Sekta „prawdziwych Polaków” znowu się przebudziła. Jak pisał Albert Camus, bakcyl dżumy nigdy nie ginie, lecz tylko ulega uśpieniu. Dlatego nieustannie trzeba zabiegać o wolność społeczną i zwalczać wszelkie przejawy autorytaryzmu. W polskich warunkach paliwem, które podgrzewa i niebezpiecznie przegrzewa klerykalno-nacjonalistyczne umysły fanatyków spod znaku spisków narodowych, są różnego rodzaju rocznice historyczne i kolejne mity założycielskie poszukiwaczy „jedynej prawdy”. Mity założycielskie zmieniają się wraz z nowymi zagrożeniami i modami na kolejne pułapki dla jedności narodowej. Raz zagrożeniem mogą być komuniści, innym razem Rosjanie do spółki z Żydami, w innych okolicznościach zdemoralizowane feministki, geje i sprzedajni kosmopolici. Również historyczne odniesienia potrzebne do budowania współczesnej tożsamości „prawdziwych Polaków” mogą się zmieniać. Dziś nie jest już tak ważne, co kto robił w 1980 r. ani co mówił w 1989 r. Dla polskich prawicowców nawet stosunek do upadku rządu Olszewskiego w 1991 r. nie ma już takiego znaczenia jak kiedyś. Dziś kryterium bycia „prawdziwym Polakiem” i niesprzedajnym patriotą stanowi odpowiednia gorliwość w obronie „prawdy smoleńskiej”. Bez względu na to, co to ma oznaczać, trzeba odrzucać oficjalne wyjaśnienia i wierzyć w spisek antypolski. W praktyce weryfikowanie zdrowego rdzenia narodowego, prawdziwego patriotyzmu i bycia członkiem wspólnoty „żyjących w prawdzie” polega na sprawdzeniu zgodności głoszonych poglądów z tezami propagowanymi przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Prawdą jest to, co jest zbieżne z największymi nawet bredniami szefa PiS. To czyni Kaczyńskiego w oczach prawych Polaków niemal wyrocznią decydującą o tym, co jest fałszem, a co świętą prawdą. Autorytarny tłum lubi takie jednoznaczne podpowiedzi – samodzielne myślenie jest zbyt niebezpieczne, lepiej przyjmować gotowe czarno-białe schematy usłyszane w kościele lub na wiecu PiS. Zdaniem Umberta Eco prafaszyzm (zbiór kulturowych elementów faszystowskiej mgławicy) mówi ludziom, że ich jedynym przywilejem jest fakt urodzenia się w tym samym kraju. To stanowi podstawę każdego nacjonalizmu. Jak zauważa Umberto Eco, „jedynymi, którzy mogą zapewnić tożsamość narodowi, są wrogowie. U korzeni psychologii prafaszyzmu leży wtedy obsesja spisku (podkreślenie U. Eco – przyp. P.Ż.), w miarę możliwości międzynarodowego. Wyznawcy powinni czuć się osaczeni. Najłatwiejszym sposobem zdemaskowania spisku jest odwołanie do ksenofobii. Ale spisek może być też wewnętrzny”. W optyce prafaszyzmu nie ma „walki o życie”, lecz raczej „życie dla walki”. To oznacza oczekiwanie na starcie ostateczne, podczas którego przeciwnicy „prawdy” mogą i muszą zostać pokonani. To idzie w parze z obecnym w prafaszyzmie kultem bohatera. Jak podkreśla Umberto Eco „w każdej mitologii »bohater« to istota wyjątkowa, ale w ideologii prafaszyzmu bohaterstwo jest normą. Ten kult heroizmu związany jest ściśle z kultem śmierci – prafaszystowski bohater tęskni do śmierci zapowiadanej jako najlepsza nagroda za heroiczne życie. Prafaszystowski bohater aż rwie się do śmierci. W tej niecierpliwości częściej udaje mu się wyprawiać na tamten świat innych”. Ilustracją tego mechanizmu mogą być losy Stefana Dąmbskiego, który w czasie wojny pod sztandarem AK i w oparach patriotyzmu z sadyzmem wykonywał wyroki śmierci. W swoich wspomnieniach wydanych w książce „Egzekutor” pisze: „Przez lata po zakończeniu wojny próbowałem analizować siebie samego i w końcu uznałem, że doszedłem do tego zwierzęcego stadium głównie przez moje wychowanie w młodych latach – w atmosferze do przesady patriotycznej. (…) Gdy się dziecku wpaja od kolebki, jak ważna jest Ojczyzna i że trzeba za nią walczyć z nieprzyjacielem aż do śmierci lub zwycięstwa, to to dziecko, gdy dorośnie, będzie walczyć na rozkaz i strzelać do każdego, kto ma inne poglądy lub jest innej narodowości”. Przemiany kulturowo-mentalne, które czekają Polskę, powinny raz na zawsze zepchnąć na margines życia społecznego endeckie niebezpieczeństwa. Skupianie uwagi opinii publicznej na histerii smoleńskiej skutecznie przykrywa wszelkie realne problemy, z którymi nie radzi sobie rząd PO. Wariactwa PiS wbrew pozorom bardzo cieszą strategów z PO. To pozwala znowu tworzyć sztuczny konflikt między dwiema partiami prawicowymi i polaryzować polską politykę. Już niedługo nastąpi kolejna fala uniesień prawicowego kiczu. Tym razem pretekstem będzie beatyfikacja papieża. Narodowo-katolicki kult cierpienia nadal będzie kwitł w mediach. Na odtrutkę proponuję zobaczyć „III Furie”