Paw oskubany

Paw oskubany

Prezesowi Wildsteinowi pióra wyrwali koledzy – dziennikarze prawicowego „Dziennika” i „Newsweeka Polska” Paw to piękny ptak. Szczególnie piękny, gdy dumnie rozkłada swój ogon, pręży tors i głośno krzyczy, mając dookoła przestraszone kury. Ale paw, któremu z kupra wyrwą pióra, oskubią tors i rzucą oskubanego na chłodniczą ladę, będzie takim samym gołym, śmiesznym ochłapem mięsa jak oskubana kaczka czy gęś. Takim oskubanym pawiem jest dziś prezes TVP, Bronisław Wildstein. Pawie pióra wyrwali mu koledzy. Dziennikarze prawicowego „Dziennika” i „Newsweeka Polska”. Popatrzmy na oskubanego pawia. Nie ma przebacz „Kiedy przychodziłem do TVP, ludziom drżały ręce”, mówił Wildstein w rozmowie z „Dziennikiem” (23-24.09.br.). Chyba ze śmiechu. Tych, którzy bali się Wildsteina, już dawno w TVP nie było. Kto miał się bać? Portier, któremu Wildstein obiecywał zwolnienie, mówiąc dziennikarzom: „A kto powiedział, że portierów zwalniać nie będę”. Gdyby zwalniał portierów, a nie kontynuował działania poprzedniego „fachowca” zarządzającego telewizją, może byłoby lepiej. Ci, co to im ręce drżały, wiedzieli bowiem, że ten hołd oddawany niezależnemu dziennikarzowi, który pokaże, co można zrobić w telewizji, to oklaski opłacanych klakierów. Wiedzieli, że Wildstein nic nie zrobi, bo kompletnie na telewizji się nie zna, a że się nie zna na zarządzaniu zespołami ludzkimi, mówił to po jego nominacji kolega z jednej gazety, Tomasz Wołek. Śmiech pusty ogarniał fachowców, gdy paw rozkładając ogon, krzyczał, jak będzie uzdrawiał, jak reformował, jak nie pozwoli wtrącać się politykom, jak pokaże, co potrafi. Paw w swej próżności krzyczał, że zreformuje, choć nie ogląda. „Wiadomości” pod kierownictwem „fachowców” od telewizji takich samych jak Wildstein lecą na łeb na szyję, tak jak flagowy okręt telewizji publicznej, czyli Jedynka. Publicystyka pod wymownym zawołaniem „Nie ma przebacz” do pięt nie dorasta poziomem ani wielkością widowni programom wyrzuconym jak śmiecie z anteny. Tamta publicystyka robiona przez ludzi telewizji, co to była nieobiektywna, wygrywała w rankingach widowni z publicystyką TVN i Polsatu. Ta słuszna, „obiektywna”, robiona przez prawicowych gazeciarzy, jakoś nie może się przebić do „przypadkowego społeczeństwa”, które nie dostrzega w niej owych wspaniałych wartości, jakie widzą Wildstein i autorzy tych knotów. Konfuzja i chaos Telewizja jest dla telewidzów. Ta prawda nie dociera jednak do jasnego umysłu prezesa, który na pytanie Roberta Mazurka: „Jak powinna wyglądać informacja w telewizji publicznej?”, odpowiada tak, jakby przed chwilą obejrzał nadzorowane przez siebie „Wiadomości”. „Oprócz tego, że ma być szybka, powinna coś wnosić do naszej wiedzy o świecie, jakoś go objaśniać, a nie być tylko sieczką, w dodatku nieumiejętnie podaną, która pogłębia wrażenie konfuzji i chaosu”. Wie, co mówi, czy mówi, co wie? Może warto przerzucić się na TVN 24, żeby nie pogłębiać „wrażenia konfuzji i chaosu”? Nagi, oskubany paw, leżąc na chłodniczej ladzie, nie wie, jaki jest śmieszny. Na uwagę dziennikarza: „Efekt jest taki, że nie macie ani Olejnik, ani nikogo innego”, odpowiada: „Znajdziemy”. Pamiętam, jak inny fachowiec, znacznie więcej wiedzący o telewizji niż Wildstein, po odejściu Kamila Durczoka mówił, że pustka po nim zapełni się szybko. No i co? Ludzi nie znajduje się na ulicy. Ludzi trzeba, tak jak w TVN, szukać, uczyć i szanować. Telewizja opiera się na osobowościach. Nie wystarczą pióra w ogonie. Trzeba mieć to coś, co przyciąga telewidzów. Nie można bezbarwnym czytaczom programów informacyjnych – nazwiska zostawiam telewidzom – powierzać prowadzenia programów publicystycznych, bo to grozi katastrofą. Tego niestety nie wie ten, przed którego przyjściem „ludziom drżały ręce”. Dziś nadal drżą. Ze śmiechu, gdy czytają, że lansowanie na antenie takich osób jak Kazimiera Szczuka „świadczy o daleko posuniętej chorobie życia intelektualnego”. Gdy czytają, że Pospieszalski „w sprawach politycznych jest bardzo umiarkowany”. Wildstein wie, że w telewizji, którą zarządza, są „całe nisze ekologiczne, gdzie są poukrywani” tacy ludzie jak Andrzej Kwiatkowski. „Niełatwo ich wytropić”. Podpowiadam. Andrzej Kwiatkowski pracuje w Agencji Produkcji Audycji Telewizyjnych, ma etat komentatora, chodzi po telewizyjnych korytarzach, melduje się w agencji i cieszy – może to plotka – że nareszcie może skierować pozew do sądu o dyskryminację. „…W TVP za mojej kadencji programu mieć nie będzie”. Paw przed lustrem „Ma pan poczucie porażki?”, pyta Wildsteina dziennikarz. „Nie, ale zwycięstwem też bym tego nie nazwał”. Znowu ręce zatrzęsły się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 40/2006

Kategorie: Media