Piotr byłby dumny

Piotr byłby dumny

Twórca Piwnicy pod Baranami jest teraz zawsze na widowni i wszystko widzi Piotr byłby dumny Kiedy umierał, trwał sobotni program kabaretowy w podziemiu pałacu Potockich przy krakowskim Rynku. Nigdy nie dedykuje się nikomu piwnicznego hymnu, wielkiej pochwały życia – „Dezyderaty”. Tym razem Marek Pacuła powiedział: „Śpiewamy to dla Ciebie, Piotrze”… Piotr Skrzynecki zmarł w niedzielny ranek 27 kwietnia 1997 r. Skończyła się epoka. Czy powinien się skończyć kabaret Piwnica pod Baranami? To pytanie stało się gorące natychmiast po uroczystościach pogrzebowych, a może nawet wcześniej. Koniec kabaretu ogłoszono bez konsultacji z artystami. Zawrzało. Starły się dwie opcje. Jedna, że bez Piotra nie ma to sensu. Inna, że to dzieło świadczy o Mistrzu, że Piotr nigdy nie wspomniał nawet o przerwaniu kabaretu. Przecież chorował długo, że już bez niego, ale z jego woli, po wielekroć prowadził programy Marek Pacuła, że Piotr absolutnie nie chciał ich zaprzestania, że odbyli bez Piotra wielkie tournée po USA, występowali w Szwecji, że chcą dalej śpiewać, komponować, że Piotr szalenie stawiał na młodych, snuł już plany 45-lecia, tyle jego marzeń jest do zrealizowania i tak dalej i tak dalej… Marek Pacuła zapytany na tym burzliwym spotkaniu, czy zgodzi się dalej poprowadzić artystycznie kabaret, powiedział, że nie… Kto by wytrzymał taką presję zastępowania niezastąpionego, nieustannych porównań, kiedy jeszcze za uszami wciąż dyszą złośliwości tych, którzy bardzo by chcieli Piotra zastąpić, a było takich osób kilka? Jaką zresztą znaleźć formułę na nowy etap? Czy w ogóle warto próbować? „Gwiazdy” piwniczne stwierdziły, że absolutnie nie. Jedni uczciwie, inni mniej. Niby „ku czci” Piotra, ale tak naprawdę dla niektórych był to świetny moment wypłynięcia na indywidualne szerokie wody estradowej komercji i skończenia z traceniem sobót za marne parę groszy, praktycznie za darmo, w Piwnicy. No a dalsze posługiwanie się dobrym szyldem „piwnicznego artysty” sprzyjało sprawie. I oczywiście absolutnie mieli do tego prawo. Piwnica zawsze była dobrowolnym zbiorem towarzysko-artystycznym, tu nie ma etatów. Na szczęście byli też starzy wierni, no i młodzież artystyczna przez Piotra pobłogosławiona, artystycznie i ambicjonalnie rozbudzona. Agnieszka Chrzanowska, Dorota Ślęzak, Sebastian Kudas, Adrian Konarski, Marcin Sanakiewicz… A także Ola Maurer, Tamara Kalinowska, Halina Wyrodek, Leszek Wójtowicz, Ewa Wnukowa, Rafał Jędrzejczyk, Czesław Wojtała, Piotr Kubowicz i tylu innych. Oni nawet nie dopuszczali myśli, że może nie być kabaretu. Powołano Radę Artystyczną. Marek Pacuła zgodził się poprowadzić całość artystycznie. Z pokorą wobec Piotra, cicho, „z duszą na ramieniu”, jak napisała w książce Joanna Olczak-Ronikier. To bardzo skromny człowiek, pewnie za skromny jak na swój wkład pracy w życie Piwnicy. Są tacy (także w Piwnicy), którzy zawsze umieją się wepchnąć przed kamerę i mikrofon. I tacy, którzy tego nie robią. On należy do tych drugich. Ruszyło… Wielki Koncert Dla Piotra, otwierający w Teatrze im. Słowackiego pierwszy piwniczny sezon po jego śmierci (zawsze działo się to w dniu urodzin Mistrza, 12 września), był ogromnym sukcesem. Wzruszona widownia długo nagradzała artystów owacją na stojąco. Narodziła się też nowa tradycja. Rokrocznie właśnie 12 września spotykają się artyści wszystkich pokoleń piwnicznych, by dla Piotra grać, dla Piotra śpiewać. Od Krystyny Zachwatowicz przez wszystkie pokolenia po Beatę Czernecką i Klaudię Naumowicz, które do Piwnicy przystały już po śmierci Piotra. Nikt się nie kłóci. Zawsze jakoś pojawia się sam Piotr, a to głosem z archiwalnych nagrań, a to filmem, a to obrazem, bo duchem – wiadomo – obecny jest na pewno. Każdorazowo – a było już sześć wielkich koncertów – autorem scenariusza jest Marek Pacuła, przygotowuje go całe lato. Przecież już wiosną, na wiele miesięcy do przodu, wszystkie bilety są wyprzedane. A potem przyszła codzienność kabaretu, co oznacza sobotnio-niedzielną „conocność”. Jedni odeszli, drudzy zostali, przyszli nowi i… Tak minęło pięć lat – Nie byłoby ich – twierdzi Marek Pacuła – gdybym po przybyciu do Krakowa na studia w 1964 r. nie został wprowadzony do kabaretu przez Kazika Nagórskiego (kolega ze studiów, teraz TV Kraków). Wejściówkę nie do zdobycia zdobywał od znakomitej pieśniarki Ewy Sadowskiej. Nikt do tej pory tak fantastycznie nie zaśpiewał „Niebieskiej patelni” jak Ewa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2003, 2003

Kategorie: Kultura