Rok 2002 był drugi na liście najbardziej gorących lat. W tym roku będzie jeszcze cieplej Inuici (Eskimosi) w Kanadzie z trudem usiłują wyjaśnić naukowcom zachodzące w ich środowisku zmiany. W języku Inuktitut nie ma słów oznaczających np. ptaka rudzika czy wiele owadów, bowiem mieszkańcy śnieżnej pustyni nigdy nie widzieli takich stworzeń. Nigdy – aż do tej pory. Zmiany globalnego klimatu w Arktyce stają się szczególnie widoczne. Latem 2002 r. zasięg lodów pokrywających Grenlandię i Arktykę był najmniejszy od rozpoczęcia przed 24 laty pomiarów satelitarnych, a być może nawet od tysiąca lat. „To najbardziej szalone lato, jakie przeżyłem”, mówi Mark Serreze, badacz regionów polarnych z Narodowego Centrum Obserwacji Śniegu i Lodu w Boulder w stanie Colorado. Topnienie grenlandzkich lodów wystąpiło na obszarze 685 tys. km kwadratowych, ponad dwa razy większym niż w 1992 r. Polarnik Konrad Steffen z Boulder, który przybył na Grenlandię samolotem z płozami, w czerwcu musiał zostać ewakuowany helikopterem, gdyż na topniejącym lodzie samolot nie mógł wylądować, zaś obóz naukowców zalała ponad 30-centymetrowa warstwa wody. We wrześniu lód pokrywa zazwyczaj 3,84 mln km kwadratowych oceanu na północ od Grenlandii, Rosji i Kanady. Jednak w 2002 r. skutych lodem było tylko 3,2 mln km, przy czym w wielu miejscach lodowa warstwa była wyjątkowo cienka. „Utrata lodów Morza Arktycznego to big news. Lód spełnia bardzo ważną rolę w utrzymaniu równowagi globalnego systemu energii. Pokrywa lodowa absorbuje tylko 20% promieniowania słonecznego, jednak gdy stopnieje, pojawia się woda, która pochłania aż 80% i planeta staje się cieplejsza”, wyjaśnia dr Larry Hinzman z University of Alaska. Jego zdaniem, obecne ocieplenie regionów Arktyki jest bezprecedensowe – od czasu rozpoczęcia pomiarów nigdy jeszcze temperatury nie wzrastały tak szybko. Rodzimi mieszkańcy północnych krain dostrzegają te zmiany każdego dnia. Kiedy powietrze się ociepla, pojawiają się egzotyczne dla Inuitów zwierzęta. „Były to wielkie owady, mające wiele nóg. Na widok ludzi zwijały się w kulę. Nawet najstarsi przywódcy plemienia nie potrafili ich nazwać”, opowiada Natsiapik Naglingniq, która od swych rodziców nauczyła się doskonale przewidywać pogodę. Ale teraz dawna wiedza nie zdaje się na nic. Klimat północnej Kanady nabiera nowych cech. Często szaleją burze z piorunami. „Przez pierwsze 30 lat życia nigdy nie słyszałam grzmotu”, opowiada Natsiapik. Obserwacje rodzimych mieszkańców Północy są zgodne z rezultatami meteorologicznych pomiarów. Według danych Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO), będącej agendą ONZ, rok 2002 był drugi na liście najgorętszych lat od czasu rozpoczęcia pomiarów w 1860 r., ustępując jedynie rekordowemu 1998, przy czym wzrost temperatur nastąpił szczególnie w Eurazji. Według Kennetha Davidsona z WMO, postępujące od 25-26 lat globalne ocieplenie jest bez precedensu w ostatnim tysiącleciu. W 2002 r. średnia temperatura mierzona przy powierzchni przekroczyła o 0,49 st. średnią z lat 1961-1990 i wynosiła 14,5 st. Celsjusza, podczas gdy w 2001 wynosiła 14,42 st., zaś w rekordowym 1998 r. – 14,57 st. Eksperci z WMO twierdzą, że to przemysłowe i rolnicze emisje dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych do atmosfery powodują ten nagły atak planetarnej gorączki. Szacuje się, że od 1900 r. globalne temperatury wzrosły o 0,6 st. Celsjusza, przy czym w naszych szerokościach geograficznych aż o 1 st. Wszędzie widać skutki tego fenomenu. Lekko „podgrzane” lasy Kanady i Syberii rosną szczególnie bujnie – planeta zaczyna intensywnie się zielenić. Lodowce topnieją w Andach, w Alpach i w Himalajach. Lodowiec Columbia na Alasce stracił 20 km w ciągu 20 lat, a odrywające się od niego bryły lodowe zagrażają żegludze w pobliżu Valdez. Rządy krajów szczególnie zagrożonych przez wzrost poziomu morza i intensywności sztormów już tworzą plany alarmowe. W Wielkiej Brytanii zapewne konieczne stanie się wzmocnienie kosztem wielu milionów funtów barier i wałów chroniących przed zalaniem wybrzeże przy ujściu Tamizy. Niektórzy londyńczycy cieszą się, bo w przyszłości ich metropolia ma przypominać włoskie miasto – dużo słońca, kafejek pod parasolami i imprez na wolnym powietrzu. Z drugiej strony, ciepła aura oznacza więcej zanieczyszczeń i chorób
Tagi:
Krzysztof Kęciek