Po nas Lepper?

Po nas Lepper?

Koledzy z Unii Wolności i Platformy Obywatelskiej powinni się modlić, nawet w kościele u ks. Rydzyka, by Millerowi i Kalinowskiemu się powiodło Rozmowa z prof. Karolem Modzelewskim – Aleksander Małachowski niedawno powiedział, że widzi u Leppera więcej odpowiedzialności za państwo niż u Tuska. Przesadził czy jednak coś w tym jest? – Lepper to fenomen polityczny naszych czasów. Bo tak trzeba nazwać jego przeistoczenie się z zadymiarza, który niewiele potrafi artykułować, w polityka, który przeprowadza niesłychanie sprawną kampanię wyborczą w telewizji. Za sprawą tej kampanii Samoobrona, właściwie nieobecna wcześniej w sondażach, raptem stała się trzecią partią w parlamencie. – Telewizja zadecydowała o sukcesie Leppera? – Lepper mówił ludziom poszkodowanym przez transformację o tym, co ich boli i dokładnie to, co chcieli usłyszeć. To był przełom. Dobrą kampanię miało również PSL i sam Kalinowski. Tylko że oni byli już ludźmi establishmentu, dlatego nie mogli liczyć na sukces. Tym sposobem zdarzyła się rzecz, o której warto, żeby wszyscy pomyśleli – po raz pierwszy poprzez kampanię wyborczą, wcale nie przez wypowiedź Marka Belki, został zagospodarowany elektorat desperacji. Obszary desperacji w Polsce były tak wielkie, jak wielu Polaków zostawił za burtą nasz model transformacji. Wszyscy o tym wiedzą. Liberalni dziennikarze też, tylko machali na to ręką: „To mało ważny margines, mało ważne zawalidrogi”, mówili. Teraz te zawalidrogi pojawiły się w charakterze obywateli. To sprawił Lepper. A jego zachowanie po sukcesie wyborczym świadczy o wielkiej elastyczności jako polityka. – Jest więc odpowiedzialny? – Nie umiem powiedzieć, jak będzie wyglądała sprawa jego odpowiedzialności za państwo teraz, gdy Samoobrona weszła do władz ustawodawczych. Na taką ocenę jest za wcześnie. Ale jedno dla mnie nie ulega wątpliwości: to, co się stało w tych wyborach, już się nie odstanie. Formacje radykalne weszły do życia politycznego i parlamentarnego. Ich pojawienie się jest sygnałem, który politycy muszą poprawnie zinterpretować, jeżeli mają poczucie odpowiedzialności za państwo. Nie chodzi mi o poczucie odpowiedzialności Andrzeja Leppera, lecz tych, którzy konstruują rząd. Tworząc rząd, nie wolno nie brać pod uwagę zjawiska społecznego, które zaistniało i już będzie istniało w polskiej polityce. – Ale co „zaistniało”? Że jest elektorat radykalny? – Nie chodzi tylko o elektorat. Chodzi o to, że wyczerpała się w znacznej mierze cierpliwość Polski poszkodowanej, tej gorszej połówki kraju, którą transformacja zdołowała. I nawet gdyby SLD miał większość bezwzględną, pozwalającą, formalnie rzecz biorąc, nie brać tego faktu pod uwagę w decyzjach dotyczących polityki gospodarczej, to nie brać go pod uwagę nie wolno. Bo nie tylko w Sejmie trzeba się dogadywać. Trzeba się jeszcze porozumieć ze społeczeństwem. – Przecież Lepper dostał 10% głosów, czyli mniej niż Platforma. – Dodajmy do tych 10% Leppera to, co dostała Liga Polskich Rodzin. Oraz znaczną część głosów, które padły na Prawo i Sprawiedliwość. Dodajmy jeszcze większość głosów oddanych na PSL i niemałą część oddanych na SLD, w analogicznej intencji. Bo przecież nie wszyscy, którzy w tej intencji chcieli głosować na SLD, przeszli do Leppera, gdy zobaczyli, że on lepiej wyraża ich gniew i frustrację. Dodajmy do tego większość nieobecnych przy urnach. Czy można coś takiego lekceważyć i mówić, że Lepper ma tylko 10%? – Mówił pan, że zna się pan tak naprawdę na dwóch sprawach: historii średniowiecza i robieniu rewolucji. Czy Lepper jest rewolucjonistą? – Na szczęście być może nie jest. Jego wejście do parlamentu, wielka elastyczność i nowa retoryka pozwalają przypuszczać, że – być może – nie przełoży się to na działania rewolucyjne. Trzeba mieć taką nadzieję. I nie chodzi tu o Leppera, lecz o to, czy napięcie społeczne wynikające z przepołowienia naszego społeczeństwa nie doprowadzi do takiego wstrząsu, który zagroziłby istnieniu liberalnej demokracji w Polsce. – Dlaczego pan, mówiąc o elektoracie radykalnym, mówi tylko o Lepperze, a nie wspomina o Lidze Polskich Rodzin? – Mam na myśli także LPR. Tylko że Liga ma swój kojec. Tzn. oblicze narodowo-katolickie, a także związek z Radiem Maryja wyznaczają z góry jej miejsce na marginesie polskiej sceny politycznej. To brzmi paradoksalnie w kraju katolickim, ale tak właśnie jest. Atutem Leppera, pozwalającym mu na wielką elastyczność, jest to, że on się nie mieści w podziale na post-„Solidarność” i postkomunistów. Nie można sobie wyobrazić, żeby Liga, nawet gdyby przypadkiem niektóre posunięcia przyszłego rządu lewicowo-ludowego zgadzały z głoszonymi w kampanii wyborczej hasłami, udzieliła temu rządowi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 42/2001

Kategorie: Wywiady