Pierwsze batalie Jowisza

Pierwsze batalie Jowisza

New French President Emmanuel Macron rides in a military vehicle on the Champs Elysees avenue towards the Arc de Triomphe in Paris, France, Sunday, May 14, 2017. (AP Photo/Michel Euler, POOL), APTOPIX

Emmanuel Macron oczarował rodaków, ale czy spełni ich oczekiwania? Po kolejnym zwycięstwie Emmanuela Macrona europejskie media znów prześcigają się w superlatywach. 18 czerwca jego ruch La République En Marche! (LREM) i sprzymierzona z nim partia MoDem (Ruch Demokratyczny) zwyciężyły w drugiej turze wyborów, zdobywając 350 miejsc w 577-osobowym parlamencie. To daje im wygodną, absolutną większość. „Prezydent jest cudownym dzieckiem! Naród odesłał prawie wszystkich posłów do domu!”, cieszył się Patrick Klugman na łamach lewicowego dziennika „La Libération”. Na pierwszy rzut oka wynik głosowania do Zgromadzenia Narodowego wydaje się kolejną falą politycznego tsunami, wywołanego ostatnimi wyborami prezydenckimi. Jednak pochlebstwa, które francuskie gazety zamieściły na pierwszych stronach, są nieco na wyrost. Eksperci zakładali, że LREM zdobędzie ponad 400 miejsc i wyeliminuje opozycję. Tak się nie stało. Ponadto rekordowo niska była frekwencja wyborcza. Przeszło połowa Francuzów nie poszła do urn. W komentarzach – również w Niemczech – pobrzmiewają więc także nuty rozczarowania. „We Francji rozpoczynają się nowe czasy. Młody przywódca ma powody do radości. Macron skonsolidował swoją władzę i może spokojnie modernizować kraj, ale teraz musi pokazać, co potrafi”, pisze nadreński dziennik „Rheinische Post”. Natomiast berliński „Tagesspiegel” zauważa, że niska frekwencja wyborcza powinna być ostrzeżeniem dla Macrona. „Czy nowy francuski parlament rzeczywiście odzwierciedla wolę narodu, skoro połowa wyborców nie wzięła udziału w głosowaniach?”, pyta dziennik „Stuttgarter Zeitung”. Korespondent badeńskiej gazety, Axel Veiel, ostrzega przed powrotem Francji do „absolutyzmu” i ma nadzieję, że Macron w błogim poczuciu triumfalizmu nie zapomni o dialogu z osłabioną opozycją. Macron zmienia świat Tylko z pozoru sytuacja Macrona jest wygodna. W rządzie i klubie parlamentarnym oprócz socjalistów znalazło się wielu centrystów i konserwatystów, co w przyszłości może być źródłem wewnętrznych konfliktów. Macron wygrał, ale teraz musi nie tylko zdyscyplinować ekipę, lecz także przekształcić swój ruch w partię. We francuskim Senacie, stanowiącym drugą izbę parlamentu, większość nadal mają republikanie. Francuzi nie dali więc Macronowi zupełnie wolnej ręki, jednak twierdzenia, że niska frekwencja to ostrzeżenie przed jego absolutystycznymi zapędami, są przesadą. Takie przekonanie starają się wytworzyć niektóre media, jak choćby „Le Figaro”. W oba czerwcowe weekendy (wybory do Zgromadzenia Narodowego odbywają się w dwóch turach) była piękna pogoda i każdy chciał wyjechać za miasto. Co więcej, po wyborach prezydenckich, poprzedzonych pełną skandali kampanią, wyborcy mieli dość polityki. Sondaże przewidywały zresztą wyraźne zwycięstwo ruchu Macrona, co zniechęciło większość wyborców do wzięcia udziału w kolejnych głosowaniach. Na razie euforia związana z nowym ruchem nie słabnie. Francuzi cenią Macrona za odwagę. Za to, że na majowym spotkaniu z Władimirem Putinem w Wersalu potrafił przywitać go jak bliskiego przyjaciela, a potem mocno podkreślić różnice (np. w sprawie Syrii). A po wyjściu USA z porozumiena klimatycznego zareagował na Twitterze pikantną ripostą: Make our planet great again! (Uczyń naszą planetę znowu wielką). Zaproponował też amerykańskim ekologom, że w razie potrzeby mogą przenieść swoje instytuty do Francji, aby swobodnie poświęcić się badaniom. Trudno o celniejszą reakcję. Odtąd nie tylko francuskie tytuły, jak „Le Point”, twierdzą, że Macron zastąpił Angelę Merkel w roli przywódcy wolnego świata. Komentarze gospodarza Pałacu Elizejskiego w kwestii zmiany klimatu publikują liczne amerykańskie portale, a redakcja „The New York Times” zachęca do prenumeraty swojej gazety reklamą z wizerunkiem prezydenta Francji oraz hasłem: „Czytajcie NYT i dowiedzcie się, jak Macron zmienia świat”. Dymisje w nowym rządzie Francuzi zakochali się w Macronie, bo zapowiedział zmiany. W atmosferę przełomu ochoczo włączyło się wielu polityków z innych ugrupowań. Liderowi LREM zdają się kibicować nawet ci, którzy nie odważyli się zmienić partyjnych barw. „Ja nie jestem w Ruchu, ale chciałbym, żeby zadziałał”, oznajmił republikanin Thierry Solère na łamach „Le Figaro”. Francuzi są spragnieni szybkich reform. Gdy w 2012 r. Hollande został wybrany na prezydenta, wszyscy mieli nadzieję, że przewietrzy nie tylko Pałac Elizejski, ale i cały zatęchły system. Były szef socjalistów wolał jednak najpierw pojechać na wczasy. Można śmiało przypuszczać, że Macron w wakacyjną pułapkę nie wpadnie, jego miodowe miesiące są bowiem naszpikowane

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 26/2017

Kategorie: Świat