Piekło w szwajcarskim tunelu
Długie korytarze nigdy nie będą całkowicie bezpieczne Ta katastrofa zaszokowała Szwajcarię. Tunel Świętego Gottarda, uważany za najbezpieczniejszy w kraju, w ciągu kilkunastu sekund zmienił się w ognisty piec. Temperatura błyskawicznie osiągnęła dwa tysiące stopni. Rozgrzane sklepienie runęło na odcinku ponad 200 metrów, grzebiąc ludzi i samochody. Tunel Świętego Gottarda będzie nieczynny przez długie miesiące. A przecież to najważniejszy szlak komunikacyjny na europejskiej osi Północ-Południe. Ma 16,3 km długości i w Europie ustępuje tylko norweskiemu tunelowi Laerdal (24 km). Eksperci wielokrotnie zwracali uwagę, że ta najdłuższa z podalpejskich arterii jest zatłoczona i w każdej chwili może dojść do dramatu. Tunel bowiem ma tylko jedną „rurę”, w której ruch odbywa się w dwóch kierunkach. Po katastrofie w tunelu Mont Blanc w 1999 r., w której zginęło 39 osób, w kilku krajach Europy dokonano inspekcji tuneli. Spośród 102 ocenionych tuneli Święty Gottard uzyskał najwyższą notę. Wyposażony jest przecież w tunel ewakuacyjny, biegnący równolegle do głównego „rękawa”, w bunkry bezpieczeństwa rozmieszczone co 250 metrów, w wykrywacze ognia, automatyczne kamery, instalacje z wodą pod wysokim ciśnieniem do gaszenia pożarów, potężne (aczkolwiek niezbyt już nowoczesne) kanały wentylacyjne. Nad bezpieczeństwem ruchu całą dobę czuwa ośmiu strażaków. A jednak średnio pięć razy do roku dochodzi tu do pożaru. Incydenty te zazwyczaj nie były groźne. Aż do tej pory. 24 października br., godz. 9.44. W tunelu znajduje się około 200 pojazdów, w tym ciężki ciągnik siodłowy z ładunkiem opon, kierowany przez 35-letniego Bruno Sabę z Włoch. Saba znajduje się w odległości 940 metrów od południowej bramy tunelu, prowadzącej do Airolo. Nagle Włoch gwałtownie kręci kierownicą. Oto jadąca z naprzeciwka ciężarówka wpadła w poślizg i wtargnęła na prawy pas. Na wyminięcie jest już za późno. Oba kolosy z hukiem zderzają się czołowo. Saba wydostaje się z potrzaskanej kabiny, jakimś cudem bez żadnych obrażeń. Usiłuje wyciągnąć kierowcę drugiej ciężarówki. Nagle widzi, jak z jego pojazdu wypływa jakaś ciecz. Zaraz potem z silnika bucha ogień i dym, płoną opony. Kierowca wie, czym to grozi w tunelu. Biegnie co sił w nogach ku zbawczemu wylotowi. Za nim 28 innych osób. Ci zdołali ocalić życie. „Dym był tak gryzący, że ledwie mogłem oddychać”, opowiadał potem Saba. Jeśli pożar wybucha w tunelu, betonowa rura w mgnieniu oka zmienia się w piec. Kanały wentylacyjne nie wystarczą, by usunąć toksyczne opary. Niektórzy kierowcy usiłują zawrócić. Inni cofają się na wstecznym biegu. Jeszcze inni próbują uciec pieszo przed rozszerzającą się szybko ognistą kulą. Szwajcarski kierowca ciężarówki Marc Frischknecht jechał tuż za pojazdem, który spowodował wypadek. „Nagle wszystko zapełniło się dymem. Zapanował kompletny chaos. Na szczęście znam Gottarda, codziennie tędy jeżdżę. Nie chciałem szukać wejścia do tunelu ewakuacyjnego, uciekłem głównym rękawem, szukając po omacku, gdzie jest ściana. Była już bardzo gorąca”, opowiadał później w szpitalu. Wiatr gnał dym w kierunku północnym. Czarne opary doścignęły uciekających. Kilka osób padło bez życia zaledwie kilka metrów od bunkrów ochronnych, które mogły przynieść ocalenie. 13 osób zdołało zamknąć się w bunkrach. Zaraz potem ewakuowali ich ratownicy. Służby ratownicze weszły do akcji niemal natychmiast. Od południa strażacy zbliżyli się 150 metrów do miejsca wypadku, gdy nagle odrzuciła ich gwałtowna eksplozja. Wybuch zniszczył sklepienie, na ludzi i pojazdy poleciał deszcz betonu i płonące kable. Ogień szalał ponad dobę. Dopiero następnego dnia przy użyciu armatek wodnych i potężnej aparatury chłodzącej zdołano obniżyć temperaturę powietrza z 1500 do 200 st. C. Pożar zamienił w stosy popiołów około czterdzieści samochodów. Początkowo z tunelu wydobyto dziesięć zwłok. Cztery osoby zginęły w pojazdach, a sześć już na asfalcie. Ostateczna liczba ofiar może sięgnąć 25. Minister Moritz Leuenberger, pełniący obecnie także urząd prezydenta Konfederacji Szwajcarskiej, pociesza się, że dzięki tunelowi ewakuacyjnemu wielu ludzi zdołało uratować życie. Inni jednak nie szczędzą słów krytyki – rękaw ewakuacyjny był za wąski, by mogły wykorzystać go ciężkie wozy strażackie, zaś system wentylacyjny zawiódł