Nowa książka Güntera Grassa opisuje tragedię uciekinierów z niemieckiego Wschodu To w Niemczech kulturalne wydarzenie roku. Pięć wydań rozeszło się w niespełna dwa tygodnie. Wydawnictwo Steidl z Getyngi przygotowuje pospiesznie wydanie szóste i siódme. „Grass galopuje jak szalony”, z uznaniem mówią księgarze, a czytelnicy są zachwyceni. Także krytycy podkreślają, że wybitny pisarz i noblista, Günter Grass, stworzył wreszcie dzieło na miarę swego talentu, pierwsze tak znakomite od czasu powieści „Blaszany bębenek” (1959 r.) i „Kot i mysz” (1961 r.). „Papież” niemieckiej krytyki literackiej, sędziwy Marcel Reich-Ranicki, przyznaje, że płakał ze wzruszenia, czytając nowelę „Im Krebsgang” („Pełzając rakiem”), która właśnie ukazała się na rynku. Krytyk wyraził też nadzieję, że tym samym 74-letni autor rozpoczął nowy, twórczy okres w swej karierze. Ten sam Reich-Ranicki bezlitośnie wyszydził i uznał za niewiele wartą poprzednią książkę Grassa „Rozległe pole” (1995 r.) dotyczącą zjednoczenia Niemiec. Nowela „Im Krebsgang” wywołała ogromny rozgłos także z innego powodu. Jej kluczowym tematem, wokół którego pisarz kunsztownie osnuł wiele innych wątków, jest zagłada ogromnego statku pasażerskiego „Wilhelm Gustloff” zatopionego na wysokości Ustki 30 stycznia 1945 r., dokładnie w 12. rocznicę dojścia do władzy Hitlera. Wilhelm Gustloff był pochodzącym ze Schwerin w Meklemburgii szefem NSDAP w Szwajcarii. W 1936 r. zastrzelił go w Davos żydowski student, David Frankfurter. Sam Hitler rozkazał, aby długi na 208 m i wysoki na 11 pięter statek nazwano imieniem zabitego nazisty. „Gustloff” był najwspanialszym okrętem organizacji Siła przez Radość, wypływał w rejsy wycieczkowe ku fiordom Norwegii z robotnikami i nazistowskimi dygnitarzami na pokładzie. Symbolizować miał „społeczeństwo bezklasowe”, o którym niekiedy mówił Hitler – wszystkie kabiny były takie same. W czasie wojny „Gustloff” został zakotwiczony w Gdyni jako statek-koszary. Kiedy jednak zbliżały się sowieckie czołgi, wielki okręt znów wypłynął w morze. O godzinie 21.03 „Gustloff” został trafiony trzema torpedami radzieckiego okrętu podwodnego S-13 i utrzymał się na wodzie nieco ponad 60 minut. Wielki parowiec wypełniony był uchodźcami z Prus Wschodnich, Gdyni i Gdańska uciekającymi przed ofensywą Armii Czerwonej. Zdaniem niemieckich ekspertów, w katastrofie tej zginęło ponad 9 tys. osób – sześć razy więcej niż na „Titaniku”. Tylko 1252 pasażerów uratowano. Być może była to największa tragedia w historii żeglugi. W książce Grassa na pokład potwornie zatłoczonego „Gustloffa” w ostatniej chwili dostaje się ciężarna 17-letnia Tulla (Ursula) Pokriefke, postać występująca już w powieściach „Kot i mysz” oraz „Psie lata”. Czytelnik „Szczurzycy” dowiedział się, że Tulla prawdopodobnie zginęła na „Gustloffie”. Ale w „Im Krebsgang” dziewczyna przeżyła. Kiedy na pokładzie śmiertelnie ranionego parowca rozpętało się piekło, kiedy ludzie umierali we wnętrzu okrętu tratowani na śmierć, rozrywani przez eksplozje, ona, jako właśnie zaczynająca poród, została zaprowadzona do szalupy. Z kruchej łodzi widziała zagładę okrętu i śmierć tysięcy osób zamarzających w lodowatych falach Bałtyku. Kiedy Tulla zobaczyła, jak umierają dzieci uwięzione w kamizelkach ratunkowych, pływające główkami w dół, osiwiała. Dziewczyna zostaje wzięta na pokład przez torpedowiec „Löwe” i tam rodzi syna, Paula, którego wychowuje w NRD, w Schwerin, rodzinnym mieście Gustloffa. Właśnie Paul jest narratorem noweli. To raczej przeciętny dziennikarz, pracuje jako „najemnik” agencji informacyjnych. Matka nalega, aby syn spisał jej wspomnienia, ale Paul, przedstawiciel pokolenia ’68 r. żyjącego niejako w oderwaniu od historii, nie chce słuchać tych nieustannych opowieści o „Gustloffie”. W końcu na kursie kreatywnego pisania poznaje literata nazywanego „Starym” lub „Zleceniodawcą” (pod tą postacią ukrywa się sam Grass). „Stary” nakłania dziennikarza, by ten wreszcie opisał dramat niemieckich uciekinierów i zagładę „Gustloffa”. „Właściwie, powiedział, było zadaniem jego pokolenia ukazanie nędzy uchodźców z Prus Wschodnich, zimowych kolumn wozów konnych ciągnących na Zachód, śmierci w śnieżnych zaspach, konania w rowach przydrożnych i w dziurach lodowych, gdy zamarznięta Zatoka Świeża zaczęła się łamać po atakach bombowych i pod ciężarem furmanek… Nigdy, powiedział, nie powinno się milczeć na temat tak licznych cierpień, milczeć tylko dlatego, że w ubiegłych latach wszechobecne było poczucie własnej winy i wyznanie skruchy, nie powinno się
Tagi:
Krzysztof Kęciek