Piekło kresów

Piekło kresów

To jest chyba najdziwniejsza nominacja pisowskiej ekipy. Jan Piekło już oficjalnie został ambasadorem RP w Kijowie, już wręczono mu nominację. A dlaczego najdziwniejsza? Bo problemów PiS Piekło nie rozwiązuje, przeciwnie – przysparza ich partii. Przede wszystkim działa jak płachta na byka na środowiska kresowe związane z pisowską prawicą i grupami narodowców. Część z nich skłania się dziś do sympatii z ruchem Kukiza, część z partią Kaczyńskiego, więc PiS o te środowiska zabiega. I proszę – jedną nominacją oddaje je lekką ręką. A to dlatego, że Piekło swoimi wypowiedziami bardzo się środowiskom kresowym naraził. Od zawsze był przeciwnikiem uchwały Sejmu w sprawie rzezi wołyńskiej i „krwawej niedzieli”. „Spodziewam się, że sformułowanie o UPA jako o organizacji »zbrodniczej« nie przejdzie przez polski parlament”, mówił jeszcze w 2013 r. I dodawał, że „uchwalenie podobnej uchwały »wywołałoby konflikt« z mieszkańcami zachodniej Ukrainy, dla których UPA i Stepan Bandera to bohaterowie”. Przypominano mu także inne wypowiedzi na temat UPA. Na przykład tę: „Nie widzę nic złego w tym, że Ukraina chce uczcić ludzi, którzy walczyli z komunistycznym reżimem. Zdarzył się wtedy epizod bratobójczej walki między Ukraińcami a Polakami, doszło do zbrodni wołyńskiej, ale to tylko część historii UPA, która ma również inne karty, których nie chcemy zauważyć”. Słowa o „epizodzie” pamiętane są mu do dziś. Pewnie też na długo zostaną zapamiętane opowieści o „dobrej” UPA i o jej współpracy z… AK. On tak twierdzi, choć polscy historycy zgodnie uważają, że współpraca UPA z AK – jeśli się zdarzała – miała charakter incydentalny, bez znaczenia. Wysnuwanie więc takich wniosków, do jakich dochodzi Jan Piekło, to pisanie historii od nowa. I to też jest zarzut zarówno kresowian, jak i polityków Kukiz’15, a także części PiS – że Jan Piekło, wieloletni dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Ukraińskiej tak bardzo w tę współpracę się zaangażował, że całkowicie przyjął punkt widzenia ukraińskich nacjonalistów. Był też, dodajmy, jednym z tych, którzy domagali się, by Polska eksportowała na Ukrainę broń. OK. Publicysta może prezentować taką postawę. Ale ambasador? Kiedy PiS przejęło władzę, zablokowało powołanie Marcina Wojciechowskiego, nominata PO, na stanowisko ambasadora w Kijowie. Tłumaczono to wówczas tym, że Ukraina jest tak ważnym naszym partnerem, że musi tam jechać ktoś, kto ma bardzo dobre kontakty z władzami w Warszawie. Wojciechowski by nie miał. A Piekło, który nie różni się od niego poglądami? Jest głęboko skłócony z kresowianami. Jest przeciwnikiem rezolucji sejmowej, która nazwała rzeź wołyńską ludobójstwem, a która przeszła głosami PiS. Czyją więc politykę będzie chciał w Kijowie realizować? Czyje interesy tam reprezentować? Kto z ekipy rządzącej mu ufa, do kogo będzie miał tzw. szybki dostęp? Czy on sam będzie w Kijowie szanowany, czy też przyjdzie mu spełniać rolę miłej maskotki? Na razie wszystko wskazuje na ten najgorszy scenariusz. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 33/2016

Kategorie: Kronika Dobrej Zmiany
Tagi: Attaché