W niedawno wydanym oświadczeniu europejskiej organizacji piłkarskiej dyrektor mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie Martin Kallen zdradził, że dochód netto z Euro 2012 był niższy niż z poprzednich rozgrywek w Austrii i Szwajcarii. UEFA dodała zarazem, że taki stan rzeczy nie wpływa na ostateczną wartość polsko-ukraińskiego turnieju – a ten, według Kallena, był wielkim sukcesem. – O tym, że zarobiliśmy mniej, zadecydowały głównie dodatkowe koszty, które UEFA musiała pokryć, by pomóc Polsce i Ukrainie w organizacji tak dużej imprezy sportowej – ocenił na konferencji prasowej. Żądza pieniądza – Jesteśmy bardzo usatysfakcjonowani tym turniejem, nie spodziewaliśmy się takiego wyniku. Euro w Polsce i na Ukrainie było wspaniałym doświadczeniem – przekonywał Kallen na briefingu podsumowującym Euro. Ile w ostatecznym stanowisku UEFA jest grą PR-owską, a ile prawdą, możemy odgadywać nie tyle po słowach, ile po ostatnich decyzjach organizacji piłkarskiej. Z tych zaś płyną wyraźne sygnały, że po mistrzostwach budżet będzie wymagał podreperowania, co wiadomo było pewnie od momentu wyboru gospodarzy czempionatu w 2012 r. Mistrzostwa Europy w Polsce i na Ukrainie były więc kontynuacją wizji stworzonej przez FIFA, a zapoczątkowanej przy okazji pierwszego mundialu w Afryce. Inicjatywa ta, polegająca na włączaniu państw pomijanych przy nominacjach do organizowania wielkich imprez, przypominaniu innym narodom o ich istnieniu, jest świetna, ale czy będziemy kiedyś świadkami turnieju tej rangi np. na Bałkanach? O tym jednak, że warto kontynuować tę ideę, przekonuje sam dyrektor. – Po Euro 2012 wielu ludzi wróci do Polski na wczasy lub inne wielkie imprezy. Polacy pokazali, że są zdolni zorganizować tak wielką imprezę. W kraju są nowe autostrady i lepsza infrastruktura – mówi Kallen. Tymczasem kolejne Euro zostanie rozegrane we Francji, mistrzostwa świata zaś w Brazylii orazw Katarze – piękna różnorodność, tyle że podyktowana względami finansowymi. Owszem, nad Sekwaną planowana jest budowa nowych aren, z których kilka musi powstać od zera, ale oczywiste jest, że nakłady na okołostadionową infrastrukturę będą znacznie niższe, co przełoży się na efektowniejszy zarobek na czysto.Za cztery lata podczas francuskich mistrzostw wystąpią 24 drużyny, co zwiększy liczbę rozegranych spotkańz dotychczasowych 31 do 51. Nie da się ukryć, że to skok na całkiem niezłą kasę, bo znacząca część dochodu z turnieju (ok. 60%) pochodzi właśnie ze sprzedaży praw telewizyjnych. Do tego dochodzą stadionowe reklamy, bilety i więcej tzw. dni meczowych. Z drugiej strony ze względu na wyrównany poziom wielu europejskich reprezentacji większy turniej będzie szansą dla niezłych ekip, które często nie wytrzymują konkurencji i ostatecznie nie dostają się do głównych rozgrywek. Chodzi o takie drużyny jak Serbii, Belgii, Bułgarii czy Norwegii. Krytycy twierdzą, że decyzja o poszerzeniu zawodów obniży ich poziom, a mistrzostwa z dobrej i dynamicznej imprezy zamienią się w nużący gniot, pełen jednostronnych spotkań i wielkich pogromów. Entuzjaści natomiast przekonują, że to jedyny sposób na zmniejszenie w przyszłości dystansu między reprezentacjami. – Widzimy i często narzekamy na to, że przepaść w europejskim futbolu między gigantami a przyzwoitymi średniakami, których lubimy i szanujemy, staje się coraz większa. A to, że do piaskownicy ciągle dopychają się ci sami, psuje zabawę. Tylko poszerzona formuła mistrzostw może pomóc w zasypaniu tej przepaści. Im więcej zespołów będzie rywalizowało z najlepszymi w wielkich meczach o stawkę na wielkich turniejach, tym więcej będzie potrafiło tym najlepszym się przeciwstawić – taki pogląd przedstawił na stronie „Przeglądu Sportowego” jego dziennikarz Michał Kalita. Szkoda, że nikt nie słucha, a raczej nie chce słuchać lekarzy, którzy są zaniepokojeni przeeksploatowaniem zawodników (więcej o stanie zdrowia piłkarzy w artykule „Gra do przodu” w numerze 27/2012 „Przeglądu”). Choć w ogólnym rozrachunku we francuskim turnieju jego zwycięzca zagra tylko jeden mecz więcej, ekspertów niepokoi tendencja do ciągłego zwiększania obrotów. Jak i ile zarabia UEFA Przed mistrzostwami szacowało się, że dochód z nich oscylować będzie w granicach 1,2-1,5 mld euro. Kalkulacje się sprawdziły, bo według oficjalnych informacji było to w sumie 1,3 mld euro. Na tę kwotę pracowały głównie stadiony – transmisje telewizyjne sprzedano do wielu krajów (ok. 800 mln euro), podczas transmisji widoczny sponsoring dał ok. 300 mln, ze sprzedaży biletów zaś uzyskano 130 mln (stadiony zapełnione w 98,6%).
Tagi:
Paweł Korzeniowski