Patrzą sędziom na ręce

Patrzą sędziom na ręce

Bartosz Pilitowski fot. Lukasz Krzywda

Obecność publiczności w sądzie przynosi stronom wyłącznie korzyści Bartosz Pilitowski – założyciel i prezes Fundacji Court Watch Polska, prowadzącej od 2010 r. Obywatelski Monitoring Sądów, w który zaangażowało się 2,5 tys. wolontariuszy. To prawdopodobnie największa tego typu inicjatywa na świecie. Autorzy zmian w sądownictwie uzasadniają je m.in. tym, że nieprawidłowo działają w nim wewnętrzne mechanizmy kontrolne. Czy system rzeczywiście nie jest w stanie zagwarantować profesjonalnej pracy sądów? – Ponieważ kontrolą wewnętrzną zajmują się prawnicy, jest ona szczególnie wrażliwa na kwestie formalne. W efekcie w polskim sądownictwie naprawdę rzadko zdarzają się uchybienia proceduralne i są one dość szybko wykrywane. Natomiast tego typu kontrola jest z natury mało wrażliwa na znacznie częstsze uchybienia w kwestiach takich jak prawidłowy stosunek do stron i świadków. Mam tu na myśli choćby właściwe komunikowanie się. Chodzi nie tylko o zrozumiałość sformułowań stosowanych na sali sądowej czy w uzasadnieniach wyroków, ale również o to, by język tworzył zaufanie do wymiaru sprawiedliwości i przekonanie, że wszyscy uczestnicy postępowań traktowani są podmiotowo. Jednym z głównych celów Fundacji Court Watch jest właśnie uwrażliwianie sędziów na tę kwestię. Poszerzenie zakresu demokratycznej kontroli nad sądownictwem to kolejne ze sztandarowych haseł wprowadzanych reform. – Jesteśmy zwolennikami tego, by ta kontrola w możliwie największym zakresie była realizowana w sposób nieformalny, np. przez obecność publiczności na salach rozpraw. Bo jeśli nie ma bezpośrednich kontaktów sędziów ze społeczeństwem, tworzy się próżnia, w którą chętnie wkracza kontrola władzy ustawodawczej, obecnie będącej w unii personalnej z władzą wykonawczą. Przykładem jest przyznanie posłom prawa do wybierania większości członków Krajowej Rady Sądownictwa. Teoretycznie jest to pewna forma demokratyzacji nadzoru nad powoływaniem i odwoływaniem sędziów czy postępowaniami dyscyplinarnymi przeciwko nim. Problem w tym, że w Polsce w jednym organie połączono wiele różnych kompetencji. KRS ma nie tylko reprezentować środowisko sędziowskie, ale przede wszystkim pełnić funkcję kontrolną w stosunku do parlamentu. W końcu jako jeden z nielicznych organów w państwie ma prawo zgłaszać wnioski o zbadanie przepisów przez Trybunał Konstytucyjny, jeśli uważa, że zagrażają one niezależności sądów lub niezawisłości sędziów. To, kto zostaje sędzią, nie powinno zależeć wyłącznie od sędziów, ale parlament również nie powinien sam wybierać sobie kontrolera. Dlatego warto rozważyć rozdzielenie wspomnianych zadań między dwie instytucje, podobnie jak np. w Wielkiej Brytanii. Jedna z nich, składająca się w większości z sędziów wskazywanych przez własne środowisko, zajmowałaby się reprezentowaniem tej grupy i opiniowaniem aktów prawnych. Druga instytucja miałaby formę komisji przeprowadzającej konkursy na stanowiska sędziowskie. Zasiadaliby w niej przedstawiciele różnych zawodów prawniczych, specjaliści z zakresu zarządzania zasobami ludzkimi itd. Pisowska krytyka dotychczasowych rozwiązań jest zatem słuszna? – Postulat zwiększenia demokratycznej kontroli nad sądownictwem ma uzasadnienie, jednak sposób wprowadzania zmian – w tym również to, że posłowie nie mogą głosować na poszczególne osoby, tylko na całą listę – sprawia, że nie przyniosą one deklarowanych skutków. Notabene przyznawanie posłom dodatkowych kompetencji w trakcie kadencji uważam za fundamentalną nieuczciwość w stosunku do suwerena. Bo przecież wiedząc, że posłowie będą mieli również wpływ na wybór sędziów, moglibyśmy podjąć inną decyzję przy urnie wyborczej. Demokratyzacja sądów jest zatem realizowana w dość pokrętny sposób; można wręcz powiedzieć, że z pominięciem samych obywateli. Wróćmy do oddolnej kontroli wymiaru sprawiedliwości. Kluczowym narzędziem jest tu zapisana w konstytucji oraz w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka zasada jawności postępowania przed sądami. – Rzeczywiście, nieodłącznym elementem państwa prawa jest prawo do procesu kontrolowanego przez opinię publiczną. W praktyce jest ono realizowane w ten sposób, że osoby kompletnie bezstronne, niezwiązane ze sprawą, mają możliwość pojawienia się w sądzie w charakterze widzów i przysłuchiwania się rozprawie. Z obecnością przedstawicieli społeczeństwa w salach rozpraw nie jest jednak najlepiej, ponieważ w każdej chwili toczą się tysiące postępowań. Co więcej, rozprawy odbywają się w porze, kiedy większość obywateli jest w pracy. Ponieważ skorzystanie z prawa do kontrolowania władzy sądowniczej wymaga trochę wysiłku, najczęściej jest ono realizowane, kiedy sprawa w jakiś sposób nas dotyczy (np. jedną ze stron jest członek naszej rodziny) bądź też gdy jest bardzo głośna. I jeśli potem do prezesa sądu trafia skarga, np. na traktowanie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 21/2018

Kategorie: Wywiady