Choć polskie media i politycy są zajęci głównie sobą i lokalnym, krajowym podwórkiem, pewne procesy zachodzą ponad granicami Polski i bez względu na czyjekolwiek poglądy poddają nas swoim wpływom. Kryzys, który staje się coraz bardziej namacalny (rosnące bezrobocie, wciąż malejąca sprzedaż mieszkań, coraz mniej chętnie brane i przyznawane kredyty w bankach), być może pierwszy raz w historii ludzkości pokazuje w takiej skali zupełną zależność ekonomiczną i polityczną w dzisiejszym świecie. „Potrzeba coraz szerszego zbytu dla swych produktów gna burżuazję po całej kuli ziemskiej. Przez eksploatację rynku światowego burżuazja nadała produkcji i spożyciu wszystkich krajów charakter kosmopolityczny. Ku wielkiemu żalowi reakcjonistów usunęła spod nóg przemysłu podstawę narodową. Odwieczne narodowe gałęzie przemysłu uległy zniszczeniu i ulegają mu codziennie w dalszym ciągu. (…) Dzięki szybkiemu doskonaleniu wszelkich narzędzi produkcji, dzięki niezwykłemu ułatwieniu komunikacji, kapitalizm wciąga w prąd cywilizacji wszystkie, nawet najbardziej barbarzyńskie narody. Taniość towarów jest tą ciężką artylerią, która burzy wszystkie mury chińskie, zmusza do kapitulacji najbardziej zaciekłą nienawiść barbarzyńców do cudzoziemców”. Czy ten opis pasuje do świata, w jakim żyjemy? Całkiem nieźle. Tak, tak – to nasz stary, poczciwy Marks. Dopiero teraz w pełni jasne i czytelne stają się jego opisy z „Manifestu komunistycznego” sprzed ponad 160 lat. Jedynym słowem, które zamieniłem w tym cytacie, jest burżuazja, zastąpiona w jednym zdaniu kapitalizmem. Wszystko pozostałe jest zgodne z oryginałem.Może różni mądralińscy, eksperci finansowi, doradcy bankowi i publicyści wychowani na Balcerowiczu, zamiast opowiadać banały i neoliberalne slogany, sięgną w końcu do klasyka i trochę się podszkolą, a wtedy więcej zrozumieją z tego, co się dzieje dookoła?Z kolei prawdziwi Polacy, którzy marzą o upadku Unii Europejskiej i zamknięciu się w swojskiej „polskiej twierdzy”, też powinni pozbyć się złudzeń. Nie ma powrotu do podziałów plemiennych i narodowych klatek. Dziś młodzi Niemcy, Francuzi i Szwedzi szybciej dogadują się między sobą niż ze swoimi rodzicami. Granice narodowe zupełnie przestały dla nich istnieć. Zarówno przy wybieraniu miejsca nauki, jak i podczas spędzania wakacji albo przy znajdowaniu sobie przyjaciół podziały narodowe nie mają znaczenia. Załamanie się strefy euro czy upadek instytucji unijnych istniejących w obecnej formie nie powstrzymają zmian kulturowych i mentalnych, które już zaszły na kontynencie europejskim. Tożsamość narodowa rozmywa się szczególnie teraz, przy ponadpaństwowych, wspólnych problemach. To kryzys na rynku pracy jest bardziej wspólnym, pokoleniowym przeżyciem młodych Europejczyków niż narodowe legendy wtłaczane do głowy na lekcjach historii. Być może za jakiś czas kryzys gospodarczy i polityczny spowoduje dodatkowe wspólne, ponadnarodowe wystąpienia społeczne, które przekształcą i zreformują projekt europejski. Brak aspektu obywatelskiego, równoważącego i nadzorującego wymiar gospodarczo-ekonomiczny, jest najsłabszym elementem obecnego procesu integracji europejskiej. Wyjściem z obecnego kryzysu jest demokratyzacja i poddanie kontroli politycznej elit finansowych i gospodarczych, a nie bezdyskusyjne cięcie środków na cele społeczne narzucane wbrew opinii publicznej.Jak pisze Immanuel Wallerstein, światowej sławy socjolog, „cięcia koniec końców oznaczają obcinanie istniejących świadczeń (jak emerytury, dostępne usługi zdrowotne, wydatki na edukację) oraz ograniczanie roli rządów w zapewnianiu tych świadczeń. A jeśli większość ludzi dostaje mniej, wówczas również wydaje mniej, a tym samym ci, co sprzedają, znajdą mniej tych, którzy kupują – w ten sposób otrzymujemy niższy popyt efektywny. Produkcja staje się zatem mniej opłacalna (zyski z akcji), a rządy są coraz biedniejsze”. Wbrew obietnicom dzisiejszych elit władzy Wallerstein określa obecną politykę cięć i oszczędności jako „błędne koło, z którego nie ma prostej ani nawet znośnej drogi wyjścia”. Jeśli uznamy – jak sugeruje amerykański socjolog – że nie jest to tylko przejściowy kryzys finansowy, ale kryzys systemowy późnego kapitalizmu, tak naprawdę może to oznaczać, że w ogóle nie ma żadnej drogi wyjścia z aktualnej sytuacji. Oczywiście w ramach obecnego porządku i obowiązującej logiki. Na razie jednak nie widać na horyzoncie zarysów nowego ładu. I nie wiadomo, czy będzie on lepszy czy gorszy. Wiadomo natomiast, że zależy to tylko od ludzi i ich postawy wobec narzucanych im zasad gry społecznej. W Polsce na razie