Wolny wybór czy pudrowanie nędzy?

Wolny wybór czy pudrowanie nędzy?

Istniejące różnice społeczne, które mają zazwyczaj podłoże finansowe i związane są z odmienną pozycją jednostki w społeczeństwie, dziś dość często próbuje się na różne sposoby przypudrować. Jedną z metod jest mówienie zamiast o nierównościach społecznych np. o odmiennych stylach życia. O ile różnice klasowe mają przyczyny systemowe, o tyle w przypadku odmiennych stylów życia zawsze można wskazywać na indywidualne upodobania i swobodne wybory jednostki. Dyskusja, na ile nasz sposób życia jest w dzisiejszych czasach wolnym wyborem, a na ile efektem różnego rodzaju uwarunkowań i ograniczeń (ekonomicznych, politycznych, kulturowych), wpisuje się w dawne spory pomiędzy Marksowskimi zwolennikami koncepcji „wolności konkretnej” (opierającej się na wolnych wyborach osób uwolnionych od presji ekonomicznej) a liberalnymi koncepcjami formalnej wolności konkurencji, rywalizacji czy konsumpcji. Banałem będzie stwierdzenie, że rynkowe zachęty reklam „do życia na maksa”, „kupowania tego, co chcesz” i natychmiastowego nabywania – dzięki kredytom – najbardziej wyszukanych produktów zdają się nie dostrzegać różnic klasowych. Wygląda to tak, jakby tylko od naszych gustów konsumpcyjnych zależało kupno danego towaru. Według niektórych liberalnych komentatorów, nawet bycie bezdomnym może być uznane za własny wybór jednostki i skutek upodobania do takiego stylu życia. Co więcej, często ludzie sami wolą tłumaczyć swoje niepowodzenia i gorszą sytuację materialną właśnie wyborem takiego stylu życia, np. „nie chodzę do restauracji, bo wolę domowe jedzenie”, „na wakacje nie wyjeżdżam za granicę, bo bardziej cenię krajowe krajobrazy” itd. Czy w takim razie istnieją sposoby bycia, które jednak nie są na rękę panującemu systemowi? O tym m.in. dyskutowano pod koniec maja pod Wrocławiem podczas konferencji na temat zróżnicowań kulturowo-społecznych. Ariel Modrzyk, młody socjolog z Poznania, opisywał różnego rodzaju alternatywne style życia w dwóch podstawowych sferach: w żywieniu i mieszkaniu. Zastanawiał się, na ile te odmienne sposoby bycia są formą oporu, a na ile wentylem bezpieczeństwa i częścią panującego ładu. W kraju nad Wisłą wciąż istnieje olbrzymi deficyt mieszkań, a deweloperzy oferują betonowe klatki po lichwiarskich cenach, warto więc wymienić kilka alternatywnych rozwiązań: skłoting (nielegalne zajmowanie pustostanów – ostatni nowy skłot o nazwie Odzysk stoi w Poznaniu przy Starym Rynku), nomadyzm (życie w ciągłej wędrówce, bez stałego domu), mieszkania z gliny lub miniaturowe domy i kapsuły (stosowane nie tylko na lotniskach, ale również w codziennym życiu – np. coraz częściej spotykane w Japonii). Co dla jednych jest świadomym wyborem i ucieczką przed wszechogarniającą konsumpcją, dla drugich jest koniecznością. Ostatnio np. we Wrocławiu oferuje się studentom i absolwentom zakup miniaturowych mieszkań o powierzchni 12-14 m kw. I choć reklamuje się te mieszkanka jako przejaw kultury studenckiej, jest to raczej przejaw kapitalistycznej nędzy. Koszt tej klitki to ok. 90 tys. zł. W czasach kryzysu również w sferze jedzenia można znaleźć kulturowe uzasadnienie zmiany nawyków. Poza przejściem na wegetarianizm czy weganizm (unikanie wszelkich produktów pochodzenia zwierzęcego) można się stać fanem żywności z własnego ogródka. A jak już Platforma Obywatelska zabierze biednym emerytom prawo do uprawiania własnej marchewki i pomidorów w ogródkach działkowych, na miejscu których powstaną nowe galerie handlowe, pozostaną im jeszcze radykalniejsze formy zmiany diety. Np. freeganizm, czyli żywienie się odpadkami zbieranymi w sklepowych śmietnikach. To pozwala zaoszczędzić żywność, która tracąc ważność, ląduje w śmietniku, zamiast być przeceniona lub rozdana potrzebującym. Ten styl ma jednak swoje ograniczenia – jeszcze kilka lat rządów wyznawców wolnego rynku i może nie starczyć dla wszystkich chętnych darmowej żywności na wysypiskach. Poza tym, gdy już wszyscy ograniczą z wyboru lub z przymusu potrzeby konsumpcyjne i przestaną płacić za podstawowe produkty, cała kapitalistyczna gospodarka stanie w miejscu. Wtedy pozostanie już tylko breatharianizm, czyli żywienie się powietrzem i energią słoneczną. Choć praktykujący ten ostatni rodzaj diety istnieją podobno tylko w wyobraźni zwolenników bardziej egzotycznych form kultury New Age, to jak pokazała historia i ukazuje teraźniejszość, panujące stosunki społeczno-ekonomiczne dość często wymuszają tę praktykę już bez zbędnego balastu filozoficznego. I zamiast breatharianizmu mamy wówczas do czynienia z pospolitym głodem. Czasem jednak odmienne style życia mogą być iskrą,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 24/2013

Kategorie: Felietony, Piotr Żuk
Tagi: Piotr Żuk