1. Gdyby wierzyć doniesieniom prasowym, głównym wydarzeniem na zjeździe SLD (18-19 XII) było odrzucenie w głosowaniu propozycji prezydenta RP, by zjazd potępił w swej deklaracji zbrodnie “dokonywane pod sztandarami lewicy”. Potępiono je natomiast jako “zbrodnie totalitaryzmu komunistycznego będącego zaprzeczeniem ideałów lewicy”. Interpretowano na ogół to głosowanie jako manifestację niezależności od prezydenta. Niewątpliwie zaś w intencji większości delegatów chodziło o to, by ratować i rewindykować pojęcie lewicy, oddzielając je od komunizmu. Takich egzorcyzmów werbalnych było zresztą na zjeździe więcej i początek im dał przewodniczący Komisji Programowej, Andrzej Celiński, wybrany triumfalnie na wiceprzewodniczącego SLD, bardzo wspierany przez Leszka Millera. Celiński potraktował bardzo serio intencję, by SLD był partią nową i pospieszył dorobić mu godnych antenatów z: dawnej lewicy socjalistycznej, wszystkich powojennych rewizjonistów oraz opozycji demokratycznej z KOR-em na czele. Najbardziej jadowicie potraktował te wysiłki Marek Beylin w “Gazecie Wyborczej”: “Są przecież w nowym SLD działacze PZPR, którzy gnębili niepokornych, potępiali opozycję na partyjnych zebraniach lub pisali służalcze teksty. Celiński stwarza im sposobność, by na pytanie, skąd są, nie musieli odpowiadać: z PZPR, tylko mogli deklarować: ze “szklanych domów””. Zacietrzewiony publicysta “Gazety”, który notabene zazwyczaj bardzo stara się okazywać spokojny obiektywizm, nie zauważył nawet, że “szklane domy”, które tak eksponuje jako szlachetne pochodzenie, są z “Przedwiośnia”, “komunizującej” powieści Żeromskiego. Powrócę jeszcze do rzeczywistych, jak sądzę, powodów złego humoru “Gazety”. Aby jednak dokończyć wątku antenatów i tradycji… Był to najsłabszy i najmniej znaczący aspekt zjazdu. Nie o to chodzi, czy ktoś w ten sposób kłamał sam sobie lub chciał okłamać wyborców. Jeśli nawet, to byłoby to kłamstwo z góry skazane na fiasko w naszym otoczeniu politycznym i medialnym. Chodzi o to, że nowy SLD uległ tu presji bardzo rozpowszechnionego w naszym życiu politycznym tradycjonalizmu, afirmowania korzeni. W Polsce wszyscy, wszystkie partie i partyjki, mają genealogie i kultywują tradycje, swoje bądź przyszywane, i bełkotem na ten temat zamulają mózgi sobie i wyborcom. I co zabawne: właśnie komuniści mieli zawsze najwięcej tego fioła i stawiali więcej pomników i nazywali więcej ulic niż dzisiaj prawica. Nowoczesna partia XXI wieku, jaką chce podobno być SLD, powinna się zdobyć na suwerenne zlekceważenie tej skłonności. Jej przyjaciele, socjaldemokraci i socjaliści Europy Zachodniej nie zawracają sobie głowy tradycjami, ich ideologia nie jest passeistyczna, a przeszłość trwa w szkołach i bibliotekach, lecz nie w polityce. To prawda, że inicjatywa Barbary Labudy (Aleksandra Kwaśniewskiego), która jak uciążliwy inspektor NIK zgłosiła chęć inspekcji ksiąg już zamkniętych, wywołała w kierownictwie SLD nerwowy nastrój. Było to w czasie, gdy w parlamencie debatowano nad ustawą dekomunizacyjną, a niektórzy hierarchowie Kościoła z abp. abp. Życińskim i Gocłowskim udzielali poparcia inicjatywie Labudy i twórczo ją rozwijali. – Niech uklękną i proszą o przebaczenie – woła hierarcha z Gdańska niczym Grzegorz VII w Canossie… Wystąpienie Labudy uznano więc za dywersję. Działacze SLD pojmują bowiem, że ten rodzaj samokrytyki “za całość” i samopotępienia, jakich się od nich wymaga, ma na celu nie zbawienie ich dusz, ale pozbawienie ich szans politycznych. Na zjeździe sprawa ucichła, zwłaszcza że młodsi i średni wiekiem delegaci (odpowiednio 20% i 45%) odnieśli się do niej z obojętnością, a Miller z prezydentem odnowili przymierze, choć może nie entente cordiale. Niemniej eksponowanie świeżo znalezionych antenatów było po trosze monetą zastępczą dla postulowanych, acz niedookreślonych rozrachunków. Tyle o sprawach niepoważnych. 2.Sprawy poważne sekretarz generalny SLD, Krzysztof Janik, określił zawołaniem “Cała naprzód i trochę w lewo”. Pod rządami SLD nastąpić ma przyspieszenie wzrostu – w wystąpieniach powtarzało się 7% PKB, a Grzegorz Kołodko, jako wzorowy minister, został wymieniony w końcowym przemówieniu Millera, obok Aleksandra Gudzowatego, wzorowego przedsiębiorcy, reprezentującego samodzielny kapitał polski… W istocie jednak nie jest wcale jasne, jakie inicjatywy polityczno-gospodarcze miałyby do takiego przyspieszenia doprowadzić. Natomiast jasne jest, że SLD odcina się od neoliberalnego pojmowania gospodarki. W programie z 1997 r. SdRP była jeszcze “za ograniczeniem roli państwa w gospodarce”, choć nie za “całkowitym wyeliminowaniem”. Teraz podkreśla się, że rozróżnienie pomiędzy wolnym rynkiem a nierynkowym społeczeństwem oznacza przeniesienie na interwencyjną rolę państwa (i samorządu)
Tagi:
Krzysztof Wolicki