Karl Rove, najważniejszy doradca prezydenta USA, został oskarżony o zdekonspirowanie funkcjonariusza państwowego Nazywają go „Architektem”, „Karolem Wielkim”, „Chłopięcym Geniuszem”, „Mózgiem Busha”. Karl Rove uważany jest za najbardziej wpływowego doradcę prezydenta w dziejach USA. To on utorował obecnemu gospodarzowi Białego Domu drogę do władzy, podstępnie oczerniając i dyskredytując jego przeciwników. Niektórzy porównują go do kardynała Richelieu przy „królu” Bushu. Inni widzą w nim amerykańskiego Rasputina. Teraz jednak 55-letni Rove znalazł się w tarapatach. Istnieją mocne poszlaki, że to on wyjawił dziennikarzom tożsamość Valerii Plame, tajnej agentki CIA, zajmującej się tropieniem broni masowej zagłady. Świadome zdekonspirowanie funkcjonariusza państwowego to przestępstwo federalne, za które grozi 50 tys. dol. grzywny i do 10 lat więzienia. Prezydent Bush wcześniej zapowiadał, że zwolni każdego pracownika administracji, który dopuścił się tego czynu. Czy dotrzyma słowa i odprawi najbardziej lojalnego, zaufanego i sprawnego pretorianina? Jak twierdzi Bill Minutaglio, biograf prezydenta Stanów Zjednoczonych, to dla Busha prawdziwy dylemat, przypominający tragedie Szekspira. Amerykański lider przecież zdaje sobie sprawę, że tylko dzięki wsparciu Rove’a znalazł się w Białym Domu. Afera rozpoczęła się w 2002 r., kiedy politycy w Waszyngtonie gorączkowo szukali pretekstów do zbrojnej inwazji na Irak. CIA i prawdopodobnie wiceprezydent Dick Cheney wysłali do Nigru byłego ambasadora i męża Valerii Plame, Josepha Wilsona. Ten wytrawny dyplomata miał zbadać, czy prawdziwe są pogłoski, jakoby reżim Saddama Husajna usiłował zdobyć w tym afrykańskim kraju uran do produkcji broni nuklearnej. Wilson dowodów nie znalazł, mimo to w styczniu 2003 r. w orędziu o stanie państwa prezydent Bush wypowiedział słynnych „16 słów”, oskarżając reżim w Bagdadzie o próbę nuklearnych zakupów w Afryce. 6 lipca tegoż roku Wilson napisał na łamach „New York Timesa”, że administracja wyolbrzymiła zagrożenie ze strony domniemanych arsenałów masowego zniszczenia Saddama. Było to dla Busha i jego ekipy kompromitujące stwierdzenie. Jak się wydaje, podjęto wówczas działania, aby podać wiarygodność Wilsona w wątpliwość. 14 lipca konserwatywny dziennikarz Robert Novak opublikował artykuł, w którym zapewniał, że wyprawa dyplomaty do Nigru nie była właściwie misją rządową, lecz tylko sprawą rodzinną. Wilson został jakoby wysłany do Nigru, ponieważ poleciła go żona, tajna funkcjonariuszka CIA, Valerie Plame. W Waszyngtonie rozpętała się burza. Prokurator specjalny Patrick Fitzgerald rozpoczął śledztwo, które trwało 18 miesięcy. Biały Dom zapewniał, iż pogłoski, że to Rove był źródłem przecieku, są absurdalne. Robert Novak, jak się zdaje, ułożył się z prokuratorem. Dziennikarz zapewnia, że rozmawiał z „Mózgiem Busha”, jednak tożsamość agentki CIA znał już wcześniej. Odgrywająca tajemniczą, lecz nieznaną rolę w skandalu dziennikarka „New York Timesa”, Judith Miller, nie zgodziła się na ujawnienie swych informatorów. Rozsierdzony Fitzgerald posłał ją na cztery miesiące do więzienia. Strach padł na redakcje. Szefowie magazynu „Time”, zagrożeni wysokimi grzywnami, polecili swemu dziennikarzowi Matthew Cooperowi podjęcie pełnej współpracy z prokuratorem. Cooper przekazał Fitzgeraldowi swe notatki i maile, z których wynikało, że 11 lipca 2003 r. odbył „superpoufną” rozmowę telefoniczną z Karlem Rove’em. Doradca prezydenta powiedział wówczas, że „to żona Wilsona, która pracuje w CIA, wyraziła zgodę na podróż” (do Nigru). Nienawidzący „Architekta” Demokraci i liberałowie zaczęli domagać się, aby Bush zwolnił winowajcę. Wielu uważa, że bez swego „Mózgu” prezydent będzie bezradny jak dziecko, a upadek Rove’a okaże się ciosem dla całej Partii Republikańskiej i przyczyni się do jej klęski w bitwie o Biały Dom w 2008 r. Bush oświadczył tylko, że czeka na oficjalny wynik dochodzenia. Czy Karl Rove zapłaci wreszcie za machinacje i cyniczne intrygi? Doradca Busha uważany jest za mistrza marionetek, diabolicznego manipulatora, który w Białym Domu pociąga za najważniejsze sznurki. Polityka to jego świat. Pytany, kiedy po raz pierwszy zaczął myśleć o kampaniach prezydenckich, Rove odpowiedział: „25 grudnia 1950 r.”. Tego właśnie dnia urodził się w Denver w stanie Kolorado. Pewne jest, że jako dziewięcioletni chłopiec agitował na rzecz prezydenckiej kandydatury Richarda Nixona i pobił dziewczynkę z sąsiedztwa, która wolała Johna Kennedy’ego. Jako człowiek dorosły
Tagi:
Marek Karolkiewicz