych elementów wiary, której wyznawcami przez wieki mienili się Europejczycy oraz Amerykanie. Te fundamenty to przełomowa, maksymalistyczna etyka oraz eklektyczna mitologia z przewagą motywów mozaistycznych, kontynuujących Stary Testament, oraz greckich. I to nie Jahwe, tylko Zeus miewał potomków z ziemiankami… W etyce najważniejsze są nakaz miłowania nieprzyjaciół oraz ostrzeżenie przed kultem bogactwa (mamony). Chyba nie bardzo wiadomo, jak dalece pierwsi chrześcijanie realizowali te przykazania (nieobecne w Dekalogu), historia dwóch tysiącleci świadczy jednak, że ich uwieńczeniem okazały się dwie światowe, krwawe wojny oraz dominujące przekonanie, że time is money (co w bardzo wolnym przekładzie brzmi: Nie trać czasu na głupoty, idź zarobić parę złotych). Jak drzewiej mówiono: Za pieniądze ksiądz się modli, za pieniądze człek się podli. Ale co to ma wspólnego z papieżem i z lewicą? No więc Kościół rzymskokatolicki, w tym polski, przez wieki na przekór Dobrej Nowinie obrastał bogactwami i często gęsto modlił się za pieniądze. A papież Franciszek, który przybrał imię Biedaczyny z Asyżu, apeluje o „ubogi Kościół dla ubogich” i sam daje przykład powściągliwego korzystania z dóbr tego świata. Ten i ów powiada: To tylko PR. Jeśli nawet, choć nie sądzę, to chyba jeszcze nikt nie wpadł na taki pomysł. Teoretycznie papieże sprawują „rząd dusz” nad milionami wiernych na całym świecie. Jaki jednak jest ich (papieży) realny wpływ na tak wiele i tak rozmaitych społeczeństw? W Polsce Jan Paweł II niewątpliwie miał istotny udział w „obaleniu komunizmu”, czemu zawdzięczamy wolność polityczną, ale też reformę gospodarczą z takim skutkiem jak drastyczne rozwarstwienie dochodów. Czy to dowodzi, że „Polak katolik” stał się lepszym chrześcijaninem? Jest takie określenie anima naturaliter Christiana. Tak mówi się o ludziach, którzy niezależnie od wiary zachowują się zgodnie z etyką „Kazania na Górze”. Nie żywią niechęci do „nieprzyjaciół”, nie cierpią na żadne fobie (np. judeofobię, homofobię, chamofobię, rusofobię itd.) ani nie ulegają kompulsywnej potrzebie bogacenia się. Czy papież Argentyńczyk może skuteczniej niż papież Polak nawrócić nas na tak rozumiane chrześcijaństwo? Wydaje mi się, że będzie to zależało od księży, zwłaszcza mających bezpośredni kontakt z „ludem bożym”, ale także od sposobu, w jaki media – elektroniczne i pisane – będą interpretować przesłanie papieża Franciszka. Z zainteresowaniem przeczytałam wywiad z prof. Obirkiem (PRZEGLĄD nr 49/2014) i trochę mnie zdziwiło, że analizując ostatni synod, skupił się na problemach rozwodników i gejów. Znam przezacnych rozwodników, a jako córka chrzestna geja nie mam uprzedzeń do mniejszości seksualnych (przy okazji gratulacje dla prezydenta Słupska), ale sprawa ubóstwa jest co najmniej równie ważna. I właśnie w tym kontekście nie od dziś widzę potencjalne znaczenie papieża Argentyńczyka dla lewicy. Leszek Miller powiedział słusznie, że w Polsce bieda ma twarz dziecka. Dodam: dziecka głodnego oraz ciężko chorego – iluż to rodziców nie stać na leczenie, tym kosztowniejsze, im cięższa choroba! Polacy są przywiązani do katolickich obrzędów i m.in. dlatego agresywna polityka antykościelna jest skazana na porażkę. Zauważmy, że Robert Biedroń mimo związków z Twoim Ruchem w ogóle nie odwołuje się do antyklerykalizmu. Z moich obserwacji i osobistych doświadczeń wynika, że ludzie „z sercem po lewej stronie” mogą owocnie współpracować z prawdziwymi chrześcijanami, np. na rzecz dobra dziecka. I ta współpraca niedeklaratywnej lewicy z prawdziwymi chrześcijanami z pewnością wyszłaby Polsce na dobre. Zakończyły się ostatecznie wybory samorządowe, których tak naprawdę nikt nie wygrał – ani PO, ani PiS, ani SLD. I słychać już – jawne lub mniej jawne – rozrachunki, głównie personalno-międzypokoleniowe. Tak to wygląda po 25 latach wolności i demokracji. Może więc czas wrócić do zaniechanej w 1989 r. próby łączenia chrześcijaństwa z lewicowością? Pontyfikat papieża Franciszka chyba temu właśnie sprzyja. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Anna Tatarkiewicz