Z partnerem płynie się lepiej – rozmowa ze Zbigniewem „Gutkiem” Gutkowskim
Nawet kosmonautów jest więcej niż żeglarzy dokonujących takich wyczynów jak rejs dookoła świata Zbigniew „Gutek” Gutkowski – skipper jachtów oceanicznych, Żeglarska Osobowość Roku 2013; (ur. w 1973 r. w Gdańsku) był zawodnikiem klas 470, 49er, 730. W okołoziemskich regatach The Race 2000 na jachcie „Warta-Polpharma” był kapitanem wachtowym. Dowodził trimaranem klasy „ORMA 60” „Bonduelle” podczas regat Nokia Oops Cup 2005. Żeglarz Roku 2011, nagrodzony za Rejs Roku 2011, uhonorowany Bursztynową Różą Wiatrów i Srebrnym Sekstantem. Żeglarska Osobowość Roku 2013. Od 2012 r. ambasador programu edukacji żeglarskiej Energa Sailing. Ma żonę Elizę, córkę Zuzannę oraz liczne koty rasy Maine Coon i nie tylko. Jak wyglądała pańska droga do żeglarstwa? Ponoć pływa pan od 10. roku życia. – Mieszkałem w pobliżu klubu żeglarskiego, więc oglądałem pływające żaglówki. Próbowałem też wstąpić do innego klubu, bo w tym niestety nie było naboru, musiałbym być synem pracownika Stoczni Gdańskiej. W sąsiednim dzięki koledze załapałem się na prace społeczne, czyli grabienie liści, co jednak było dalekie od żeglowania. Szansę wyczułem, gdy do szkoły podstawowej przyszła nowa nauczycielka i założyła kółko geograficzne, połączone z kursem żeglarskim i godzinami na basenie, oczywiście dla najlepszych. Działo się to we współpracy z Klubem Żeglarskim Stoczni im. Lenina, na ten sam basen zresztą chodzili żeglarze z klubu. Miała u nas powstać sekcja żeglarska, odbywały się też kwalifikacje na obóz żeglarski razem z zawodnikami klubowymi. Bardzo tego pragnąłem i dostałem się i do sekcji, i na obóz. Dziś młodzież ma dziś trudniejszy dostęp do żagli niż kiedyś? – Czasy się zmieniły, kiedyś było trochę łatwiej. Dzieciaki miały dostęp przynajmniej do jakiegoś minimum sprzętowego, a teraz nawet początki, czyli pływanie na żaglówkach klasy „Optimist”, nie jest możliwe bez sponsora, np. rodziców, którzy za to zapłacą. Mnie udało się zaczynać bez wsparcia finansowego. Tu potrzebne byłyby rozwiązania systemowe na szczeblu ministra edukacji. We Francji np. kontakt z żaglami ma cała młodzież szkolna mieszkająca w promieniu 50 km od morza. Wyścig, nie wyprawa Z uwagą śledziliśmy 20. regaty Transat Jacques Vabre 2013 przez Atlantyk, z francuskiego Hawru do Itajaí w Brazylii. Płynął pan z Maciejem „Świstakiem” Marczewskim na jachcie „Energa”. W pewnym momencie musieliście oddalać się od celu z uwagi na przeciwne wiatry. – Bywa tak, że najkrótsza droga wcale nie jest najszybsza. A silnik? Nie można z niego skorzystać? – To nie morska wyprawa, ale wyścig. Silniki są zaplombowane. Możemy się posługiwać jedynie siłą wiatru i prądami morskimi. Plombę zdejmuje się tylko w celu ratowania życia, trzeba to zresztą zgłosić i skonsultować z kierownictwem regat. W innym przypadku zawodnik zostaje zdyskwalifikowany. W okolicach równikowych żeglarze natrafiają na strefy ciszy. Wtedy traci się dużo czasu, choćby się płynęło na najszybszym jachcie. Wyruszyliśmy w najgorszym momencie, w listopadzie, gdy na półkuli północnej panują układy niżowe i silne sztormy. Regaty oceaniczne odbywają się jednak zawsze w tym okresie, tak jak starty dookoła świata. To, co się dzieje na półkuli północnej, trzeba jakoś przetrwać, za to na półkuli południowej jest przyjemniej, początek lata. Gdyby było odwrotnie – na północy lato, a na południu zima – zagrożenie dla żeglarzy byłoby dużo większe, mnóstwo gór lodowych i inne niekorzystne zjawiska. A w regatach oceanicznych zdecydowanie stawia się na bezpieczeństwo. Żaden organizator wyścigu nie pozwoli sobie na to, by ludzie tracili życie, ale i takie przypadki się zdarzają. Technika kontrolowania pogody, wykrywania gór lodowych itd. jest coraz doskonalsza. – Tak jest, więc wyniki są za każdym razem poprawiane, bo konstrukcje jachtów i przygotowanie żeglarzy są coraz lepsze. To stanowi motywację do kolejnych startów. Macie bardzo szybki jacht. – Udział w wyścigu Transat Jacques Vabre 2013 i dobry wynik na mecie – siódme miejsce – były w zasadzie kwalifikacją do kolejnego zrywu. Za rok z tym samym partnerem płyniemy w regatach okołoziemskich Barcelona World Race 2014/15, non stop, bez zawijania do portu. Najlepszy wynik w poprzednich wyścigach na tej trasie to 92 dni dookoła świata. Życzymy okrążenia Ziemi w 80 dni, ale czy wasz jacht wciąż jest najszybszy? –