Pocztowcy walczą o przeżycie
16.03.2017 WALBRZYCH PIKIETA LISTONOSZY W WALBRZYCHU PROTESTUJACY DOMAGAJA SIE POWYZKI PLAC I POPRAWY WARUNKOW PRACY POCZTA POLSKA LISTONOSZ LISTONOSZE POCZTOWCY PROTEST PIKIETA DORECZYCIEL FOT DARIUSZ GDESZ / GAZETA WROCLAWSKA / POLSKA PRESS
Na dzień dobry listonosz dostaje dziś ok. 1850 zł brutto. Nie ma nowych chętnych, a jeśli są, to szybko odchodzą Tomek zaczął pracę w Poczcie Polskiej zaraz po skończeniu liceum, w roku 1999. Zarabiał 1000 zł brutto. Ludzi w jego wieku było w urzędzie niewielu. Przeważali starsi, po czterdziestce. Dla dużej ich części to był zawód rodzinny. Pracowali tu od pokoleń, czuli się mocno związani z instytucją. Po trzech latach nastąpiło pierwsze zauważalne tąpnięcie. Zaczęło brakować pracowników administracyjnych. Zlikwidowano stanowiska kierowników oddziałów i oddzielnych naczelników rejonowych. Wprowadzono też plany obudowane premiami. – Aby je otrzymać, listonosz musiał być „przedsiębiorczy”. Chodziło o sprzedaż: od kont bankowych i ubezpieczeń do pościeli i słodyczy. Zaczęła się niezdrowa konkurencja między pracownikami – wspomina Tomek. – Bardzo długo pracowałem na trzy czwarte etatu. Wyraźnie czułem, że byłem wykorzystywany. Pracowałem, jakbym miał etat, a często nawet półtora. Dwa lata temu odszedł z pracy. Zostały mu złe wspomnienia i przepuklina kręgosłupa. Atmosfera jest nieprzyjemna także dlatego, że – jak mówi Tomek – kierownictwo i naczelnicy często traktują urzędy jak prywatny folwark. Pracownicy mają poczucie, że nie są szanowani. Grozi się im zwolnieniem. – Zamiast odnosić się do listonoszy i asystentów z szacunkiem, ciągle powtarzają, że nie wyrobiłeś planu i że na twoje miejsce jest 10 innych. W moim otoczeniu przez takie traktowanie zrezygnowało z pracy kilku dobrych listonoszy z długoletnim stażem, którzy nie wytrzymali presji. Dla Pawła, innego ekslistonosza, najgorsze były zimy. W pracy przysługiwała mu 15-minutowa przerwa. To było dotkliwe szczególnie zimą, bo tego czasu nie wystarczało na zjedzenie ciepłego posiłku, zregenerowanie się. W dodatku na posiłek Paweł dostawał talon o wartości 7 zł. – Z zazdrością patrzyłem, jak energetycy czy budowlańcy przychodzą do restauracji niedaleko urzędu. Firma dawała im obiad za 15 zł i spokojnie mogli zjeść. Premia teoretyczna Z Andrzejem i Mariuszem spotykam się w małej miejscowości pod Warszawą. W obawie przed zwolnieniem uprawiają konspirację. Zmieniają imiona i miejsce spotkania. Andrzej pracuje na poczcie 11 lat. Zarabia 1550 zł na rękę. – Przez ten czas wiele się zmieniało. Przede wszystkim nadeszła era handlu – wyjaśnia. Kierownictwo urzędu opracowało system premii. Żeby je zdobyć, pracownicy musieli się wykazać jako sprzedawcy. Reklamując proszki do prania, znaczki, słodycze, gazety, książki. – Mogłem liczyć na premię za sprzedaż znaczków, 200-300 zł miesięcznie – wspomina. Oprócz tego pracodawca wywiera presję na pracowników, aby ci sprzedawali ubezpieczenia, lokaty i zachęcali do zakładania konta w banku. – W moim rejonie nic się nie dało sprzedać. Ile można wpychać ludziom batony? Mogłeś stracić czas na reklamę produktów, ale za ten czas nikt ci nie zapłacił – dodaje Mariusz. Doszło do tego, że znacząca część kont w Banku Pocztowym należała do pracowników i ich rodzin. Jeśli listonosz nie był w stanie namówić odbiorców przesyłek, a chciał dostać premię przed świętami, prosił członków rodziny, aby ci założyli konta na siebie. Wszystko miało charakter prowizoryczny. Konta były puste, ich właściciele w ogóle z nich nie korzystali. Statystyki usług rosły. Dyrekcja ogłaszała sukces. Dodatkową premię można było otrzymać, gdy w miesiącu listonoszowi zostały maksymalnie dwa listy do powtórnego doręczenia. – W moim rejonie wyceniono to na 200 zł – opowiada Mariusz. Tyle teoria. W praktyce było to niewykonalne. – Premia okazywała się czystą fikcją. Jak mogłem coś takiego wykonać? Wychodzisz w rejon, ja miałem domki jednorodzinne i domy komunalne. Rejon rowerowy. Dostarczasz przez osiem godzin listy polecone i zwykłe. 400 zwykłych listów i 70 poleconych! Połowy odbiorców nie zastajesz w domu, więc awizujesz – mówi Mariusz. – Do tego jeszcze molestuj ludzi, żeby kupili od ciebie znaczki – wtrąca się, nie kryjąc złości, Andrzej. Problemy z rozbiórką – Wytłumaczę ci, czym jest rozbiórka. Jest trzech listonoszy. Jeden choruje, we dwóch musimy za niego roznieść listy. Oprócz swojej pracy rozbieramy na pół jego rejon. Oczywiście nie dostajemy za to dodatkowego wynagrodzenia – dorzuca Mariusz. Listonosz może usłyszeć: zrób rozbiórkę za kolegę.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety