Wyjście z POPiS-owej telenoweli

Wyjście z POPiS-owej telenoweli

Kiedy w kraju PO łapie zadyszkę i widać kolejny spadek jej formy, we Wrocławiu to samo dzieje się z prezydentem Dutkiewiczem, który kompletnie się pogubił i traci dotychczasowy wizerunek skutecznego kowboja. Społeczeństwo obserwuje to jednak z coraz większym zobojętnieniem, czując, że ogląda jakąś coraz nudniejszą telenowelę. Wzloty i upadki poszczególnych bohaterów tego spektaklu nie mają większego znaczenia ani wpływu na jakość życia widzów. Tak to przynajmniej wygląda z boku.Dekompozycja układu władzy postępuje ostatnio w Polsce coraz szybciej i może to mieć realny wpływ na życie społeczne. Nie chodzi jednak o to, aby dokonywać mało istotnych roszad na politycznej szachownicy, ale by zmienić reguły toczącej się gry. Zamiana PO na PiS nie jest żadną zmianą– 40 posłów Platformy Obywatelskiej pokazało podczas głosowania za zaostrzeniem i tak bardzo represyjnej ustawy antyaborcyjnej, że nie trzeba nawet formalnie zamieniać PO na PiS, bo prawicowy POPiS rządzi w Polsce cały czas. Kiedy spadają maski medialne, pozostają nacjonalizm, zaściankowy klerykalizm, gospodarczy neoliberalizm i prowincjonalna kultura peryferyjnego kraju. Zarówno w PiS, jak i w Platformie.Podobna demistyfikacja władzy ma miejsce we Wrocławiu. Wizerunek sprawnego menedżera kreowany przez dwór prezydenta miasta, Rafała Dutkiewicza, został mocno nadszarpnięty. Najpierw z powodu narastających problemów z budową i nierozliczeniem stadionu, a później z jego obsługą. Początkowo rozwiązano umowę z zarządzającą stadionem spółką SMG, później z Maksem Böglem (niemiecką firmą budującą stadion), z którym będzie się toczył długi spór sądowy. Inny proces dotyczy budowy miejskiego aquaparku. Niedawno z budowy Narodowego Forum Muzyki zszedł główny wykonawca, co grozi i tak zadłużonemu po uszy miastu stratą kolejnych 150 mln zł dotacji unijnej. W takiej nerwowej atmosferze lokalny układ władzy zaczął walczyć między sobą – zdymisjonowany wiceprezydent oskarża Dutkiewicza o zadłużenie miasta i wszelkie możliwe porażki. Ten nazywa dotychczasowego współpracownika kłamcą. Zwolniony wiceprezydent grozi prezydentowi procesem sądowym itd., itp. Wrocławianie obserwujący z zażenowaniem te chłopięce rozróby chcieliby usłyszeć coś innego i budującego, ale trudno wykrzesać twórcze idee z umysłów osób, które od blisko 20 lat sprawują hegemonię polityczno-kulturową i nie mają nic nowego do zaproponowania.W wymiarze krajowym mamy podobną sytuację. Spory pomiędzy PiS a PO są tak jałowe i stoją na tak niskim poziomie, że trudno się dziwić coraz niższej frekwencji wyborczej i brakowi zainteresowania ogółu obywateli sprawami publicznymi. Symbolem politycznego teatru absurdu są wygibasy wicepremiera Pawlaka, który chce zjeść ciastko i mieć ciastko – konsumować przywileje władzy i kontestować coraz marniejsze rządy PO i PSL. Zresztą osoba Waldemara Pawlaka i losy jego partii w minionych 20 latach mogą symbolizować beznadzieję polskiej polityki. Zbić kapitał polityczny na nijakości oraz braku jakichkolwiek poglądów i dzięki nim wciąż być u władzy to bez wątpienia pewna umiejętność. Ale w takiej skali jest to możliwe tylko w kraju, w którym nie ma już żadnego nadzoru obywatelskiego nad elitą władzy, a polityka sięga bruku.Kompletnie wycofane społeczeństwo z obojętnością znosi już wszystko. Buntować się na razie nie chce, bo nie widzi lepszego, realnego pomysłu na ład społeczny. Lewica nie daje jasnych podpowiedzi i stoi trochę w rozkroku. Z jednej strony, kręci nosem na sytuację, z drugiej – próbuje zyskać akceptację pozostałych graczy. W obecnych warunkach społeczeństwo oczekuje jednak powiewu świeżego powietrza. Nie musi to być huragan, ale odrobina świeżości i stanowcze odcięcie się od obecnych trendów w polityce. Jeśli chce się wygrywać, trzeba trochę odwagi i ryzyka.Max Weber przypominał, że polityka to „wiercenie twardych desek”: „Całkowicie słuszne jest powiedzenie, i wszystkie doświadczenia historyczne to potwierdzają, że nie osiągano by tego, co możliwe, gdyby wciąż na nowo nie sięgano w świecie po to, co niemożliwe”. Jeszcze bardziej jednoznacznie pisze o tym Michael Kazin w znakomitej książce „Amerykańscy marzyciele. Jak lewica zmieniła Amerykę”. Zmiana nigdy nie jest łatwa, szczególnie kiedy przeciwnik jest silniejszy. Ale właśnie wtedy warto się upominać o utopię, jako o coś, co jest inne od obecnych trendów i warunków. Jeśli bowiem „uznamy, że nie ma żadnej alternatywy dla permanentnego kryzysu, że można jedynie próbować samemu przezeń przebrnąć – zaostrzymy tylko problem”, twierdzi Kazin. I warto o tym pamiętać, słuchając sloganów o potrzebie kolejnych oszczędności i cięć. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 42/2012

Kategorie: Felietony, Piotr Żuk
Tagi: Piotr Żuk