W społeczeństwie pogrążonym w chaosie, strachu przed rosnącym bezrobociem i biedą osłabieniu ulegają więzi międzyludzkie, a dominować zaczyna jednostkowa wola przetrwania. Obojętność wobec brutalności państwa i rynku – tych dwóch pozornych konkurentów, pozostających jednak w taktycznym sojuszu – budowana jest każdego dnia w praktyce życia coraz bardziej zatomizowanych i osamotnionych jednostek. Nie wychylać się, przymykać oczy na drobne świństwa, zamykać usta, kiedy trzeba krzyczeć, poddawać się presji otoczenia i żyć z dnia na dzień bez nadziei, że może być inaczej. Byle nie utonąć i nie zwracać uwagi na siebie. W takich warunkach następowała „brutalizacja społeczeństw europejskich” w latach 1919-1945, w okresie faszyzacji i narastania nastrojów autorytarnych. Jak pisze Johann Chapoutot w książce „Wiek dyktatur”, brutalizacja życia społecznego oznacza zastąpienie dialogu monologiem siły i coraz bardziej powszechną przemocą. „Rozbrojenie człowieka fizycznie nie jest łatwe, lecz znacznie trudniejsze niż odebranie broni jest rozbrojenie jego umysłu” – choć słowa Chapoutota odnoszą się do początku wieku XX, wydają się pasować do obecnej atmosfery społeczeństwa polskiego, gdzie każdy może być wrogiem i nikt nikomu nie ufa. Co więcej, rosnącą wzajemną nieufność, wyzysk biednych przez bogatych, manipulacje władzy wobec społeczeństwa próbuje się ubrać w hasło „jedności narodowej”. Jak stwierdził w 1933 r. Goebbels: „Dziś wieczorem ponad klasami, różnicami w statusie, lud niemiecki łączy się, by ostatecznie zniszczyć ideologię walki klas i w ten sposób zostawić pole dla jedności wspólnoty narodowej”. Nie ma już kontrolujących i kontrolowanych, inwigilujących i inwigilowanych, używających legalnie przemocy i tych, którzy są jej podporządkowani. Pozostaje tylko posłuszeństwo „wspólnocie narodowej”. Podobnie jak odrębność interesów klasowych w atmosferze fałszywej „jedności narodowej” jest podejrzana, tak jeszcze większy niepokój budzi idea „autonomii jednostki”. Jednostka i jej prawa mają zostać złożone na ołtarzu oficjalnego porządku, a państwo i jego funkcjonariusze, broniąc istniejącego ładu, mogą uprzykrzyć życie niezależnym osobom, niszczyć kariery zawodowe, łamać kręgosłupy niepokornych i poddawać kontroli wszystkich, którzy odbiegają od przyjętych standardów myślenia, sposobów działania i stylów życia. Bakcyl dżumy nigdy nie ginie, pisał Camus. Zagrożenie brutalizacją i faszyzacją też nigdy nie znika. Szczególnie w społeczeństwie, które zbyt słabo upomina się o prawa obywatelskie. I w którym strach jest bardziej powszechny niż przejawy ludzkiego oporu. A zapchane więzienia są efektem nie tylko ostrych kar i prowadzonej polityki, ale także społecznego przyzwolenia przerażonego samotnego tłumu. Jednak nawet w najbardziej mrocznych czasach nie dało się powstrzymać niepokornej myśli siłą i przemocą. Warto o tym zawsze pamiętać, kiedy pojawia się pokusa zbyt prostych rozwiązań. PS Dziękuję za pomoc wszystkim osobom i środowiskom, które wspierają mnie w wyjątkowo trudnych chwilach. Ludzka solidarność nie ma ceny i pozostaje najważniejszą siłą ludzi bezsilnych. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint