Pierwszy stradivarius w Polsce

Pierwszy stradivarius w Polsce

Warszawa 05.2018 r. Wawrowski Janusz - skrzypek. fot.Krzysztow Zuczkowski

Stradivarius zmienia podejście do artysty, podnosi także prestiż kraju, z którego skrzypek przyjeżdża Janusz Wawrowski – skrzypek Znowu w polskiej wiolinistyce zapisał się pan w kategorii „pierwszy”. Po raz pierwszy wykonywał pan na koncertach wirtuozowski komplet 24 „Kaprysów” Paganiniego, a teraz jako jedyny Polak wszedł pan w posiadanie instrumentu Antonia Stradivariego. Inspirują pana takie wyczyny? – Myślę, że każdy artysta ma ambicje, chce być dostrzeżony i zapamiętany. Proszę opisać skalę trudności w graniu ciągiem 24 „Kaprysów”. Czy to właśnie powstrzymuje innych skrzypków przed tego typu recitalami? – To wyzwanie w głównej mierze psychofizyczne. Dobrze przygotowany skrzypek może wykonać wszystkie „Kaprysy” na przestrzeni kilku lat, ale by wyćwiczyć wszystkie w jednym momencie, trzeba stworzyć dosyć radykalny, zdyscyplinowany system pracy. Trzeba też mieć pomysł na konsekwentny i spójny recital, aby np. grając „Kaprys” nr 1, pamiętać, jak będzie brzmiał ostatni, nr 24. I wreszcie trzeba wytrzymać kondycyjnie godziny ćwiczeń, bo bez ćwiczenia całego cyklu się nie zagra. Praca nad przygotowaniem takiego koncertu trwa kilka lat. Pan po raz pierwszy podjął to wyzwanie jeszcze podczas studiów. A potem było nagranie płytowe kompletu „Kaprysów”. – 24 „Kaprysy” zagrałem pewnie ze 30 razy w wielu miejscach. Ostatni raz trzy lata temu w Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach podczas Zimowej Akademii Muzycznej. Pierwsze nagranie płytowe w firmie CD Accord niedawno zostało ponownie wydane przez Warner Classics. Będą następne koncerty z „Kaprysami”, kolejne nagrania? – To duże przedsięwzięcie, do którego za każdym razem trzeba się przygotować bardzo starannie, w tym czasie nie można brać udziału w innych koncertach. Ma pan w tej kaprysowej dziedzinie wielu konkurentów za granicą? – Co innego nagrać wszystkie 24 utwory, bo to można robić sukcesywnie, a co innego wykonać wszystko na żywo jednym ciągiem. Na to decyduje się niewielu artystów. Jaki recital byłby porównywalny pod względem trudności? – Wykonanie jednym ciągiem sześciu sonat Eugène’a Ysaÿe’a wydaje się czymś podobnym. Co prawda, są one w całości nieco krótsze, ale pod względem technicznym jeszcze bardziej wyrafinowane, nowocześniejsze, mają więcej wielogłosowej polifonii. Na razie nagrałem tylko dwie sonaty. Można też się pokusić o zarejestrowanie wszystkich dzieł na skrzypce solo, a więc partit i sonat, Jana Sebastiana Bacha. W tych utworach jest jakaś nieopisana głębia. Pojawia się trudność o charakterze stylistycznym, bo są miłośnicy wykonań ortodoksyjnych, na starych instrumentach na strunach jelitowych, albo na nowych instrumentach, ale bez wibracji. Nagrywając solowy cykl Bacha, trudno dogodzić wszystkim melomanom. Jednak wielość i kompleksowość trudności technicznych zawartych w „Kaprysach” Paganiniego nie ma sobie równych. Ciekawe, jak te dzieła zabrzmiałyby na skrzypcach Stradivariego. Specjalnie dla pana zakupił je jeden z najbogatszych Polaków, aby wypełnić lukę, bo od czasów wojny nie było w naszym kraju ani jednego instrumentu, który wyszedł spod ręki włoskiego mistrza. – Jestem ogromnie rad, że właśnie mnie przypadł pierwszy stradivarius. Od pewnego czasu starałem się o pozyskanie dla Polski instrumentu tej klasy. Szczęśliwie na zakup zdecydował się mecenas, który nie chce ujawniać nazwiska. Z pewnością jest on dobrze poinformowany o moim dorobku artystycznym i preferencjach programowych. A jednym z moich priorytetów jest promocja muzyki polskiej. Ten instrument, gdy pojawił się na rynku, był łakomym kąskiem. Ogromnie chciał go zdobyć (oczywiście z pomocą sponsora) koncertmistrz orkiestry La Scali. Polski nabywca jednak ubiegł Włocha. W jakim stanie jest nasz stradivarius? – Jego stan techniczny jest znakomity. Instrument jest w całości oryginalny. Są oczywiście pewne elementy, które trzeba wymieniać co kilkadziesiąt lat, ale to, co najważniejsze, pudło rezonansowe, jest oryginalne i świetnie zachowane. Ponieważ na instrumencie przez ponad 30 lat nie grano, wymaga pewnego czasu, aby się akustycznie ożywił. Mówi się, że to tzw. mały stradivarius. – Nie jest mniejszy, jeśli chodzi o długość, ale pudło jest nieco węższe niż w późniejszych instrumentach. Skrzypce z 1685 r. pochodzą z czasów, gdy Stradivari przechodził ze stylu swojego mistrza Amatiego, który w XVII w. budował wąskie pudła, do oryginalnego stylu, którym zasłynął w złotym wieku XVIII, budując bardziej rozległe instrumenty. Które skrzypce były

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 24/2018

Kategorie: Kultura