Na pochylniach hula wiatr

Na pochylniach hula wiatr

28.07.2017 Gdansk, Stocznia Remontowa Nauta, Zaklad Nowych Budow. Wodowanie jednostki do polowu ryb Ocean Star B-698 na zamowienie szkockiego armatora Mewstead wedlug projektu firmy Wartsila Design Fot. Karolina Misztal / REPORTER

Rządowy program odbudowy przemysłu stoczniowego tonie w mule To miał być jeden z fundamentów „dobrej zmiany”. Opoka, na której mieliśmy budować przyszłość Wielkiej Polski! Symboliczne powstanie z kolan! Na haśle odbudowy rodzimego przemysłu stoczniowego Prawo i Sprawiedliwość oparło kampanie wyborcze w latach 2015 i 2019 nie tylko w Trójmieście, Koszalinie, Szczecinie i Świnoujściu. Na wiecach Jarosław Kaczyński osobiście zapewniał, że opuszczone doki znów będą tętnić życiem, a z odnowionych i znacjonalizowanych przez rząd PiS pochylni znów spłyną statki, by na morzach i oceanach świata sławić imię polskiego stoczniowca. Basowali mu lokalni bonzowie partii rządzącej oraz liderzy Solidarności. Chcieli dobrze, a wyszło jak zwykle. Pogłębiać dno i trzymać się koryta Premier Mateusz Morawiecki od początku urzędowania miał wizje. Obiecał uruchomienie nad Wisłą produkcji miliona samochodów elektrycznych. Program Luxtorpeda 2.0 miał wynieść na wyższy poziom krajową produkcję lokomotyw i wagonów. W ramach programu Mieszkanie+ miało powstać 100 tys. nowych mieszkań. A branża stoczniowa miała rozkwitnąć dzięki programowi Nowoczesne Produkty Przemysłu Okrętowego, o którym już zapomnieli najstarsi eksperci rodzimego shipbuildingu. W teorii chodziło o zapewnienie ram prawnych, organizacyjnych i finansowych niezbędnych do aktywizacji państwowych stoczni, a także o wsparcie ośrodków naukowo-badawczych opracowujących innowacyjne typy statków. Na początek, w roku 2016, ruszyć miał projekt Batory, którego autorstwo przypisano ówczesnemu wiceministrowi gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Pawłowi Brzezickiemu. Podobno swoje olśnienia zmieścił na kartce formatu A4. Słusznie wyliczył, że w najbliższych latach kraj będzie potrzebował ok. 40 kutrów rybackich i 10 promów pasażerskich, jak również dziewięciu okrętów wojennych, w tym trzy łodzie podwodne, plus jednostki pomocnicze, takie jak holowniki i lodołamacze. Pieniądze nie miały być problemem, choć w grę wchodziły miliardy złotych. Odradzający się przemysł stoczniowy miał się stać potężnym kołem zamachowym gospodarek Trójmiasta, Elbląga, Szczecina i Świnoujścia. Było więc po co się schylić. W branży stoczniowej pojawiła się informacja, że tort został podzielony. Miała powstać „spółdzielnia”, w skład której weszły: Stocznia Remontowa Nauta SA, Szczeciński Park Przemysłowy przedstawiany jako „kontynuator przemysłu stoczniowego w Szczecinie”, Morska Stocznia Remontowa Gryfia SA oraz Gdańska Stocznia Remontowa im. Józefa Piłsudskiego SA. Dowodem na istnienie owej „spółdzielni” miał być list intencyjny w sprawie budowy promów pasażersko-samochodowych podpisany 9 czerwca 2016 r. Trzy pierwsze podmioty były państwowe, lecz ich sytuacja ekonomiczna, delikatnie mówiąc, była skomplikowana. Jedynie prywatna Gdańska Stocznia Remontowa miała doświadczenie w remontach i przebudowie promów. Od dawna wiedziano, że nowe jednostki będą bardzo potrzebne Polferries, czyli Polskiej Żegludze Bałtyckiej, oraz Unity Line wchodzącej w skład grupy Polska Żegluga Morska. Ich promy mają dziś od 24 do 43 lat. Poza tym kraje skandynawskie zapowiedziały, że wprowadzą surowe normy dotyczące ochrony środowiska, co wymusi na armatorach wymianę floty na promy napędzane ciekłym gazem ziemnym LNG lub korzystające z napędów dualnych (dwupaliwowych). W roku 2017 minister Marek Gróbarczyk uważał, że mamy na to 10-15 lat. Z czego trzy zostały już zmarnowane. Jedynym zaś efektem projektu Batory jest osławiona stępka pod prom dla Polskiej Żeglugi Bałtyckiej rdzewiejąca na pochylni w szczecińskiej Morskiej Stoczni Remontowej Gryfia, odkąd 23 czerwca 2017 r. uroczyście położył ją ówczesny wicepremier, minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki w towarzystwie lokalnych bonzów. Gdy projekt Batory i program Nowoczesne Produkty Przemysłu Okrętowego utknęły na mieliźnie, politycy PiS przypomnieli sobie stary program Wisła – pogłębiać dno i trzymać się koryta! Męczeństwo Pawła Brzezickiego Pierwszą ofiarą ambitnych planów restytucji państwowego shipbuildingu przez rząd Zjednoczonej Prawicy padł wiceminister Brzezicki. Gdy pod koniec 2016 r. zorientował się, jaka jest rzeczywistość, zaczął ostrożnie zgłaszać wątpliwości i dostał kopa w bok. W kwietniu 2017 r. zrobiono go zarządcą komisarycznym Polskiej Żeglugi Morskiej oraz prezesem zarządu spółki Fundusz Rozwoju Spółek SA, która była właścicielem Morskiej Stoczni Remontowej Gryfia oraz Stoczni Szczecińskiej. Miał pokazać, co potrafi, i ściągnąć z mielizny program budowy promów. Wytrzymał niecałe trzy lata. We wrześniu 2019 r., w szczycie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2021, 2021

Kategorie: Kraj