Piekło w sercu góry

Piekło w sercu góry

Podziemna kolejka błyskawicznie zmieniła się w ognistą kulę Tunel stał się gigantycznym kominem. W powietrzu mknącym z prędkością sztormowego wichru w mgnieniu oka powstały ogromne płomienie. Temperatura sięgająca tysiąca stopni obracała ludzi w gorący popiół, który wtapiał się w pękające skały. Katastrofa podziemnej kolejki linowej w austriackim Kaprun koło Zell am See (kraj związkowy Sazlburg) wstrząsnęła światem. Depesze kondolencyjne nadeszły ze wszystkich zakątków globu, z RPA, z Watykanu, z Chin. Nigdy jeszcze bowiem w górach nie doszło do takiej tragedii. Ponad 150 ludzi zginęło straszną śmiercią, gdy wagony zapaliły się w skalnej sztolni. Pojechali, by przy pięknej, słonecznej pogodzie przeżyć cudowny narciarski weekend, białe szaleństwo na stokach lodowca. Śmierć przyszła nagle, ukryta w sercu góry. Nikt się nie spodziewał, że taka katastrofa w ogóle jest możliwa. Podziemna kolejka linowa kursuje na pokryty lodowcem Kitzsteinhorn (3203 m wysokości) od 1974 roku. Przewiozła do tej pory 17 milionów turystów i nie miała ani jednego wypadku. W 1994 roku została gruntownie zmodernizowana. Na starych podwoziach zamontowano piękne, srebrno-niebieskie wagony. Od tej pory “lodowcowe metro”, jak z dumą nazywali swą kolejkę Austriacy, uchodziło za najnowocześniejsze w Europie. Pociąg kolejki o długości 30 metrów składa się z dwóch wagonów o łącznej masie 38 ton. Wyrusza ze stacji w dolinie, przejeżdża 600 metrów na wolnym powietrzu, a następnie znika w tunelu długości 3300 metrów i 3,6 metra szerokości. Po mniej więcej 8 minutach “lodowcowe metro” pojawia się na powierzchni na stacji górskiej, zintegrowanej z Alpejskim Centrum sportów zimowych. Tu, na wysokości 2452 metrów, narciarze i snowboardziści mają zapewniony śnieg nawet wtedy, gdy w dolinach zieleni się trawa. Dlatego też Kitzsteinhorn jest mekką amatorów sportów zimowych z Austrii, Niemiec oraz innych krajów. Nikt się nie spodziewał takiej tragedii. W tunelu nie było żadnych urządzeń przeciwpożarowych, ale eksperci wykluczali kategorycznie jakiekolwiek zagrożenie. Co bowiem mogło stanąć w płomieniach? Wagoniki zbudowane są z metalu i bardzo trudno palnych tworzyw sztucznych. Po modernizacji z kabin maszynistów usunięto nawet urządzenia ogrzewcze. W kolejce nie było silników ani zbiorników z paliwem. Wagony nie mają własnego napędu, lecz wciągane są na dwóch stalowych linach grubości 48 mm, splecionych ze 198 stalowych drutów. W tunelu zawsze poruszają się dwa pociągi: “Smok Lodowca” i “Kozica z Kitzsteinhorn”. Kolejka zjeżdżająca w dolinę wciąga tę, która jedzie na górę. W sobotę, 11 listopada, w Kaprun zapowiadał się wspaniały dzień. Świeciło słońce, a na lodowcu miało odbyć się otwarcie sezonu snowboardowego. Tysiące turystów wyruszyło więc na stacje kolejek linowych, napowietrznej i naziemnej. Pierwszy pociąg wjechał do tunelu kilka minut po godzinie ósmej. O godzinie 9.02 w kolejny kurs do Centrum Alpejskiego wyruszył zatłoczony “Smok Lodowca”. W tylnej części ostatniego wagonu stali głównie członkowie klubu narciarskiego Unterweißenbach z Vileck w Bawarii. Zanim jeszcze pociąg zniknął w tunelu, jeden z pasażerów, 39-letni Austriak Gerhard Hanetseder, zauważył: “Chyba czuję dym”. W tunelu pojawił się już mały płomień, “wielkości talerza”, pod kratownicą podłogi tylnej kabiny maszynisty (która w czasie jazdy pod górę jest nie obsadzona). Jeden z Bawarczyków usiłuje wezwać pomoc przez telefon komórkowy, ale w skalnym rękawie nie ma sygnału. Ogień powiększa się błyskawicznie, z podłogi unosi się “gryzący, agresywny dym”. Pierwsze zaczynają kasłać małe dzieci, znajdujące się najbliżej podłogi. O 9.05, gdy “Smok” wjechał już 600 metrów w głąb tunelu, maszynista krzyczy przez radio do centrum obsługi kolei: “Mamy ogień. Palimy się! Ratunku!”. “Natychmiast hamować. Otworzyć drzwi” – pada odpowiedź. Niemiecka prasa twierdziła później, że to polecenie było błędne i stało się dla większości pasażerów wyrokiem śmierci. Operator centrali powinien raczej natychmiast zawrócić pociąg. Po 60 sekundach wagony znalazłyby się z powrotem w dolinie, na wolnym powietrzu, gdzie toksyczne dymy nie były już szczególnie groźne. Ale operator działał zgodnie z obowiązującą instrukcją przeciwpożarową. Pociąg zatrzymuje się. Gasną światła. Urzędnicy austriaccy twierdzili później, że drzwi zostały otwarte. Wiadomo jednak, że przynajmniej w drugim wagonie nie udało się ich otworzyć. “Początkowo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 47/2000

Kategorie: Świat