Informacje na temat wyborów do europarlamentu zredukowane są w polskich mediach do newsów na temat list wyborczych. Kto kogo wykosił. Jakiego celebrytę która partia namówiła do startu. Jacy sportowcy znaleźli się na listach partyjnych. I to właściwie wszystko. Jakaś debata o kształcie Europy? Dyskusja o wyzwaniach i problemach politycznych, które powinno się rozwiązać? Nic z tego. To przekracza możliwości i chęci dużej części polskich polityków oraz kandydatów z list wyborczych. Media w formie i w treści zbliżają się do poziomu brukowców. Polska polityka trzyma się tego samego kursu. Ktoś może powiedzieć, że tak jest wszędzie. Nieprawda. Ostatnio brałem udział w konferencji w Poczdamie na temat polityki europejskiej, z udziałem środowisk lewicy z Europy Środkowej. Gospodarze z Die Linke wiedzieli, jakiej Europy chcą: takiej, która nie wysyła swoich wojsk do udziału w awanturach wojennych; Europy socjalnej, w której prawa pracownicze są ważniejsze niż dogmaty rynku, oraz Europy, w której odbywa się nie tylko przemieszczanie taniej siły roboczej ze wschodu na zachód kontynentu, ale także transfer zdobyczy socjalnych z zachodu na wschód. No i w końcu Europy bez represji, inwigilacji i kontroli w internecie. Tego rodzaju postulaty mogą być jednak wygłaszane wśród ludzi, którzy pod publiczną debatę poddają np. sprawę, czy w budynku landtagu na ścianie powinien wisieć orzeł, czy nie, bo to zbyt pruskie skojarzenia. To nie żart. Tam naprawdę dyskutowano, czy w nowym budynku landtagu Brandenburgii zamiast pruskiego orła nie umieścić gołębia, symbolu pokoju. My jesteśmy na razie na etapie bezdyskusyjnego wieszania krzyży gdzie popadnie w budynkach publicznych. Poza wieszaniem krzyży i walką z gender specjalizujemy się w Europie również w dumpingu socjalnym – pracujemy poniżej minimalnych stawek obowiązujących w Europie Zachodniej. Dobrą intuicją społeczną wykazał się Noam Chomsky, kiedy pisał na początku lat 90.: „Na przyszłość Europy Środkowo-Wschodniej patrzę z pesymizmem. Zachód ma dla tego regionu gotowy plan – uczynić go nową, łatwą w eksploatacji częścią Trzeciego Świata. Stosunki półkolonialne między Zachodem a Europą Środkowo-Wschodnią nie są niczym nowym – istniały, zanim ta część Europy weszła w orbitę interesów ZSRR. Obecnie, od początku lat 90., zależność ta jest przywracana. Trwa wyścig, w którym główną nagrodą jest grabież majątku i eksploatacja. Czy zwycięzcą w tym wyścigu zostanie zachodnia Europa pod przywództwem Niemiec? A może USA, które przebierają nogami, by uszczknąć coś dla siebie?”. Rzeczywiście zredukowanie mieszkańców Europy Wschodniej do taniej siły roboczej nastąpiło szybciej, niż Chomsky przypuszczał. Zamiast własnych zakładów przemysłowych mamy tysiące marketów sprzedających towary wyprodukowane w krajach centrum światowego. Kraje peryferyjne, takie jak Polska, w tym układzie mogą odgrywać głównie rolę dużych rynków zbytu, gdzie często sprzedaje się produkty drożej niż w miejscach ich wytwarzania na zachodzie Europy. Kiedy teraz słyszę o pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego dla Ukrainy i wysłaniu amerykańskich okrętów wojennych na Morze Czarne w celu „wspierania demokracji na Ukrainie”, wiem, że ani demokracja, ani prawa człowieka nie są celem tych wysiłków. Tak jak nie chodziło o prawa człowieka w Iraku ani w Libii, nie chodzi o dobrobyt zwykłych Ukraińców. Oddajmy raz jeszcze głos prof. Chomsky’emu, który tak opisywał stawkę w grze o kraje Europy Wschodniej: „W grę wchodzą ogromne zasoby surowców naturalnych i tania siła robocza do montowni, które otworzą tam kraje zachodnie. Ale najpierw musimy narzucić tym krajom neoliberalną gospodarkę, której sami nie akceptujemy u siebie, ale którą narzucamy po kolei krajom Trzeciego Świata. Robimy to poprzez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Jeśli uda się narzucić ten system, będziemy mogli z łatwością eksploatować te kraje, dokładnie tak, jak to robimy np. z Meksykiem”. Dopóki mieszkańcy wschodniej Europy będą zarabiać pięć-sześć razy mniej niż pracownicy w zachodniej części kontynentu i odgrywać rolę europejskich Latynoamerykanów dla zachodnich sąsiadów, dopóty podział Europy będzie faktem. Odpowiedzią na ten stan nie jest nacjonalistyczne zamykanie się w narodowych klatkach i umacnianie granic państwowych, lecz coś odwrotnego – pogłębianie integracji europejskiej. Łączenie Europy nie może oznaczać tylko tworzenia wielkiej strefy wspólnego rynku, a integracja europejska nie może się odbywać jedynie w gabinetach rządowych. Czas na integrację obywatelską i wspólne dla wszystkich Europejczyków prawa