Uruchamiając debatę konstytucyjną, trzeba myśleć w perspektywie kilku lat, a nie kilku miesięcy Aleksander Kwaśniewski Zastanawia mnie troska PiS o napisanie własnej konstytucji. Jeżeli ta partia nie liczy się z żadną konstytucją, żadnym dokumentem, to po co się głowi? – Mam wrażenie, że w koncepcji Jarosława Kaczyńskiego konstytucja jest ważna, bo ma być śladem na przyszłość. Bardziej użytecznym niż liczne pomniki, które są stawiane w miastach i wioskach. Zauważmy, jak to Kaczyński tłumaczy – na razie skromnie, ale przecież za chwilę będzie gromko – że to, z czym mieliśmy do czynienia od 1989 r., III RP, jest postkomunizmem. W związku z tym obecna konstytucja też jest postkomunistyczna. A ponieważ wychodzimy z postkomunizmu na rzecz, hm… kaczyzmu (nie wiem, jak oni chcą to nazwać, bo widać, że jak ognia unikają określenia IV RP), ta konstytucja jest ważna. Tak będą to przedstawiać. Dzisiaj jesteśmy w takiej sytuacji, że jakiekolwiek referendum ogłoszone przez władzę będzie pozamerytoryczne, bo okaże się plebiscytem. Na zasadzie: jesteś za czy przeciwko obecnej władzy? – To nawet kuszące! Ja jestem bardzo szczęśliwy, bo należę do nielicznej grupy polityków, którzy wygrali dwa referenda. Wygrałem referendum europejskie, choć baliśmy się o frekwencję. Referendum konstytucyjne wygraliśmy w dużej mierze dzięki temu, że zrezygnowaliśmy z progu 50%. Natomiast proszę popatrzeć, co się zdarzyło z referendami w Europie w ostatnim czasie. Wszystkie zostały przez władze przegrane. Dlatego, że dotyczyły nie tego, czego dotyczyły. Cameron ratował swoją pozycję w partii i myślał, że jego popularność wystarczy. I zgotował nam wszystkim ciężki los. We Włoszech Matteo Renzi, który wierzył, że jego gwiazda tak błyszczy, że zagłosują za nim i przyjmą reformy konstytucyjne, przegrał i odszedł z rządu. Holendrzy zrobili referendum w sprawie Ukrainy, w którym, podejrzewam, część głosujących nawet nie wiedziała, gdzie leży ten piękny kraj, a głosowali przeciwko władzy. I tak dalej. Dlatego nad takimi referendami, które szybko mogą się stać plebiscytem pod tytułem czy lubisz władzę, czy nie, władza powinna mocno się zastanowić. Czego chce Duda? A nad referendum, które chciałby przeprowadzić prezydent Duda? – Pomysł prezydenta Dudy trzeba nazwać, używając najdelikatniejszych w świecie określeń, niedojrzałym. Dlatego że konstytucja z 1997 r. w art. 235 przewiduje precyzyjnie sposób jej zmiany: dwie trzecie w jednej izbie, bezwzględna większość w drugiej izbie, referendum itd. Jeżeli referendum miałoby dotyczyć takiego pytania, które, jak rozumiem, miałoby uruchomić proces dyskusji, to zastanawiam się, po co? Mogłoby ono brzmieć: czy jesteś za zmianą konstytucji? Jakkolwiek by jednak brzmiało, przekształci się w głosowanie nad władzą. Za PiS lub przeciw. A oceniam, że dzisiaj w Polsce jest więcej przeciwników niż zwolenników PiS, czyli władza sama sobie prokuruje kłopot. Co więcej, takie referendum jest mało użyteczne, bo gdy większość powie: zmieniajmy, to oznacza, że trzeba powołać komisję konstytucyjną, która musi pracować parę lat, potem przedłożyć projekt izbie, tam musi być większość konstytucyjna, a ona musi przedłożyć to narodowi. Naród zaś ten projekt musi przegłosować. Po co więc na początku robić referendum, skoro i tak musi ono być na końcu? Prezydent Duda idzie dalej – mówi, że trzeba zadać wiele pytań i na tej podstawie będziemy pisać konstytucję. – No to jest już zupełna paranoja. Dlatego że konstytucja musi być dziełem spójnym. Nie może być wyrazem emocji ludzi w roku 2018. Bo jakie mogą być pytania? Chcesz więcej władzy prezydenta czy mniej? Chcesz systemu kanclerskiego? Chcesz więcej wolności obywatelskich? To mniej więcej tak, jakby zrobić sondaż uliczny. Prezydent w tej kwestii zachowuje się w sposób nieodpowiedzialny. Jest oczywiście pytanie, czy w tym szaleństwie nie ma metody. A metoda może polegać na tym, że prezydent, który ma świadomość, że przekroczył zasady konstytucyjne, i to kilkakrotnie, chce doprowadzić do zmiany konstytucji, bo sądzenie tej władzy za złamanie konstytucji, która już nie istnieje, byłoby ekwilibrystyczne. To grubsza sprawa niż Trybunał A czy PiS nie zaczyna traktować ustawy zasadniczej tak jak innych instytucji, które niszczył, które stały się celem zmasowanego ataku? Jak Trybunału Konstytucyjnego, sędziów? Chodzi o zdezawuowanie bardzo ważnego elementu funkcjonowania systemu. Konstytucji się nie zmieni, tylko będzie miała epitety: postkomunistyczna, stalinowska… W ten sposób zarzuty nieprzestrzegania konstytucji wyblakną.