Plemienny totem

Plemienny totem

Nawet mieszczuchy mają szansę spotkać bociana, gdy tylko miną rogatki miast. A świadomość, że co czwarty bocian jest Polakiem, napędza narodową dumę Z pierwszymi pomrukami odwilży, jeszcze w lutym, usłyszałem sakramentalne, coroczne „bociany już w drodze?”. Te, które zimowały w południowej Afryce, już były w drodze. Te, które pofatygowały się jedynie na południe od Sahary, jeszcze nie. Informowałem grzecznie i wyczerpująco, ale jako zimoluba drażniło mnie to pytanie. Same bociany są bez winy, darzę je dużą sympatią. Rzecz jasna, piszę o bocianach białych, czarne, choć blisko spokrewnione, prowadzą odmienny styl życia. Podejrzewam, że pytania o bociany nie wynikają z tęsknoty za wiosną, mamy wiele innych powszechnie znanych zwiastunów, ot, choćby przebiśniegi i skowronki. Sądzę, że bociany są naszym ptakiem plemiennym, narodowym, w dużo większym stopniu niż bieliki. Wzniosły bielik wylądował w godle, ale ze swoją orlą powagą jest odległy, przebywa w świecie ideałów, kołując na niebotycznych wysokościach. Co innego bocian – ten jest swojski i nawet mieszczuchy mają szansę go spotkać, gdy tylko miną rogatki miast. Gniazduje po sąsiedzku, a powszechna świadomość, że co czwarty bocian jest Polakiem, napędza narodową dumę. Wprawdzie ostatnio boćkom w Polsce nie wiedzie się najlepiej i nie jesteśmy już najbardziej bocianim krajem świata, o czym za chwilę, ale Wojtusie i Kajtki są swoistym totemem. Nie jestem znawcą sztuki, lecz wydaje mi się, że to właśnie przysporzyło popularności obrazowi Józefa Chełmońskiego „Bociany”, na który dziś patrzymy z sentymentem, choć bije z niego bieda i zacofanie polskiej wsi. Owo zacofanie było przyczyną, dla której Polska bocianem stała. Już w XIX w. bociany ustępowały z Europy Zachodniej. Świetnym przykładem tego zjawiska jest Dania, która wiek pary i elektryczności witała z kilkoma tysiącami par bocianów. Kolejne stulecie zaledwie z kilkoma setkami, a obecne z kilkoma. Może kilkunastoma, ale palców na pewno by nam wystarczyło do ich policzenia. Ta sytuacja dotyczy większości krajów zachodnich. Owszem, nowoczesność powoli przesączała się na polską wieś w drugiej połowie XIX w., głównie za sprawą z jednej strony wielkich majątków, a z drugiej spółdzielni rolniczych, były to jednak zmiany na małą skalę. Zresztą pożogi wojenne pierwszej połowy minionego stulecia zredukowały postęp, bezlitośnie rujnując i arystokratyczne majątki, i chłopską samoorganizację. Dość wspomnieć, że wielu moich sąsiadów pamięta czasy sprzed elektryfikacji kurpiowskiej wsi i opowiada ciekawe, często figlarne historie sprzed epoki żarówek. Wprawdzie reforma agrarna powiększyła gospodarstwa z paru mórg do kilku hektarów, o wielkich pegeerach nie wspominając, ale mechanizacja i chemizacja następowały powoli. Okres transformacji dodatkowo przyhamował ten proces zmian. Wprawdzie już w połowie minionego stulecia prof. Jan Sokołowski, najpiękniej piszący o ptakach ornitolog, alarmował, że od stu lat ubywa w Polsce bocianów, jednak dopiero przemiany wywołane wejściem do Unii znacząco przyśpieszyły przykre zjawisko. Rolnictwo stało za sukcesem bocianów, lecz i ono jest przyczyną ich porażki. Nie znamy liczebności bocianów sprzed tysiąca lat, ale na podstawie ich biologii możemy podejrzewać, że były to ptaki bardzo nieliczne. Bociany lubią otwarte i podmokłe przestrzenie, porośnięte niską roślinnością, na której pasą się duzi roślinożercy. Takie warunki panowały przede wszystkim w dolinach dużych rzek, gdzie okresowe powodzie niszczyły roślinność drzewiastą. Tam też żerowały jelenie, żubry i tury mające sojusz z trawami, wymierzony w drzewa. Wraz z wkroczeniem człowieka ustępowały pradawne puszcze. Ustępowały też zwierzęta – tur wyginął zupełnie, istnienie żubra zawisło na włosku, a jelenie zostały zepchnięte do lasów. Ich miejsce zajęły krowy i woły, będące podstawową siłą pociągową. Zwierzęta te płoszyły pasikoniki, jaszczurki i myszy, będące przysmakiem bocianów. Niestety, obecna chemizacja rolnictwa, komasacja, często nieoficjalna, gruntów z towarzyszącym temu zanikiem miedz i chwastów, z zasiewami jedną i tą samą rośliną olbrzymich obszarów zmniejsza ilość pokarmu: owadów i innych bezkręgowców. W ciągu 30 lat zniknęła jedna czwarta ogółu owadów. To z kolei sprawia, że giną kolejne organizmy, zależne od owadów. Widać to wyraźnie na przykładzie ptaków – liczebność tych związanych z krajobrazem rolniczym zmniejszyła się o ok. 30% od początku XXI w. Redukcje nie ominęły bocianów. Owady stanowią podstawę diety

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2021, 2021

Kategorie: Ekologia