Prezydent Obama nie przejmuje się żalami Warszawy i Pragi, stawiając na współpracę z Moskwą w powstrzymaniu atomowych ambicji Teheranu Nie będzie tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Prezydent Obama zrezygnował z tego kontrowersyjnego projektu, forsowanego przez administrację Busha. Politycy w Warszawie i Pradze są rozżaleni, amerykański przywódca działa jednak racjonalnie z punktu widzenia interesów USA. Nie trzeba dodawać, że Stany Zjednoczone troszczą się przede wszystkim o własne korzyści. Jak mało amerykańscy przywódcy rozumieją Europę Środkowo-Wschodnią i przejmują się jej sprawami, świadczy fakt, że Waszyngton powiadomił o porzuceniu projektu tarczy w 70. rocznicę radzieckiej agresji na Polskę. Politycy Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec przyjęli tę decyzję supermocarstwa z najwyższym zadowoleniem. Prezydent Nicolas Sarkozy nazwał ją „wyjątkowo pozytywną i mądrą”, liczy też, że „rosyjscy przyjaciele” zrozumieją jej znaczenie. Angela Merkel uznała rozstrzygnięcie Obamy za „pełen nadziei sygnał”, iż trudności w kontaktach z Rosją zostaną przezwyciężone. Kanclerka federalna zakłada, że bardziej intensywna współpraca z Moskwą na arenie międzynarodowej stanie się obecnie możliwa. Barack Obama już podczas kampanii wyborczej wyrażał sceptycyzm wobec planów administracji Busha stworzenia systemu obrony przeciwrakietowej, obejmującego stację radarową w Czechach i dziesięć silosów z rakietami przechwytującymi w Polsce. Miał wątpliwości, z pewnością niebezpodstawne, czy ten projekt jest technicznie możliwy do zrealizowania. Obecnie Obama oświadczył, że prezydent Bush miał rację, wskazując na zagrożenie atakiem rakietowym ze strony Iranu. Gospodarz Białego Domu podkreślił natomiast, że program obronny musi odpowiadać zagrożeniom XXI w. Rzecznik Departamentu Stanu Geoff Morrell poinformował, że dokonano nowej oceny niebezpieczeństwa ze strony państwa mułłów. Stwarzają je przede wszystkim irańskie rakiety krótkiego i średniego, a nie dalekiego zasięgu. Konstrukcja tych ostatnich sprawia Iranowi o wiele większe trudności, niż oczekiwano, zaznaczył Morrell. Znaczną rolę odegrały oczywiście względy finansowe. W czasach kryzysu i dwóch wojen (Irak i Afganistan) także supermocarstwo musi oszczędzać. Do tej pory Waszyngton wydał na systemy obrony przeciwrakietowej ponad 100 mld dol. Obama i jego doradcy zdają sobie sprawę, że stacjonarna tarcza pochłonie kolejne miliardy, przy czym nie ma pewności, czy ten program będzie funkcjonował w dostatecznym stopniu. Nowy system obrony przeciwrakietowej ma być znacznie tańszy i mobilny, a więc mniej narażony na atak. Na okrętach, zapewne krążownikach typu Ticonderoga, zostaną zainstalowane rakiety przechwytujące SM-3, przeznaczone do niszczenia rakiet krótkiego i średniego zasięgu, jak również system obrony przeciwrakietowej Aegis. Obecnie w służbie pozostają 22 takie okręty, mające długość 173 m i rozwijające maksymalną prędkość 32,5 węzła. Przeprowadzone testy wykazały zaskakującą ich skuteczność. W lutym 2008 r. wystrzelony z pokładu krążownika zmodyfikowany pocisk SM-3 trafił i zniszczył „martwego” amerykańskiego satelitę USA 193 nad północnym Pacyfikiem. Flota USA z systemem Aegis na razie krąży po wodach wschodniego Morza Śródziemnego. Jej okręty mają zostać rozmieszczone na wodach wokół Europy. Z militarnego, a także z ekonomicznego punktu widzenia jest to bardzo sensowne rozwiązanie. W drugiej fazie Stany Zjednoczone zamierzają w 2015 r. stworzyć stacjonarne bazy z pociskami SM-3, byćmoże na Bałkanach i w Turcji. Według amerykańskich polityków, takie bazy mogą powstać także w Polsce i w Czechach. Na razie trudno jednak traktować te zapowiedzi poważnie, do 2015 r. dużo może się zmienić. Nie należy też oczekiwać, że Waszyngton zaproponuje Polsce hojną rekompensatę za tarczę. Znacząca amerykańska wojskowa obecność na naszym terytorium wywoła bowiem sprzeciw Rosji. Prezydent Obama i jego dygnitarze nie przejmują się żalami Warszawy i Pragi, gdyż stawiają na współpracę z Moskwą. Liczą na pomoc Kremla w powstrzymaniu atomowych ambicji Teheranu. 1 października mają się rozpocząć międzynarodowe negocjacje z Iranem. Jeśli ajatollahowie nie pójdą na ustępstwa, Waszyngton zamierza nałożyć na Iran ostrzejsze sankcje. Do tej pory sprzeciwiała się temu Moskwa, dla której ten kraj jest ważnym partnerem handlowym. Waszyngton potrzebuje także pomocy Rosji w Afganistanie, przede wszystkim prawa do tranzytu powietrznego. Konwoje z zaopatrzeniem, wysyłane drogą lądową z Pakistanu, są atakowane przez talibów i innych partyzantów islamskich. W lutym podczas konferencji w Monachium wiceprezydent USA Joe Biden zapowiedział „zresetowanie”
Tagi:
Krzysztof Kęciek