Dobry reklamodawca nie musi już wcale spełniać standardów demokratycznych Długi, uspokajający koncert świerszczy na zielonej polanie. Szum oceanicznych fal uderzających o potężne klify. Kombajn w pełnym słońcu na ciągnących się po horyzont polach. Potem jeszcze ujęcia zraszaczy nawadniających uprawy, kilka wzmianek o zielonym rolnictwie, samowystarczalności i zrównoważonym rozwoju. Krótka reklamówka pokazuje kraj niczym biblijny Eden, tak bogaty w zasoby naturalne, kipiący żywymi barwami, że grzechem byłoby go nie odwiedzić. Mało tego, może nawet warto tu zamieszkać? W dodatku hasła promocyjne, zwizualizowane w postaci wielkich, trójwymiarowych bloków tekstu osadzanych w rajskich krajobrazach, zapewniają, że nowoczesność już tu dotarła i zapuściła korzenie. Oddycha się tu powietrzem XXI w. To nie jest opis żadnej z potęg politycznych czy gospodarczych. Nie opowiada o życiu w Kanadzie, Japonii czy Australii. Nie pokazuje francuskich ani brytyjskich pól uprawnych. To spot reklamowy Angoli – kraju niespełniającego kryteriów demokracji według badań Freedom House, zajmującego 57. miejsce od końca w liczącym 210 pozycji rankingu przestrzegania praw i wolności obywatelskich. Państwa, w którym, jak wynika z raportów Międzynarodowej Organizacji Pracy oraz inicjatywy Humanium, co czwarty nieletni zmuszony jest do pracy w celu utrzymania rodziny, a bardzo wielu z nich pracuje w miejscach niebezpiecznych, takich jak kopalnie złota i diamentów, lub jest wykorzystywanych seksualnie za pieniądze. Angola funkcjonuje też jako punkt przerzutowy narkotyków i ludzi, zarówno na terenie Afryki, jak i do Europy. A za wyrażanie swoich poglądów politycznych, zwłaszcza nieprzychylnych obecnemu rządowi, wciąż można tu dostać na ulicy pałką w głowę. Wprawdzie organizowane są regularne wybory, jednak za fasadą ich powszechności i wolności kryją się represje wobec uczestników debaty politycznej, zauważa Johannes Beck z Deutsche Welle. Mimo to Angola w wydaniu mlekiem i miodem płynącym gości niemal codziennie w telewizji Euronews. Ten nadający z Lyonu kanał informacyjny jest efektem współpracy kilkunastu organizacji mediowych z Europy i Afryki, zrzeszonych w inicjatywie Media Global Networks. Jednak za uruchomieniem i finansowaniem telewizji stoi Naguib Sawiris, egipski multimiliarder, magnat telekomunikacyjny i budowlany. Euronews koncentruje się niemal wyłącznie na tematach europejskich, bardzo dużo miejsca poświęcając kwestiom unijnym i newsom z Brukseli; przerw na reklamę ma niewiele. Co ciekawe, te nieliczne są niemal w całości zagospodarowane przez spoty krajów, które nie uchodzą ani za ostoję demokracji i praw człowieka, ani za idealne miejsce do prowadzenia działalności gospodarczej czy nawet spędzenia wakacji. Jeśli widz nie trafi akurat na widokówkę z rajskiej Angoli, to może się dowiedzieć, jakie atrakcje turystyczne oferuje Arabia Saudyjska. Zobaczy tańce przy rozpalonym na pustyni ognisku, w których na równych prawach udział biorą uśmiechnięci mężczyźni i rozbawione kobiety. Kiedy zaś blok reklamowy się skończy, widza czeka prawdopodobnie jeden z licznych programów poświęconych Dubajowi lub, szerzej, Zjednoczonym Emiratom Arabskim. Dowie się z niego, że są to miejsca „zmieniające całe życie”, jak o Dubaju mówi dla Euronews brytyjski kucharz celebryta Gordon Ramsay. Naszpikowane nowoczesnymi technologiami serce świata przyszłości, gdzie kwitnie wolność, a każdy może wybrać swoją ścieżkę. Taki schemat zaoferować można zresztą nie tylko tym, którzy śledzą europejskie kanały. Jeśli przełączymy się chociażby na CNN, zobaczymy to samo – reklamówki tych samych miast czy państw, czasem tylko z innymi zachodnimi gwiazdami. Amerykańska stacja preferuje akurat krótkometrażowy filmik „Historia się rozpoczyna”, w którym Dubaj zachwalają popularne aktorki Gwyneth Paltrow, Kate Hudson i Zoe Saldana. Szybki rajd po pozostałych globalnych kanałach informacyjnych mógłby jeszcze zaowocować zaproszeniami do Kataru, Azerbejdżanu czy Kuwejtu. Czyli państw, które w rankingu Freedom House są jeszcze niżej od Angoli. Kontrast pomiędzy reklamowanym wizerunkiem a rzeczywistością jest szczególnie ostry w przypadku Arabii Saudyjskiej, 10. najgorszego obszaru na świecie pod względem przestrzegania praw obywatelskich i wolności politycznych. Listę krajów parademokratycznych, otwarcie niedemokratycznych lub traktujących demokrację co najwyżej fasadowo, które regularnie reklamują się w globalnych mediach głównego nurtu, można by jeszcze poszerzyć o dobrych kilka, a nawet kilkanaście pozycji. Nie powinien też dziwić fakt, że prym wiodą wśród nich państwa Zatoki Perskiej – bardzo bogate, ale mające niewiele