Gdyby nie awanturnictwo „przegranych” działaczy Związku Polaków na Białorusi, nie byłoby dziś tak wielkiej wrogości Kazimierz Pawełek, senator RP Kazimierz Pawełek jest senatorem RP, członkiem Komisji Kultury i Środków Przekazu oraz Komisji Emigracji i Polaków za Granicą. Z ich umocowania zajmuje się mediami polonijnymi (przewodniczący Rady Programowej TVP USA) oraz sprawami Polaków na Białorusi i Ukrainie (ponad 50 wizyt podczas kadencji), promując przede wszystkim ich dostęp do oświaty, kultury i edukacji w Polsce oraz obywatelskie bezpieczeństwo i równe traktowanie w krajach zamieszkania. Z zawodu dziennikarz. Debiut w 1953 r. w krakowskim „Dzienniku Polskim”, po proteście przeciwko rozwiązaniu „Po prostu” zajął się pisaniem tekstów satyrycznych. W 1971 r. powrócił do zawodu dziennikarskiego. Przez 20 lat w „Kurierze Lubelskim”, w tym przez 10 (do 2001 r.) w roli redaktora naczelnego sprywatyzowanej gazety, która odniosła w tym czasie bezprecedensowy sukces czytelniczy. Nigdy nie był w żadnej partii politycznej. W Senacie jest członkiem klubu SdPl-UP. – Polskie media, niekiedy w poetyce relacji wojennych, przynoszą doniesienia z Grodna i okolic, gdzie trwają represje władz przeciwko Związkowi Polaków na Białorusi. Z ramienia Senatu RP zajmował się pan naszymi rodakami przez całą dobiegającą końca kadencję. Niedawno też pan tam był. Zacznijmy od diagnozy. – Dzieje się bezprawie. Łamane są prawa człowieka, prawa obywatelskie zaś ograniczane. To, że Związek Polaków na Białorusi padnie ich ofiarą, nie było trudne do przewidzenia, była to bowiem ostatnia bodaj organizacja mniejszości narodowych zachowująca niezależność od Łukaszenkowskiej administracji oraz wyrażająca wobec niej swoje, wielokroć krytyczne stanowisko. Z bólem muszę użyć czasu przeszłego. Milicja i organy bezpieczeństwa spacyfikowały praktycznie jej działalność, a aktywistów poddają represjom i zastraszaniu. Z jeszcze większym bólem muszę stwierdzić, że obok natury reżimu panującego na Białorusi za wykreowanie sytuacji odpowiedzialne są też… środowiska polskie. Powiem nawet, że to one zainspirowały administrację i ośmieliły do akcji, jaką dziś obserwujemy. – Mocne słowa. Na ogół nie do usłyszenie w mediach… – Nie ma tak, że są dwie strony. Czarna jak smoła białoruska i śnieżnobiała polska. To grube uproszczenie. Kryzys jest także skutkiem polskiego piekła, z którym mamy do czynienia zarówno w kraju, jak i wśród Polaków żyjących poza granicami. I to niezależnie od tego, czy sami z Polski wyjechali, czy też to ona… wyjechała od nich. – No dobrze, jak nie ma t a k, to… jak jest? – Najpierw rys historyczny. Bez tego trudno będzie pojąć genezę konfliktu. Związek Polaków na Białorusi działa niemal 17 lat. Jednym z jego założycieli i wieloletnim prezesem był Tadeusz Gawin. Za jego czasów nawiązane zostały bliskie związki organizacji ze Wspólnotą Polską i Senatem RP. Popłynęła pomoc materialna dla rodaków. Zaczęto budować z naszych środków domy polskie i szkoły. Rozbudowane też zostały struktury organizacyjne ZPB, w których praca wiązała się niejednokrotnie z poprawą warunków życiowych i w związku z tym była przedmiotem pewnego pożądania. W drugiej połowie lat 90. prezes Gawin aktywnie włączył się w nurt silnie akcentującej elementy narodowe opozycji białoruskiej. W związku rozpoczęła się dyskusja, czy dla Polaków na Białorusi lepsze jest otwarte zwalczanie Łukaszenki, czy też raczej trzymanie się z dala od polityki. Finałem tych dyskusji był V Zjazd ZPB, na którym na prezesa wybrano zwolennika drugiej opcji, Tadeusza Kruczkowskiego, doktora na uniwersytecie w Grodnie. Antagonizm grupa Gawina oczywiście zachowała. Kruczkowski szybko stał się czołową postacią polskiej społeczności na Białorusi. Zrobił też karierę w światowych środowiskach polonijnych. Został sekretarzem Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych oraz członkiem siedmioosobowej Polonijnej Rady Konsultacyjnej przy marszałku Senatu RP. Utrzymywał systematyczne kontakty z Senatem RP, Wspólnotą Polską, Ministerstwem Spraw Zagranicznych i występował w telewizji. Z końcem 2004 r. mijała kadencja władz ZPB, a prezes nie wyznaczał terminu nowego zjazdu. Sprawy postanowił wziąć w swe ręce wiceprezes Józef Porzecki. Jak słyszałem, podczas nieobecności Kruczkowskiego Porzecki zebrał Zarząd ZPB i zawiesił prezesa, sam przejmując ster. Kruczkowski po powrocie oczywiście nie przyjął tego do wiadomości. Powstała swego rodzaju „dwuwładza”. Sytuacja patowa… – Ożywiana, radującym białoruską administrację, polskim folklorem w postaci „spalenia
Tagi:
Waldemar Piasecki