W firmach państwowych jest już miejsce tylko dla ludzi związanych z PiS i braćmi Kazimierz Marcinkiewicz, gdy został premierem, obiecał, że „nie będzie żadnych synekur”. W ostatnich siedmiu miesiącach zmieniono zarządy w połowie firm z udziałem skarbu państwa. W 1997 r., gdy powstała koalicja AWS-UW, Jarosławowi Kaczyńskiemu przypisano autorstwo hasła „TKM” („Teraz, k… my” – przyp. autora). W 2005 r. Prawo i Sprawiedliwość szło do wyborów pod sztandarami odnowy moralnej i budowy IV Rzeczypospolitej. A tego zadania nie wolno było zostawić w rękach osobników związanych ze „stolikiem do brydża” – polityków, ludzi biznesu, aktualnych i byłych funkcjonariuszy służb specjalnych i pospolitych przestępców. Jednak jesienią ub.r. prezes Kaczyński nie szukał kandydatów do obsadzenia rad nadzorczych i zarządów dużych spółek z udziałem skarbu państwa. PiS zainteresowany resortami siłowymi liczył, że w ramach koalicji zajmą się tym działacze Platformy. Liderzy partii byli zaskoczeni, gdy obowiązek ów spadł na mniejszościowy gabinet Kazimierza Marcinkiewicza. Okazało się, że zaplecze kadrowe partii jest więcej niż skromne. Powołanie na ministra skarbu Andrzeja Mikosza, poznańskiego prawnika, którego premier znał z czasów AWS, wydawało się posunięciem rozsądnym. Tymczasem niemal natychmiast zrodziło wątpliwości liderów PiS. Nowy minister pozostawił na stanowisku w resorcie podsekretarza stanu Przemysława Morysiaka, kojarzonego z Janem Kulczykiem, który dla nich był synonimem oligarchy. Wiceministrowi przypisano też ułatwienie przejęcia kontroli nad firmą Pekaes przez spółkę powiązaną kapitałowo z Kulczyk Holding. 33% akcji Pekaesu sprzedał Bank Gospodarstwa Krajowego, a nie mógł tego uczynić bez zgody resortu skarbu już pod nowym kierownictwem. Mikosz odszedł na początku stycznia br., gdy „Rzeczpospolita” ujawniła, jak to jego małżonka w 2002 r. pożyczyła 300 tys. dol. matce niejakiego Witolda W., który miał problemy z wymiarem sprawiedliwości. Poza tym na rozstrzygnięcie czekały sprawy prezesów: PZU SA – Cezarego Stypułkowskiego (ostatecznie w ub. tygodniu zastąpił go gdański adwokat, Jaromir Netzel), PKN Orlen – Igora Chalupca, Polskich Sieci Elektroenergetycznych – Stanisława Dobrzańskiego, kojarzonych z poprzednim układem rządowym. Nie można było tego zostawić w rękach Mikosza. Jego następcą został bliski współpracownik prezesa Kaczyńskiego, poseł Wojciech Jasiński. Znacznie sprawniej rząd premiera Marcinkiewicza radził sobie ze zmianami kadrowymi w sektorach gazowym i paliwowym. Sprawami bezpieczeństwa energetycznego w Ministerstwie Gospodarki zajął się wiceminister Piotr Naimski. Niegdyś działacz ZChN, były szef Urzędu Ochrony Państwa w czasach rządu Jana Olszewskiego. Za rządów premiera Buzka zasiadał on w radzie nadzorczej PGNiG, gdzie dał się poznać jako gorący zwolennik podpisania kontraktu na dostawy norweskiego gazu do Polski. Piotr Woyciechowski, prezes Gminnej Gospodarki Komunalnej Ochota sp. z o.o. zajmującej się administrowaniem komunalnymi zasobami tej dzielnicy, został przewodniczącym rady nadzorczej spółki Nafta Polska odpowiedzialnej za restrukturyzację sektora naftowego oraz wielkiej syntezy chemicznej. Jego awans był zaskoczeniem nawet dla premiera Marcinkiewicza. 20 stycznia br. premier pytany o tę nominację w programie „Gość Radia Zet” odparł: – Nie znam człowieka. Sprawdzę. Woyciechowski oddelegowany został następnie do pełnienia funkcji prezesa zarządu Nafty Polskiej. Odwołano go po interwencji Romana Giertycha i dziennikarki Moniki Olejnik. Miał do niej dzwonić z pogróżkami, po audycji, w której pytała go o jego kwalifikacje. Giertych zaś w sejmowej debacie oświadczył, że prezesem Nafty Polskiej jest osoba, „którą z komisji ds. PKN Orlen wyrzuciliśmy jako nierzetelnego eksperta”. Woyciechowski miał potem mu grozić, że „jeśli chce wojny, to będzie ją miał i będzie bolało”. Byłego dyrektora gabinetu Antoniego Macierewicza, Arkadiusza Siwkę, powołano na prezesa spółki Naftobaz. Za rządów AWS-UW zasiadał on w radzie nadzorczej Ruchu i zarządzie Orbisu. Szefem rady nadzorczej Naftobaz został zaś dawny zastępca Naimskiego z UOP – Adam Taracha. W 1997 r. wytoczył on Konstantemu Miodowiczowi sprawę z powództwa cywilnego, o to, że w programie telewizyjnym „W centrum uwagi” Miodowicz zarzucił mu, że gdy pracował w UOP, nadzorował działania o „charakterze nielegalnym” skierowane przeciw niekomunistycznej opozycji. Podwładni Tarachy mieli inwigilować polityków opozycyjnych wobec rządu premiera Jana Olszewskiego. Po trzech latach Taracha proces wygrał. Ostatnio „Życie
Tagi:
Marek Czarkowski