Piaf była mi wyrocznią – rozmowa z Joanną Rawik

Piaf była mi wyrocznią  – rozmowa z Joanną Rawik

Sztuka jest zaborcza niczym zazdrosny kochanek Joanna Rawik – piosenkarka, aktorka, dziennikarka, jedna z ikon polskiej estrady. Występowała m.in. w paryskiej Olimpii, w Podwieczorku przy mikrofonie Polskiego Radia, w filmach i serialach telewizyjnych. Śpiewała na festiwalach piosenki polskiej w Opolu i festiwalu piosenki radzieckiej w Zielonej Górze. Jest wykładowcą historii piosenki francuskiej w Szkole Wyższej im. Pawła Włodkowica w Płocku. Nie każdy wierzył, że można się nazywać Joanna Rawik? – Nie wierzył Jerzy Urban, więc pokazałam mu dowód osobisty, bo szybko zalegalizowałam pseudonim. Pseudonim zapożyczony od bohatera „Łuku triumfalnego” Ericha Marii Remarque’a, uchodźcy. – Urodziłam się i wychowałam w Rumunii. Przyjechałam do Polski jako 13-latka. Początkowo czułam się tutaj bardzo dziwnie. Nie można bezkarnie wyjechać z ojczyzny, na zawsze pozostanie rozdarcie. Ojczysta Rumunia ukształtowała mnie wewnętrznie, duchowo, intelektualnie. Ktoś spytał: dlaczego pani tam nie wraca? Bo to już nie ten czas, nie ci ludzie. Ojczyzna nie jest miejscem na mapie. „Łuk triumfalny” przeczytałam w czasach urzeczenia egzystencjalizmem, powieść zrodziła we mnie kult Paryża. Stał się obsesyjnym marzeniem – z jego architekturą, literaturą, filmem, teatrem, filozofią, poezją i piosenką. Polska była początkowo trudna, obca i niezrozumiała. Z językiem na czele. Rumunia, Polska, Francja, a we Francji Edith Piaf. Dlaczego stała się dla pani wzorem? – Głos Piaf znałam z radia rumuńskiego, do Polski dotarła wiele lat później. W roku 1970 w Berlinie dostałam jej wspomnienia „Ma vie”, dyktowane dziennikarzowi krótko przed śmiercią. Ta pozycja zapoczątkowała moje archiwum Piaf. Ukazało się mnóstwo literatury na jej temat, książki czasami naiwne, byle jakie. W jednej jest zdanie: śpiewając o miłości, śpiewała o śmierci. Tak było, gdy zginął w katastrofie lotniczej jej ukochany Marcel Cerdan. Piosenki Piaf śpiewałam bardzo wcześnie. Z 17 odcinków radiowej opowieści powstała moja debiutancka książka „Hymn życia i miłości”, potem kolejne dwie, wzbogacone wersje. Kilkanaście lat temu napisałam monodram, który od tego czasu gram i śpiewam. W pani najnowszej książce „Muzyka życia”, właśnie wydanej przez Studio Emka, jest rozdział „Przypadek nie istnieje”. – W roku 1999 natrafiłam w antykwariacie w Brukseli na album zawierający pełną dokumentację prasową artystki. Śpiewałam wtedy dla nader ekskluzywnej publiczności francuskojęzycznej i uświadomiłam sobie, przechodząc od pozycji polskich (w wersji francuskiej) do piosenek Piaf, jak potężny potencjał tkwi w jej repertuarze. Piaf kobieta stała się z czasem autorytetem również duchowym, nawet wyrocznią. „Muzyka życia” została ukończona jesienią 2013 r., można powiedzieć – ledwie wczoraj. Studio Emka wyprodukowało ją błyskawicznie, z licznymi zdjęciami. Skąd taki pośpiech? Czy nie lepiej byłoby wszystko starannie przemyśleć? – To są właśnie rezultaty moich przemyśleń. Zaczęłam pisać 19 lutego po recitalu w pięknym Białołęckim Ośrodku Kultury, gdzie była wspaniała publiczność. Pomyślałam, że dla takich ludzi musi powstać nowa książka. Termin ukazania się „Muzyki życia” nie jest przypadkowy. W październiku na świecie obchodzono 50-lecie śmierci genialnej artystki. We Francji, gdzie jest niezmiennie wielbiona, używa się określenia disparition, co znaczy zniknięcie, odejście. TYLKO PIAF? Pisze pani, że w Paryżu zawsze odwiedza grób Edith Piaf na cmentarzu Père-Lachaise. A co z Chopinem? – Oboje byli geniuszami. Chopin nieźle sobie radził finansowo. Nosił zawsze nowe białe rękawiczki, zamawiał wytworne ubrania, mieszkał nawet w pałacach i został pochowany w reprezentacyjnej kwaterze. Piaf spoczywa na szczycie nekropolii, wśród mało znanych osób. Umarła straszliwie zadłużona, jej ostatni mąż Theophanis Lamboukas, znany jako Théo Sarapo, przez wiele lat spłacał długi. Piaf była starsza od swojej teściowej, wiele osób trywializuje jej związek z Theo. Było to skomplikowane, ale właśnie ona – mocno schorowana – budziła w młodym mężczyźnie opiekuńcze, ojcowskie uczucia. Przyjaciółka Edith Marlena Dietrich nazywała przyjaźń najczystszą formą miłości. Uniwersytet Łódzki wspólnie z Teatrem Nowym im. Kazimierza Dejmka zorganizował w październiku Dni Francji, poświęcone tym razem Edith Piaf i Jeanowi Cocteau, również wiernemu przyjacielowi, który napisał dla Piaf monodram „Piękny i nieczuły”. Bohaterka opery Pucciniego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 46/2013

Kategorie: Kultura