Nadmuchany balon pękł w styczniową sobotę. Pękając, pokazał telewidzom planszę. Przez dziesięć sekund mogli oglądać na ekranach jakiś kompletnie nieczytelny napis. Po pewnym czasie dowiedzieliśmy się, że to nie była awaria studia. To były przeprosiny Zbigniewa Ziobry, który w tak hucpiarski sposób wykonał prawomocny wyrok sądu i przeprosił doktora Mirosława Garlickiego za słowa, że „nikt już nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”. Czołowy polityk Prawa i Sprawiedliwości, były minister sprawiedliwości i prokurator generalny, pokazał Polakom, jak można traktować prawo i co można zrobić z prawomocnym wyrokiem sądowym. Ziobro się nie zmienia. Bruksela go nie cywilizuje. I nie może, bo nie znając żadnego języka, pozostaje odporny na wpływy europejskich doktryn prawnych, a zwłaszcza prawa człowieka. Trzy lata temu jako minister bywał we wszystkich kanałach telewizyjnych. Obwieszony gadżetami w czasie nieustannych konferencji prasowych pozował na jedynego sprawiedliwego. Na szeryfa, dla którego prawo, kodeksy i ustawy to tylko zawalidrogi. Prawem i wyrocznią był on. Przeciętny student i przeciętny magister, którego rewolucja kadrowa wyniosła na sam szczyt władzy. Jakiż był wtedy butny i buńczuczny. Stały przecież za nim służby i dyspozycyjni prokuratorzy. Po klęsce wyborczej na chwilę zobaczyliśmy Ziobrę zalęknionego. Ale gdy zobaczył, że następcy nie stosują jego metod z aresztami wydobywczymi jako ulubionym sposobem zmiękczania przeciwników, szybko wrócił do typowej dla siebie mieszanki tchórzostwa i bezczelności. Płaczliwie żalił się w mediach, że wyrok sądu nakazujący przeprosiny kardiochirurga zrujnuje go materialnie, że będzie musiał sprzedać mieszkanie i straci cały dorobek. Brał ludzi na litość. A jakie miał intencje, pokazał na swej śmiesznej planszy. Prymitywna sztuczka i pogarda, jaką okazał sądowi, obrażonemu lekarzowi i tej części społeczeństwa, która jeszcze wierzy w reguły państwa prawa, jest dowodem na to, że Ziobro niczego przez te parę lat się nie nauczył. A jedyny wniosek, jaki wyciągnął z niekorzystnego dla siebie wyroku, jest taki, że on, czyli Zbigniew Ziobro, jest ciągle kimś ponad prawem. Mimowolnie tym swoim planszowym hucpiarstwem oddał przysługę PO i tym, którzy zaczęli już zapominać o wybrykach rządu PiS. Brutalnie przypomniał, że są ludzie i partie, których trzeba trzymać z dala od władzy. A co dopiero od sądów, prokurator czy służb. I z tego punktu widzenia telewizyjna lekcja poglądowa Ziobry – jak przeprosić, by nie przeprosić, bardzo pomoże w ocenach polityków w trakcie czekających nas kampanii wyborczych. Ma pewne miejsce w spotach reklamowych partii konkurujących z Prawem i Sprawiedliwości. Nic bowiem bardziej nie ośmiesza nazwy tej partii jak postępowanie człowieka, którego bracia Kaczyńscy postawili na straży prawa. Bo przed takimi strażnikami prawa jak Ziobro trzeba się strzec najusilniej. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Jerzy Domański