Pięć wieków polskiej ksenofobii

Pięć wieków polskiej ksenofobii

W minionych stuleciach niechęć do obcych miała pewne uzasadnienie. W Rzeczypospolitej XXI w. jest zjawiskiem, dla którego trudno znaleźć racjonalne przyczyny Występujące w ostatnich latach w naszym państwie (zwłaszcza w niektórych miastach) zjawisko ksenofobii budzi zrozumiałe zaniepokojenie. Wypada wszakże przypomnieć, że nie jest ono niestety niczym nowym w dziejach. Już w drugiej połowie XVII stulecia ks. Tomasz Młodzianowski narzekał na upowszechniające się wśród szlachty przysłowie: „Póki świat światem, cudzoziemiec nie może być Polakowi bratem”. Zdaniem jezuickiego kaznodziei, powinno ono się odnosić tylko do innych wyznań, a nie narodów. „Szkoda się tak na narody porywać: Pismo święte uczy nas, że wszyscyśmy sobie w Chrystusie bracią”. Natomiast żaden heretyk „nie może katolikowi być przyjacielem”. Od ksenofobii do izolacji Należy jednak podkreślić, że ksenofobia nie stanowi zjawiska ograniczonego do jednej warstwy. Antagonizm szlachecki wobec obcych, tak łatwo skądinąd uchwytny, był w jakimś stopniu odpowiednikiem ksenofobii nurtującej masy chłopskie i mieszczańskie. Najbardziej nawet doraźna i powierzchowna sonda źródłowa dokonana na terenie folkloru ludowego, ksiąg grodzkich czy literatury mieszczańskiej wskazuje, że zjawisko ksenofobii obejmowało w mniejszym lub większym zakresie wszystkie grupy socjalne, przez co stało się problemem o charakterze ogólnonarodowym. Występowało ono zresztą nie tylko wśród Polaków; w XVI w. ksenofobia rozwija się także we Francji, we Włoszech, w Niderlandach czy w Niemczech. Obok ksenofobii widocznej w stosunku do innych narodów żyjących poza granicami Rzeczypospolitej obserwujemy ją w wielu wypadkach także w postawie wobec obcych grup zamieszkujących Polskę (Niemców, Żydów, Ormian czy Tatarów). Ksenofobia występuje więc w pewnych wypadkach jako wyraz stosunku różnych grup ludności (niekoniecznie odmiennych etnicznie) do siebie. Ksenofobia szlachecka powstała na podłożu walki tej warstwy o utrzymanie pozycji politycznej i społecznej. Jak każdy antagonizm do obcych wyrastała zatem na gruncie walki o byt. Od początku także przybierała niesłychanie agresywny charakter. Stanowiła część składową ideologii „narodu szlacheckiego”. Triumf tej ideologii w umysłach szerokich rzesz szlacheckich i narastanie wśród nich ksenofobii są smutnym świadectwem załamywania się prądów ideologicznych i kulturalnych polskiego Odrodzenia. Pogarda dla zagranicy mówiącej innym językiem, wyznającej inną wiarę, żyjącej w innej politycznej, społecznej i kulturalnej strukturze przygotowuje skutecznie izolację Rzeczypospolitej od kultury innych narodów, utwierdza jej kwietyzm i zacofanie. Cudzoziemiec – grabarz „złotej wolności” Decydującą rolę w powstaniu ksenofobii odegrały strach i zawiść; przyniosły one ze sobą nieustanną, do chorobliwych rozmiarów dochodzącą podejrzliwość wobec obcych. W wyniku tej podejrzliwości i nienawiści zwrot „praktyki cudzoziemskie” staje się stopniowo w Polsce XVII w. synonimem najgorszych intryg i zamachów na całość i dobro Rzeczypospolitej oraz jej szlacheckich obywateli. Cudzoziemiec zaś występuje niemal z reguły jako zajadły wróg najcenniejszych dla szlachty wartości społecznych, kulturalnych i politycznych. Wszystkie narody zachodniej Europy uchodziły w oczach przeciętnego szlachcica za potencjalnych grabarzy „złotej wolności”, w równym stopniu jej wrogich. Wybitny socjolog Florian Znaniecki słusznie stwierdzał, że „niezliczone przykłady z dziejów różnych kultur ilustrują powyższą postawę. Cudze słowo jest złem, cudze piękno brzydotą, cudza prawda fałszem lub błędem, cudza mowa dźwiękami bez sensu, bełkotaniem »ciemnego«, cudza świętość nieczystością, cudze bogi szatanami – nie tylko są, lecz być muszą”. Negatywne opinie o mieszkańcach innych krajów Europy, przejawiające się w italofobii, germanofobii czy frankofobii, w połowie XVII w. coraz wyraźniej zlewają się u nas w jeden potężny nurt ksenofobii. Podobnie jak gwałty popełniane przez najeźdźców w okresie smuty „ostatecznie zniechęciły Rosjan do szukania jakiejkolwiek wspólnoty duchowej i zbliżenia kulturalnego z cudzoziemcami” (Michaił Osipowicz Kojałowicz), tak też po latach potopu pozostała w Polsce trwała pamięć o obcych profanujących kościoły, rabujących pałace i chaty chłopskie, pustoszących miasta. Te masy cudzoziemców, których trzeba było dużym zbrojnym wysiłkiem przepędzać z kraju, musiały wpływać na upowszechnienie zjawiska ksenofobii oraz spotęgowanie walki z cudzoziemszczyzną. Byt państwa został – jak słusznie stwierdzał Władysław Czapliński – zakwestionowany „przez obcy, innego wyznania i innej kultury naród”. Polskie przedmurze zamieniło się nagle w twierdzę, i to atakowaną niemal równocześnie z trzech stron świata. Już

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 32/2013

Kategorie: Opinie