Obserwowałam wielu ludzi, którzy udawali pracę i daleko zaszli. Wśród nich byli też moi szefowie Corinne Maier, ekonomistka i pisarka, autorka książki „Witaj, lenistwo” – Na początek wyjaśnijmy: czy ma pani coś przeciwko pracowitości? – Nie, oczywiście, że nie mam nic przeciw pracowitości. W książce wyśmiewam bufonów i ludzi, którzy tylko udają, że pracują. Ale w wielkiej firmie są i pracowici, i lenie. Problem w tym, że jednym i drugim się wydaje, że wszystko w funkcjonowaniu firmy jest racjonalnie uzasadnione. Tymczasem to absolutnie nieprawda i o tym właśnie piszę. – A jak zdefiniować tytułowe lenistwo? „Nic nie robić” czy „Coś zrobić, ale tak, żeby się nie narobić”? – Przede wszystkim chciałam przekazać ludziom, którzy się nudzą i mają wrażenie, że ich praca niczemu nie służy, żeby po prostu dali sobie spokój i więcej się nie przejmowali. Natomiast jeśli praca jest dla kogoś pasją, to nie namawiam do lenistwa. Lenistwo może być po prostu jedną z form obrony indywidualności. Napisałam tę książkę trochę dla zabawy, trochę aby wskazać te aspekty systemu wielkich przedsiębiorstw, które wydają mi się absurdalne. Nie chodzi tylko o firmy państwowe, bo wielkie korporacje prywatne funkcjonują podobnie. – Wydaje się pani, że pracownicy wielkich firm nie wiedzą o swoim miejscu pracy tego, co napisała pani w książce? Przecież to w większości ludzie wykształceni. – Książkę można odczytywać na różne sposoby. I wszystkie są dobre. Niektórzy pracownicy wielkich firm pewnie wiedzą sporo z tego, o czym piszę. Ale pewne sprawy uwypukliłam i każdy może znaleźć w tekście coś dla siebie. – W książce jest zdanie: „Tylko człowiek, który przez lata znosił głupotę nauczycieli, wytrzyma 30 lat w firmie”. Czyli wielkie firmy zatrudniają ludzi wykształconych nie dla ich kwalifikacji, ale dlatego, że ci bez dyplomu by w nich nie wytrzymali? – We Francji bardzo wielu ludzi ma dyplomy. Trzeba dać im jakąś pracę. Dostają więc stanowiska urzędnicze w wielkich korporacjach, pracę tzw. białych kołnierzyków. I rzeczywiście, uważam, że wytrzymanie w takim miejscu wymaga przygotowania, kursu, jaki daje tylko wiele lat w szkole. Bo szkoła uczy posłuszeństwa. – W książce radzi pani, jak się obijać w pracy. Wypróbowała pani te sposoby? – Niestety, nie. Takie postępowanie nie leży w moim charakterze, po prostu nie potrafię tak się obijać. Nie udawałam więc pracy, ale starałam się oszczędzać siły. Obserwowałam natomiast wiele osób, które praktykowały ten styl pracy i daleko zaszły. Wśród takich, którzy pracę udawali, byli też moi szefowie. – Właściwie skoro praca w wielkiej firmie jest taka straszna i niszcząca, może lepiej, zamiast tracić czas na obijanie się, poszukać czegoś lepszego? – Na pewno to jakieś wyjście. Ale często ci, którzy zdecydowali się na wybór zawodu, tkwią w nim, bo nie mają odwagi go zmienić i szukać czegoś innego. Oczywiście, jeśli ludzie się zorganizują wewnątrz firmy, mają szansę walczyć z niesprawiedliwościami, dyskryminacją i mogą wiele zmienić. Tylko zwykle tego nie robią. Moim zdaniem, sytuacje opisywane w książce wynikają z mojej winy, z winy moich kolegów, bo pozostawiliśmy wszystko, tak jak jest. – Obijaj się, czekaj spokojnie, aż firma runie – tak mogłoby brzmieć przesłanie książki. Chce pani wywołać rewolucję społeczną? – Nie, nie chodzi o żadną rewolucję. Po prostu stawiam pewne pytania i mam nadzieję, że w przyszłości pojawi się w tych strukturach korporacyjnych trochę więcej zamętu, bo na razie są zbyt sztywne. Z drugiej strony nie wiem, co mogłoby zastąpić wielkie firmy. – Według pani, ludzie dzielą się na naśladowców, szkodników i leni. To nowa typologia pracowników? – Ten podział można rozciągnąć na inne miejsca poza wielkimi firmami. Jestem przekonana, że takie typy występują także w polityce, na uczelniach, w pracach badawczych. Nie dotyczy to wyłącznie przedsiębiorstw. W książce przytaczam jeszcze drugą typologię – według psychoanalityka Jacques’a Lacana, ludzie dzielą się na kanalie, debilów i cyników. Zgodnie z pierwszym podziałem, zaliczyłabym się do leni, zgodnie z drugim – do cyników. – Po ukazaniu się książki we Francji groziło pani zwolnienie. Nadal jednak pracuje pani w tym samym państwowym przedsiębiorstwie energetycznym. Szefowie uznali, że książka nie jest jednak groźna? – Doszli do wniosku, że to nie ja i moja książka jesteśmy niebezpieczne,
Tagi:
Katarzyna Długosz