Między Wrocławiem a Toronto, czyli jak Polska długa i szeroka Ewa Stachniak – kanadyjska pisarka powieści o Polsce Polskie tłumaczenia pani powieści umieszcza się na półkach z literaturą kanadyjską, choć jest pani pisarką polską, z urodzenia i zainteresowań literackich. Czuje pani misję promowania kraju na obczyźnie? – Nie myślę o Polsce w kategoriach literackiej misji czy ambicji. Urodziłam się i dorastałam w Polsce. Sięgam po polskie tematy, bo są dużą i ważną częścią moich doświadczeń. A dzisiaj są istotne, bo obecny minister kultury marzy o wielkiej hollywoodzkiej produkcji promującej nasz kraj i dziedzictwo kulturowe. O czym mógłby być taki film? – Dobrych polskich historii nie brakuje. Tyle że promowanie kraju i jego dziedzictwa kulturowego to bardziej domena polityków niż pisarzy. Napisałaby pani scenariusz filmu np. o Zygmuncie Krasińskim albo królu Stanisławie Auguście Poniatowskim? – Moje książki są precyzyjnie skonstruowane i wyrzucenie czegokolwiek byłoby dla mnie zbyt bolesne. Poza tym po ukończeniu każdej książki rzucam się natychmiast na nowy temat; pisanie scenariusza byłoby hamulcem. Prawa filmowe sprzedałam już – i to kilka razy – jedynie do „Katarzyny Wielkiej”. Ale od sprzedania praw do realizacji droga niestety jest długa i jak dotąd nic z tego nie wyszło. Pisze pani po angielsku. Jak się osiąga poziom literacki w języku obcym? – Przykładów osiągnięcia poziomu „literackiego” wśród emigrantów jest wiele. Nabokova nie muszę przedstawiać. Yiyun Li, emigrantka z Chin, pisze po angielsku w Stanach z wielkim sukcesem. Aleksandar Hemon, emigrant z Serbii, miał 16 lat, kiedy przyjechał do USA bez znajomości angielskiego. Teraz jest doskonałym i uznanym pisarzem. Eva Hoffman, autorka „Zagubione w przekładzie”, przyjechała do Kanady jako nastolatka i wtedy dopiero „przetłumaczyła się” na angielski. Ewa Hryniewicz-Yarbrough, tak jak ja wrocławska anglistka, wyśmienicie tłumaczy polską poezję na angielski, m.in. wydała w USA tłumaczenia wierszy Janusza Szubera. Pisze też po angielsku eseje, uznane i nagradzane. Z kolei Żanna Słoniowska jest Ukrainką i pisze po polsku. Osiągnięcie poziomu „literackiego” w tym drugim języku nie jest aż taką rzadkością. Mówi to pani z perspektywy obywatelki kanadyjskiej. W Polsce wciąż się zachwycamy naszą monokulturą etniczno-językową. – Mój syn, który wychował się w Kanadzie, jako dziecko nie był w stanie sobie wyobrazić kogoś, kto włada jednym językiem. Dzieci, z którymi się bawił na co dzień i z którymi chodził do szkoły w Montrealu, znały co najmniej trzy – francuski, którym mówiły w szkole, angielski, który był językiem przerw i zabaw, i ten domowy, emigrancki, którym mówiło się w domu, z rodzicami. W odróżnieniu od wspomnianej monokultury etniczno-językowej mnie ciekawi stosunek pisarza emigranta do tego adaptowanego języka. Może odmówić pisania w kraju, w którym mieszka, pisać w języku ojczystym, tak jak to zrobili Gombrowicz czy Miłosz, którzy pisali dla polskiego czytelnika, a świat zdobywali w przekładach. Conrad uważał, że gdyby nie pisał po angielsku, nie pisałby wcale. Angielski dał mu wolność stylu, wyrazu, tematu, możliwość zgłębiania myśli w polszczyźnie dla niego niewyrażalnych. Themerson z kolei był pisarzem w pełni dwujęzycznym, przechodził płynnie z jednego języka na drugi, czuł się doskonale i w angielszczyźnie, i w polszczyźnie. Czyli literacki angielski jest prostszy od polskiego? – Nie jest prostszy, ale łatwiej emigrantowi w nim się odnaleźć. Jest bardziej otwarty dla „obcych”. Jest angielski z Anglii, ale również ten ze Szkocji, z Irlandii, z Walii, w którym nadal słychać echa często już zapomnianych języków. Jest całe byłe imperium brytyjskie, w którym pokolenia emigrantów kształtowały angielszczyznę na swój sposób: Kanada, Australia, Nowa Zelandia, no i Stany Zjednoczone. Są Indie, gdzie angielski po części funkcjonuje jak kiedyś w Europie średniowieczna łacina. Wszystko to sprawia, że angielski jest mniej hermetyczny. Wybór angielskiego jest więc dla pani przepustką do światowej percepcji? – Jest naturalną konsekwencją emigracji. Gdybym mieszkała w Polsce, pisałabym po polsku, we Francji po francusku. W Kanadzie piszę po angielsku, bo to język, który mnie otacza i w którym na co dzień funkcjonuję. Decyzja o pisaniu po angielsku była naturalna. Z angielskim rosłam od dziecka. We Wrocławiu miałam nauczycielkę Angielkę, emigrantkę ze Szkocji, żonę polskiego lotnika. Studiowałam anglistykę, najpierw w Polsce, potem w Kanadzie. W Polsce pracę magisterską pisałam po angielsku, doktorat na Uniwersytecie McGill w Montrealu też po angielsku. Pierwsze
Tagi:
Anna Bojarska, Cezary Łazarewicz, Dorota Masłowska, Ewa Stachniak, Ewa Winnicka, historia, I RP, Iza Klementowska, Kanada, książki, kultura, kultura polska, literatura, literatura anglojęzyczna, literatura polska, Manuela Gretkowska, Monika Sznajderman, Olga Tokarczuk, pisarki, pisarze, Polacy za granicą, polonia, Polska stanisławowska, powieść, proza, rynek książki, USA, Wiesław Myśliwski