Megaprzetarg dekady rozstrzygnięty, komisja śledcza zbliża się do finału, wątpliwości pozostały Powrót do pracy członków komisji hazardowej w przedziwny sposób zbiegł się z rozstrzygnięciem „przetargu dziesięciolecia” – jak podał 5 lipca 2010 r. w specjalnym komunikacie Totalizator Sportowy. Czyli dzień po wyborach prezydenckich! Niektórzy gotowi są dostrzec w tym szczególną symbolikę. Zwłaszcza że z rywalizacji zwycięsko wyszło konsorcjum spółek Data Trans i GTech Corporation. Przy czym pierwsza z nich jest córką drugiej. Wiele musiało się zmienić, by wszystko zostało po staremu. li ludzie natychmiast zaczęli plotkować, że sprawa nie może być czysta, jeśli przetarg wygrywa spółka, której nazwa przez ostatnie miesiące odmieniana jest przez wszystkie przypadki. I bynajmniej nie w chwalebnym kontekście. GTech w 2008 r. płacił przecież lobbystom w związku z pracami nad nowelizacją ustawy o grach i zakładach wzajemnych, a wcześniej w latach 2000-2001 zatrudniał prof. Józefa Blassa, by ten za ok. 20 mln dol. doradzał mu i „monitorował” rząd polski. Sprawę bada dziś Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Faktem jest, że oferta zwycięskiego konsorcjum była wyjątkowo korzystna. W komunikacie spółki podkreślono, że „w porównaniu z obecną umową Totalizator zaoszczędzi rocznie ponad 113 milionów złotych brutto”! Łatwo policzyć, że w ciągu siedmiu lat (bo na taki okres ma być podpisany kontrakt) da to 791 mln zł! Wolno jedynie domniemywać, że gdyby w 2001 r. ówczesny zarząd Totalizatora Sportowego bardziej się przyłożył, a minister skarbu państwa lepiej czuwał nad skarbem, dochody GTechu w Polsce mogłyby być o co najmniej 500 mln zł mniejsze. Za to pożytki dla polskiego sportu i kultury większe. Z drugiej strony, gdy ma się do czynienia z tak wyjątkową ofertą – bo oferta konsorcjum Data Trans i GTech Corporation jest, moim zdaniem, niemal na granicy opłacalności – należy być ostrożnym. Nikt przecież nie zaręczy, że w trakcie jej trwania umowa nie zostanie zmieniona. Więcej, taka obawa staje się całkiem realna! Kluczem może się okazać zapis, który mówi, że obie strony mogą ją rozwiązać np. z rocznym wypowiedzeniem. Do jesieni 2011 r. GTech i Totalizator wiążą stare zobowiązania jeszcze z 2001 r. I nasz narodowy monopolista rozlicza się według starych – dość kosztownych – stawek. Poza tym dla GTechu klimat do stawiania zbyt wygórowanych żądań finansowych nie jest sprzyjający. Co stanie się jednak, gdy na początku 2012 r., kilka miesięcy przed inauguracją Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej Euro 2012, spółka zależna amerykańskiego potentata Data Trans, wchodząca w skład zwycięskiego konsorcjum, ogłosi upadłość? Czy nie pojawi się konieczność renegocjacji warunków rozstrzygniętego dziś przetargu? Albo gdy konsorcjum dojdzie do wniosku, że umowa z Totalizatorem jest dla niego nieopłacalna? GTech jako wynagrodzenie otrzymuje niewielki procent od obrotu. A obroty naszego monopolisty dramatycznie spadły. W ostatnich dniach potwierdziło się to, o czym na łamach „Przeglądu” pisaliśmy w marcu. Przychody Totalizatora Sportowego nie zachwycają. We wtorek 6 lipca „Puls Biznesu” podał, że klienci spółki na gry i loterie wydali w pierwszym półroczu aż ok. 300 mln zł mniej niż rok temu. Jeśli owa tendencja się utrzyma, na koniec 2010 r. przychody spółki będą niższe o ponad 600 mln zł. Liczby co prawda nie rządzą światem, lecz pokazują, jak świat jest rządzony… Zarząd Totalizatora powołany przez ministra Aleksandra Grada okazał się, delikatnie mówiąc, nieszczęśliwy. Lecz tak bywa, gdy w biznesie chcą się sprawdzić ludzie mający nikłe pojęcie o tym, czym przyjdzie im się zajmować. Z zarządu Totalizatora Sportowego jedynie pan Grzegorz Sołtysiński ma wiedzę i doświadczenie w prowadzeniu spółki. Po prostu wcześniej kierował narodowym monopolistą. Nie da się tego powiedzieć ani o prezesie Sławomirze Dudzińskim, ani o odpowiedzialnym za sprzedaż i marketing Wojciechu Szpilu, który zastąpił na tym stanowisku odwołanego Piotra Goska. To zarząd spółki należy winić za decyzję o znacznym podniesieniu stawek oraz nie do końca przemyślanej zmianie popularnych nazw gier liczbowych na mniej znane. Na razie resort skarbu nie wyciąga wniosków. Widocznie konsekwentnie prezentuje pogląd, że doświadczenia z hazardem nie są konieczne, by zarządzać monopolistą. Wystarczy dobre samopoczucie i huraoptymizm. Na początku kwietnia Totalizator opublikował komunikat, z którego wynikało, że spadek sprzedaży został zahamowany,
Tagi:
Marek Czarkowski