Tytuł felietonu to hasło reklamowe nowego filmu Ryszarda Bugajskiego „Układ zamknięty”. Bezprawie państwowych służb pokazane w filmie rozgrywa się nie w dalekiej przeszłości, lecz w „wolnej, demokratycznej, prawej” współczesnej Polsce. Wbrew niektórym komentarzom nie dotyczy ono jednak wyłącznie przedsiębiorców, ale dotyka wszystkich obywateli. Państwo polskie może być represyjne wobec każdego. Można nawet powiedzieć, że zwykły szary człowiek, choć stanowi mniejsze zagrożenie dla systemu, ma jednocześnie mniejsze środki do swojej obrony i dlatego jest bardziej narażony na szykany państwa. Aresztować można każdego, a jak ktoś siedzi, to opinia publiczna dzięki sensacyjnym doniesieniom mediów zakłada, że „coś muszą mieć na niego”. „Areszty wydobywcze” nie odeszły niestety z rządami PiS. Od sześciu lat rządzi PO i przepełnione areszty są wciąż standardem w kraju nad Wisłą. Prezydent Komorowski stwierdził po premierze, że ten film powinni obejrzeć ludzie, „którzy są zwolennikami prostej tezy, że w zasadzie na każdego coś się znajdzie i każdego można o coś łatwo oskarżyć, nie ponosząc za to odpowiedzialności”. Trafne słowa, ale przejdźmy do konkretów, Panie Prezydencie. Ten film to nie tylko fikcja artystyczna, to rozgrywa się każdego dnia w Polsce, w kraju, gdzie jest Pan prezydentem. Może warto zastanowić się nad tym, kto i jak nadzoruje różnego rodzaju służby? CBŚ, CBA, ABW starają się udowodnić sens swojego istnienia poprzez szukanie coraz bardziej wydumanych problemów, a przeciętny człowiek dzięki istnieniu tych trójliterowych formacji nie czuje się lepiej, lecz gorzej. Na premierze filmu Bugajskiego był też minister Gowin. Czy po obejrzeniu filmu wyciągnie on jakieś wnioski? Czy w końcu rozstrzygnięcia sądowe będą zapadać wcześniej niż po sześciu lub ośmiu latach? Czy pan Gowin chciałby żyć tyle czasu w zawieszeniu? A co z nadzorem nad działaniami prokuratorów? Czy ktoś w końcu będzie ich rozliczał z błędów? Czy to ma być gatunek nowych świętych krów w Polsce? W tym samym czasie, kiedy „Układ zamknięty” wchodził na ekrany kin, w Szczecinie wypuszczono po kilkunastu dniach aresztu Pawła G., szczecińskiego restauratora, i sześć innych osób podejrzanych o korupcję. Zostali zamknięci w marcu tego roku w popisowej akcji CBA, w której uczestniczyło blisko stu funkcjonariuszy tej formacji. Sąd Okręgowy w Szczecinie oświadczył, że nie znalazł „nawet cienia dowodów winy”. Jeden z mecenasów miał powiedzieć po rozprawie o działaniu prokuratury: „Zachowali się, jakbyśmy żyli w Korei Północnej”. Jednak jak zwykle prokuratura nie ma sobie nic do zarzucenia i atakuje ustami swego rzecznika prasowego mecenasa, którego „wypowiedź jawi się jako wysoce niestosowna i wykracza poza granice dopuszczalnej krytyki działań i rozstrzygnięć procesowych organów ścigania”. A co prezydent Komorowski powie na temat inwigilacji i próby zastraszenia ekologów, którzy protestują przeciwko wydobywaniu gazu łupkowego w Polsce? Czy to mieści się w ramach standardów demokratycznych i dialogu obywatelskiego? Kiedyś służby chodziły na smyczy władzy centralnej, dziś często służą regionalnym koteriom towarzysko-polityczno-biznesowym. Coraz częściej instrumenty państwa wykorzystywane są do załatwiania prywatnych interesów. Do ilu takich zdarzeń dochodzi miesięcznie w Polsce i czy ktoś to monitoruje? Czy każda taka historia wymaga filmu interwencyjnego? Na razie film Bugajskiego bije rekordy oglądalności. Oznacza to, że jest zapotrzebowanie w Polsce na zaangażowane, społeczne i krytyczne kino. Rzeczywiście na tle żenujących tzw. polskich komedii romantycznych oraz historyczno-martyrologicznych gniotów „Układ zamknięty” to przypływ świeżego powietrza. Czy obejrzymy też film o twórcach OFE i ich politycznych promotorach? A o emerytach, którym komornicy ukradli pieniądze? Jest jeszcze gotowy scenariusz, napisany przez ABW, o śmierci Barbary Blidy. Nie wierzę, że „Układ zamknięty” zmieni Polskę, ale może przynajmniej ożywi debatę publiczną i pokaże, że są realne, inne problemy niż historyczne rocznice, kościelne święta, sejmowe błazenady i pseudoinformacje pokazywane w telewizji. Powszechne staje się przekonanie, że – jak mówi coraz więcej osób w tramwajach i autobusach – tak dalej nie można żyć „w tym chorym kraju”. Na razie przeciętnemu Kowalskiemu pozostaje trzymać się jak najdalej od aparatu państwa i unikać, jak tylko można, kontaktu z jego służbami. To niebezpieczne dla obywateli „kraju żyjącego na podsłuchu”. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint