Jest coś intymnego w czytaniu książki po kimś. Szczególnie jeśli ten ktoś śmiało podkreśla znaczące zdania lub sceny albo dopisuje coś na marginesie i z tyłu książki. Podkreślamy przecież różne rzeczy i na inne rzeczy zwracamy uwagę. Coś to o nas mówi, niewiele, ale zawsze coś – jak charakter pisma albo ubranie. Czasem cudze podkreślenia przeszkadzają, są jak niepotrzebne zbliżenia kamery. Taka ścieżka już wydeptana w śniegu w miejscu, gdzie mieliśmy być sami. Odbierają śmieszną iluzję, że autor pracował specjalnie dla nas i że nikogo poza nami nigdy tu nie było. Oczywiście niektórzy zostawiają znacznie więcej śladów: blade plamki po pomidorówce, a czasem nawet zasuszony makaronik Czaniecki. Śliniąc opuszki, roznoszą po książce swoje DNA. Tu kichną, tam im skapnie. Strach pomyśleć, gdzie jeszcze byli z tą książką, bo że w klopie, to pewne. Zresztą zawsze sądziłam, że klop to zaszczytne miejsce dla książki, gdzie ma szansę w skupieniu zostać właściwie odczytana. Osobiście marzyłabym, by moje książki czytano w klopie, sądzę, że to komplement. Kółka z kawy i herbaty to już klasyka, choć częściej spotykamy je na gazetach. Możemy się zżymać na brak szacunku dla książki jako artefaktu kulturowego, nośnika tradycji i rozmaitych wartości. Ale trzeba przyznać, że to kojący obrazek: jakiś czytelnik zaparzył sobie kawę i nad gorącym kubkiem w chłodne, grudniowe popołudnie czyta Prousta, zachlapując nieco strony. Jest po prostu rozkojarzony, wcale mu się nie dziwię. Może zapalił papierosa w przypływie ekscytacji? I spadł mu żar, i literkę przepalił. Bo był w afekcie. To miłe. Dobrze, wiadomo więc, że czasem z książki można odczytać jadłospis. Ale skąd tam tyle włosów? W pożyczonych książkach są włosy. Nie wiem, czy ktoś zakłada sobie książkę włosem? Czyta np. do czwartej nad ranem, powieść go wciąga, ale jest taki zmęczony, że sen mu się myli z jawą i nie ma już siły, żeby wstać i zlokalizować zakładkę albo chociaż stary bilet tramwajowy, więc wyrywa sobie z głowy włos: rozdział 10., tam skończył. Kiedy tylko otworzy oczy, zaraz po włosie do kłębka dojdzie i – bez zbędnych przeszkód – będzie kontynuował lekturę. Cóż, widziałam straszniejsze rzeczy – jak ktoś zakładał książkę kanapką – na szczęście w papierku, podpaską, na szczęście dziewiczą, okularami (niebezpieczne), rachunkiem za prąd (klasyka) czy wreszcie drugą książką. Wszak ten zwyczaj najczęściej jest spotykany. Wygląda to, jakby książki w jakiś perwersyjny sposób jadły się nawzajem lub spółkowały ze sobą. Pisarze czasem zapisują na marginesach książek notatki i pomysły do swoich powieści. Jasno wtedy widać, że książki pochodzą od siebie, że literatura to wielowątkowa, burzliwa rozmowa. Poza tym książki z notatkami są o wiele cenniejsze. Wyobrażam sobie taki głuchy telefon, taką grę, w której kilkanaście wybranych osób czyta po kolei tę samą książkę, podkreślając i dopisując różne rzeczy, tworząc na marginesach obrazki, pytania retoryczne, szlaczki i strzałki. Każdy używa innego tuszu, na końcu powstaje zaś żywa książka, pełna nowych otwarć, ścieżek interpretacyjnych, którymi warto podążać. Zresztą popisane i złachmanione przez pisarzy i malarzy książki do dzisiaj budzą zainteresowanie w światowych muzeach i osiągają zawrotne ceny na aukcjach. W powieści „Konające zwierzę” Philip Roth umieścił scenę, w której główny bohater podrywa swoją studentkę na rękopis Kafki. Cóż, też chciałabym dotknąć rękopisu Franza Kafki, ale w życiu podrywano mnie jedynie na autografy piłkarzy, nic dziwnego, że nieskutecznie. Tymczasem marzę o takiej książce, którą przede mną czytał Witkacy i dorysował tam od niechcenia jakiś mały portrecik. W dyskusjach na temat przewagi książki papierowej nad cyfrową powinien to być ostateczny argument. Książka papierowa się zmienia w miarę upływu lat, w zależności od tego, kto ją czyta, dokąd ją zabiera, a nawet – co wtedy je. Nabiera ciała, łączy się jakoś z naszą prywatną historią. Jej los zrasta się z naszym losem i książka się z nami starzeje. Trzeba tylko uważać, by ulubiony egzemplarz się nie zgubił. Ten nowy, kupiony w miejsce starego, będzie nam tylko przypominał o stracie. Dlatego pożyczajcie Państwo takie książki tylko tym ludziom, których kochacie. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Agnieszka Wolny-Hamkało