Ile trzeba wydać, by zostać mistrzem lub nie spaść z ligi, czyli… Gdyby w futbolu o wszystkim decydowały jedynie pieniądze, w polskiej lidze gra o mistrzostwo i miejsca premiowane udziałem w europejskich pucharach byłyby zarezerwowane dla Legii Daewoo, Wisły Kraków, Polonii Warszawa. Amiki Wronki i ewentualnie jeszcze (od niedawna) Pogoni Szczecin. Właśnie tak to mniej więcej na naszym podwórku wygląda, a do całego towarzystwa nie pasuje jedynie chorzowski Ruch, który był najlepszym zespołem rundy jesiennej. Budżety piątki finansowych potentatów są miej więcej na zbliżonym poziomie, oscylując w granicach l5-20 mln zł. To, jak na polskie warunki, są już spore pieniądze. Jest za co kupować, choć często podawane kwoty działają na wyobraźnię, ale z rzeczywistością mają niewiele wspólnego. Prezes Legii Daewoo i zarazem prezes Piłkarskiej Autonomicznej Ligi Polskiej, Marek Pietruszka, zdecydowanie zaprzecza prasowym informacjom, jakoby za Marka Citkę i Tomasza Łapińskiego miał wpłacić 6 mln zł. – Rozumiem pogoń za sensacją, ale więcej z tego wynika złego niż dobrego. Tego rodzaju informacje nie mają nic wspólnego z prawdą, a wszelkie wyceny zawodników dokonywane przez dziennikarzy często można traktować jedynie w kategoriach zabawy. W dodatku jeszcze niektórzy zawodnicy w to wierzą. Oficjalnie więc Legia Daewoo zapłaciła za dwóch ściągniętych z Widzewa przez Franciszka Smudę zawodników kilka razy mniej, niż podawano. Fakt faktem, jednak o takich warunkach wiele klubów ekstraklasy może tylko pomarzyć, nie wspominając już o drugiej lidze. Tak dla porównania – kiedy w Wisłę Kraków postanowiła zainwestować Tele-Fonika, wydając miliony marek na transfery i oferując dla zespołu 900 tys. zł. za wygnany mecz, broniący się przed spadkiem piłkami: innego zasłużonego w historii polskiej piłki klubu bytomskiej Polonii, mieli za zwycięstwo kwotę… 5 tys. zł. Oczywiście, do podziału na całą drużynę. Dziś najbogatsze kluby w polskiej ekstraklasie płacą za zwycięstwo 30 razy więcej. Najlepiej opłacani zawodnicy w polskiej lidze mogą teoretycznie wliczając w to kwoty przewidziane kontraktem i nie wliczając z kolei pieniędzy za mecze w europejskich pucharach zarobić rocznie około miliona złotych (dziesięć starych miliardów). Grono piłkarzy z mocnym uposażeniem kontraktowym, wynoszącym pięćset tysięcy złotych jest nieliczne, ale reszta też nie powinna mieć powodów do narzekania. Teoretycznie w gronie potentatów powinny znaleźć się również Zagłębie Lubin i Petro Płock. Tylko jednak teoretycznie. Zarówno KGHM Polska Miedź S.A., jak i Polski Koncern Naftowy nie są jednak rozrzutne. KGHM dorzucił ostatnio 300 tys. dolarów, a gdyby tak drużyna miała walczyć o europejskie puchary (raczej się nie zanosi), kwota mogłaby zostać podwojona. I w Lublinie, i w Płocku pieniądze są solidne, i na czas (budżet Petro przekracza 10 mln zł, budżet Zagłębia jest o parę milionów mniejszy), ale bez szaleństw. Niektórzy byli ponadto rozczarowani, że pieniądze są na to, co można udokumentować rachunkami. Wyjątek z Chorzowa? Kilka miesięcy temu piłkarze Pogoni czekali na schodach budynku klubowego, by wyegzekwować zaległości finansowe. Kiedy jednak w klub zainwestował Turek Sari Bekdas, sytuacja zmieniła się niemal w bajkę. Bekdas twierdzi, że w tej chwili klub ma do dyspozycji 5 mln dolarów, a w ogóle nie ma problemów z tym, żeby ewentualnie w razie potrzeby tę kwotę pomnożyć. Jako doradcę zatrudnił Janusza Wójcika (wieść niesie, że za sto tysięcy złotych za podpis, plus 50 tys. miesięcznie, plus 80 tys. kwartalnie), proponując również niezłe warunki trenerowi, Albinowi Mikulskiemu (40 tys. zł z miesięcznie, plus udział w premierach za zwycięstwa). Na początku doszło jednak do nieporozumień, bo piłkarze nie bardzo mieli ochotę płacić 70 tys. zł za porażkę, ani też czekać do trzech wygranych spotkań, by otrzymać premie za zwycięstwo (120 tys. zł do podziału za mecz). Tak czy inaczej, takie pieniądze są nieosiągalne na przykład w Odrze Wodzisław, choć do dziś jeszcze krążą pogłoski, że uratowanie zespołu przed degradacją kosztowało 18 mld starych zł. Ale Odra ze swoim budżetem ponad pięć milionów złotych jest na dole tabeli, a chorzowski Ruch z niewiele większym walczy o tytuł. Prezes Krzysztof Rogala z chorzowskiego Ruchu przyznaje, że budżet klubowy wynosi mniej więcej 7,5 mln zł. Ruch, podobnie jak Amica Wronki, Stomil Olsztyn, Ruch Radzionków