Bracia Kaczyńscy chcą porzucić Platformę dla LPR Jedną wypowiedzią Jarosław Kaczyński przemeblował scenę polityczną i przypomniał wszystkim, kim są bracia Kaczyńscy. Lider PiS oświadczył w ubiegłym tygodniu, że na obecnych warunkach Polska nie powinna wchodzić do Unii Europejskiej. Tym samym pokazał, że lekceważy dotychczasowego koalicjanta PO, że bliżej jest mu do LPR, że będzie budował siłę swego ugrupowania na sprzeciwie wobec wejścia Polski do UE. Skąd ten zwrot? Czy dlatego, że zdaniem polityków PiS, Platforma jest słabym, mało przyszłościowym partnerem? A Liga Polskich Rodzin to rosnące w siłę ugrupowanie? Więc żeby zostać liderem prawicy, trzeba pozyskać przychylność antyunijnego elektoratu? PiS „taktyczy” W każdym razie zwrot Kaczyńskiego zaniepokoił polityków LPR – bo PiS wchodzi na podwórko Ligi, oraz PO – bo stawia Platformę, partię zdecydowanie proeuropejską w sytuacji „odrzuconej żony”. – Wydaje mi się, że PiS „taktyczy”, chcąc po wyborach zrobić jakieś prezenty radykalnej, antyeuropejskiej prawicy, a to się dobrze nie skończy przede wszystkim dla koncepcji budowy szerokiej, ale nowoczesnej formacji proeuropejskiej centroprawicy – ostrzega poseł Bronisław Komorowski. – To jest ilustracja takiej próby manewrowania po polskiej scenie politycznej liderów PiS. Te manewry mają na celu bardzo wyraźne budowanie prawicy, takiej bardzo narodowej, bardzo nieufnej wobec Europy, bardzo krytycznej wobec 12 lat niepodległości III RP – ocenił w Radiu Zet Donald Tusk. Ta wypowiedź oburzyła z kolei polityków Prawa i Sprawiedliwości. Według nich, słowa Tuska świadczą o kompleksach PO wobec dwukrotnie silniejszego PiS. Zresztą to właśnie słaby wynik wyborczy Platformy zmusił PiS do szukania sprzymierzeńców wśród LPR. – Myśleli, że są tacy silni, a balansują już na granicy progu wyborczego. Jak tak dalej pójdzie, znikną z Sejmu w przyszłej kadencji – mówią ze złośliwą satysfakcją w PiS. Lech Kaczyński natomiast zagroził, że prowadzona za pośrednictwem mediów dyskusja nie wpływa dobrze na powstanie koalicji PO i PiS, ale tylko… w warszawskim samorządzie. Tutaj, jak podkreśla Kaczyński, PiS może zawiązać koalicję z LPR. Ale stosunki w Warszawie pomiędzy obydwoma ugrupowaniami już od dawna są więcej niż chłodne. Sromotna porażka Andrzeja Olechowskiego posłużyła politykom PiS jako wzorcowy przykład upadku popularności całej Platformy. Poważniejsze jednak wydają się zapowiedzi czystek w urzędzie miasta i bezkompromisowej walki z warszawskimi układami. Nie jest tajemnicą, że będzie to wymierzone w samorządowców należących do PO. – Kaczyńskiemu potrzebny jest sukces w stolicy, bo inaczej nie ma szans na wygranie wyborów prezydenckich w 2005 r. Tyle tylko, że może to zrobić kosztem rządzących do tej pory działaczy SLD i PO – powiedział nam nieoficjalnie jeden z polityków PO. Unia dzieli Sprawa wypowiedzi na temat UE jasno pokazuje, jak wiele różni oba ugrupowania. Oprócz odmiennych poglądów na integrację są jeszcze różnice dotyczące prywatyzacji, gospodarki. Kwestie te są coraz bardziej widoczne i przeszkadzają we współpracy. PO i PiS dzieli także stosunek do SLD i Samoobrony. Pierwsi zdecydowanie wykluczają jedynie koalicję z Samoobroną. PiS natomiast stanowczo mówi nie przede wszystkim sojuszowi z SLD. Partia Leppera również nie jest idealnym kandydatem na partnera, ale mimo wszystko zdaje się nieco bliższa niż ugrupowanie Millera. – Jeśli będziemy zawierać porozumienia z LPR czy Samoobroną, to głównie po to, żeby ugrupowania te nie utworzyły wspólnej koalicji. Mogłoby to oznaczać zwycięstwo partii populistycznych w przyszłych wyborach parlamentarnych – tłumaczy poseł Adam Bielan, rzecznik PiS. O tym, z kim będzie wchodzić w układy PO na poziomie wojewódzkim, zdecydowało już prezydium. Natomiast o kształcie sojuszów w radach powiatowych i gminach mają zdecydować zarządy wojewódzkie, a więc działacze lokalni. Na tym poziomie politycy Platformy nie wykluczają porozumień ani z LPR, ani z SLD. Politycy PiS przekonali się, że ich koalicjant ma od nich znacznie słabszą pozycję w terenie i sojusze z nim nie wystarczą do samodzielnego rządzenia. – Na porozumieniu z PO wyszliśmy jak Zabłocki na mydle. Mieli bardzo dobre kampanie indywidualne, ale w sejmikach przepadli – twierdzi jeden z polityków PiS. Działacze PiS uważają, że skoro mają lepszy wynik wyborczy, większe poparcie społeczne i lepsze struktury w regionach, to oni, a nie politycy PO, powinni ustalać zasady współpracy.
Tagi:
Joanna Tańska