Maj to piękna pora, kiedy natura budzi się do życia i rozkwita pełną paletą barw i różnorodności. Im bardziej przyroda jest zróżnicowana, tym lepiej radzi sobie z przeciwnościami losu – zanieczyszczeniami środowiska, klęskami pogodowymi, ingerencją przemysłu czy szkodnikami. Uprawy monokulturowe częściej chorują i są mniej odporne na kwaśne deszcze oraz inwazję szkodników.Tak samo jest w świecie ludzi – im większa różnorodność kulturowa, im więcej twórczych idei w obiegu, tym lepiej społeczeństwo radzi sobie z kryzysami i nowymi wyzwaniami. Jednocześnie jest bardziej tolerancyjne na inność, odmienność i wszystko, co odbiega od reguł większości. Zasada ta obowiązuje zarówno w sferze kultury, jak i w wymiarze ekonomicznym. Tutaj z kolei chodzi o różnorodność form własności czy też sposobów wytwarzania dóbr. Od ponad 20 lat w sferze ideologii w Polsce dominuje tylko jedna forma własności – własność prywatna. Natomiast w sferze produkcji czy handlu istnieje u nas realna władza wielkich korporacji i sieci handlowych. Dla drobnych graczy nie ma miejsca w czasach kapitalizmu monopolistycznego.Wszyscy na tym tracą. Monopol powoduje standaryzację produktów i schematów myślenia. Własność państwową zakładów pracy pogrzebano. Własność spółdzielczą i inne formy własności społecznej dawno wyśmiano. Została tylko szarość sprywatyzowanej rzeczywistości.W polskiej polityce też mamy monopol. A właściwie duopol prawicy. Już tylko koneserzy i znawcy partyjnego bełkotu potrafią odróżnić PiS od PO. Ich oferty są zrobione z tych samych mdłych i pustych sloganów. Jedynie podlane nieco innym sosem. W jednym przypadku mamy narodowo-katolickie mity, w drugim – chłodną ortodoksję rynkową. Ziemia, na której toczą się debaty publiczne, jest już zupełnie wyjałowiona – nic wartościowego na niej nie wyrośnie. Pozostaje zaorać ten ugór i czekać, że w sposób samoistny zakwitną na nim nowe kwiaty.Świat życia w dłuższej perspektywie zawsze pokonuje świat systemu. Choć ten drugi stara się sprawiać wrażenie, że będzie istniał zawsze, jest odporny na zaburzenia i chce trwać wiecznie. Jak tysiącletnia Rzesza. Każdy system ustami swoich funkcjonariuszy zapewnia o jego trwałości i ponadczasowości. Im bardziej jednak system chce sprawić wrażenie nienaruszonego, tym bardziej jego fundamenty kruszeją. Czasem korozja okazuje się tak wielka, że drobne naprawy nie są w stanie go uratować. To, kiedy runie, bywa kwestią zbiegu okoliczności: małego kryzysu, który nagle zatapia cały układ; pojedynczego ludzkiego dramatu, który budzi sumienia na masową skalę; jednego kłamstwa telewizyjnego za dużo, które powoduje lawinę oburzenia. I żadne służby ani groźby nie są wówczas w stanie powstrzymać ludzkiego gniewu. Raz obudzone siły życia chcą się rozlewać i rozsadzać betonowe mury oraz stalowe klatki.Im wymyślniejsze narzędzia kontroli i inwigilacji, tym bardziej spontaniczne akcje sabotażu i obywatelskiego nieposłuszeństwa. System stara się być zawsze krok do przodu, ale ludzka wyobraźnia może obejść jego zasieki. Natura jest w stanie poradzić sobie z najwyższymi murami i największą gęstwiną drutów kolczastych. To tylko kwestia czasu.Richard Florida, profesor Uniwersytetu w Toronto, broni tezy o związku między różnorodnością kulturową danej społeczności a rozwojem innowacyjnej gospodarki. Jak pisze: „Różnorodność i kreatywność napędzają się wzajemnie i w ten sposób pozwalają pobudzić innowacyjność i wzrost gospodarczy”. Mechanizm jest prosty: otwarta kulturowa atmosfera tolerująca największe dziwactwa przyciąga ludzi twórczych i pozwala swobodnie funkcjonować największym ekscentrykom. Dzięki temu jest większe przyzwolenie społeczne na najbardziej kontrowersyjne idee, zachowania i pomysły. W ten sposób powstaje przestrzeń sprzyjająca rodzeniu się nowych idei i tworzeniu lepszych rozwiązań do zorganizowania życia zbiorowego. Z kolei monokultura etniczna, religijna, ideowa zawsze wzmacnia stagnację i blokuje postęp.Nie pozostaje nic innego, jak bronić spontanicznego rozkwitu różnorodności w każdej sferze życia. Uprawa wciąż tych samych ideologii nie tylko obniża wielkość społecznych plonów, ale też czyni ich konsumentów coraz uboższymi. I nawet sztuczne nawozy sypane z ekranów telewizora nie poprawią smaku spożywanych produktów. Żywiołowość natury wzmocniona wiosennym deszczem może zaowocuje w końcu nowymi smakami i barwami bardziej interesującymi niż te pochodzące z masowej produkcji. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint