Czy nowe rakiety nośne NASA dotrą aż do Księżyca? Wielka radość w NASA. Amerykańska agencja kosmiczna po raz pierwszy od prawie 30 lat przeprowadziła test nowej rakiety nośnej. 100-metrowy Ares I-X pomknął w niebo nad Florydą i osiągnął wysokość 45 km. Lot tego gigantycznego cygara kosztował 450 mln dol. Prace nad Aresami pochłonęły do tej pory ponad 7 mld dol. Test przebiegł pomyślnie. Weterani NASA nie kryli wzruszenia. „To było niewiarygodne, to było fantastyczne. Miałem łzy w oczach”, powiedział szef Kennedy Space Center na przylądku Canaveral na Florydzie, Bob Cabana. Rakiety Ares to najdłuższe i najsmuklejsze pojazdy kosmiczne skonstruowane przez NASA. Są one częścią programu Constellation. Przewiduje on, że Aresy będą przewozić amerykańskich astronautów do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej ISS, potem na Księżyc, a w przyszłości, kto wie, może jeszcze dalej, w stronę asteroid czy Marsa. Ale mimo udanego testu przyszłość projektu Constellation jest niepewna. Obecny budżet NASA nie pozwala na jego realizację. Nie wiadomo, czy w czasach kryzysu i wojen w Iraku i w Afganistanie prezydent Obama postanowi dorzucić brakujące miliardy Start rakiety nastąpił 28 października o godzinie 16.30 czasu europejskiego. Test miał zostać przeprowadzony dzień wcześniej, został jednak opóźniony z powodu złej pogody i chmur nad Florydą. Obawiano się, że chmury zakłócą funkcjonowanie aż 700 czujników, w które wyposażona została rakieta. Pracownicy NASA żartują z tego powodu, że Ares przypomina latającą choinkę. Czujniki dostarczały danych dotyczących stabilności i bezpieczeństwa lotu. W przeszłości podczas testów naziemnych dochodziło do groźnych wibracji. Specjalista od techniki lotniczej i kosmicznej Charles Vick powiedział: „Dla mnie to wygląda na pojazd kosmiczny dla samobójców. Nigdy bym nim nie poleciał”. Vick uważa, że Ares jest po prostu za wysoki, aby był bezpieczny. W sierpniu start został odłożony z powodu usterek w systemie hydraulicznym już podczas odliczania, zaledwie 20 sekund przed przewidywanym odpaleniem silników. Pierwszy lot smukłej rakiety trwał pięć minut i określany jest jako suborbitalny (Ares nie osiągnął orbity okołoziemskiej). Po pierwszych dwóch minutach obie części rakiety rozdzieliły się. Pierwszy stopień złożony z potężnych silników na paliwo stałe – takich samych jak te, które napędzają promy kosmiczne (wykorzystana więc została technologia wahadłowców) – i zawierający wszystkie rejestratory danych lotu łagodnie opadł do Atlantyku na trzech gigantycznych spadochronach, największych w dziejach eksploracji kosmosu. Został potem wyłowiony przez statek NASA. Stopień drugi był tylko atrapą rakiety oraz kapsuły Orion, w której w przyszłości mają podróżować astronauci. Drugi stopień mknął jeszcze przez kilka chwil ku niebu, w końcu jednak został powstrzymany przez grawitację i runął do oceanu. Nie było planów odzyskiwania tej części rakiety. Ares-I-X ma za słabą siłę ciągu, aby dotrzeć do Księżyca. Ten statek kosmiczny będzie latał tylko do międzynarodowej stacji orbitalnej ISS. Misję lunarną ma w przyszłości przeprowadzić potężniejszy statek kosmiczny Ares V, wyposażony w kapsułę dla astronautów Orion oraz lądownik księżycowy Altair. Przewiduje się, że ta rakieta będzie mogła transportować do 188 ton ładunku. Przed pięcioma laty prezydent George W. Bush zapowiedział, że do 2020 r. amerykańscy astronauci powrócą na Księżyc. Założą tam stałą bazę, w której będą się szkolić do załogowych lotów na Marsa. Koszty ambitnego projektu oceniono na 108 mld dol. Aby zdobyć te środki, postanowiono w 2010 r. zakończyć misje promów kosmicznych, przestarzałych i po katastrofach Challengera i Columbii uważanych za niebezpieczne. Od 2015 r. NASA miała także zakończyć inwestycje w międzynarodową stację orbitalną ISS. Ale eksperci krytykują powyższe plany. Aresy zaczną przewozić ludzi dopiero za sześć-siedem lat. Przez ten czas Amerykanie nie będą mogli własnymi środkami wysyłać astronautów w kosmos i będą musieli korzystać z rosyjskich kapsuł Sojuz. Specjaliści NASA nazywają ten okres po prostu gap, czyli dziura. Na pytanie, jak długo amerykański program załogowej eksploracji kosmosu ma być zależny od Rosjan, muszą odpowiedzieć politycy w Waszyngtonie. Ze względów oszczędnościowych inżynierowie NASA postanowili zmniejszyć liczbę załogi kapsuły Orion z sześciu do czterech. Umożliwi to przewiezienie do stacji kosmicznej większej masy ładunku. Ale gdyby doszło do konieczności ewakuacji sześcioosobowej obsady
Tagi:
Jan Piaseczny