Podemos znaczy chcieć coś zmienić

Podemos znaczy chcieć coś zmienić

Nie są antyeuropejscy, ale sprzeciwiają się hiszpańskim i europejskim elitom politycznym Mówią o sobie, że nie są antyeuropejscy – sprzeciwiają się natomiast sposobowi, w jaki Unia Europejska była kierowana przez ostatnie lata. W kraju upominają się o tradycje republiki – pokonanej w 1939 r. przez faszyzujący reżim gen. Franco. Protestują przeciwko skorumpowanym elitom i nieudolnej walce z kryzysem, która zmusza młodych Hiszpanów, aby w poszukiwaniu pracy wyjeżdżali za granicę, bo u siebie mogą co najwyżej za grosze podawać piwo i tapas bogatym turystom z północy Europy. Odwrót wielkich partii? Podemos po hiszpańsku znaczy damy radę lub możemy. Są objawieniem ostatnich wyborów do Parlamentu Europejskiego. Zdobyli w nich 8% głosów i pięć mandatów. Jeszcze za wcześnie, aby mówić, że to siła zdolna trwale rozbić hiszpański duopol rządzących na zmianę konserwatystów i socjalistów. Warto jednak zauważyć, że od dawna nikt spoza tej dwójki nie uzyskał jakiegoś znaczącego wyniku wyborczego, a już na pewno nie zrobił tego w tak przebojowy sposób. Jeszcze trzy miesiące temu partia nawet nie istniała! Mimo braku funduszy i struktury organizacyjnej udało jej się zdobyć ponad 1,2 mln głosów. W niektórych regionach Hiszpanii – w tym w Madrycie – Podemos stanowią trzecią co do wielkości siłę polityczną. Dominacja „wielkich” została zakwestionowana. Ludowcy i socjaliści w poprzednich wyborach do europarlamentu, w 2009 r., zdobyli ponad 80% głosów. Teraz odsetek ten spadł poniżej 50%. Korupcja, skandale i partyjne kasy Podemos wyrośli na protestach ruchu Oburzonych z 2011 r. – Wielu z nas było na placach i uczestniczyło w protestach. Słuchaliśmy, co mówią ludzie. Bez tego powstanie Podemos nie byłoby możliwe – mówią przywódcy partii. Demonstranci domagali się większej demokracji i poprawy sytuacji na rynku pracy, protestowali przeciwko upartyjnieniu państwa i wykluczeniu społecznemu. Przypominali Occupy Wall Street zza oceanu. Jednak w przeciwieństwie do Amerykanów potrafili się zorganizować w skuteczną (przynajmniej na razie) partię z potencjałem politycznym wykraczającym poza zwykły uliczny protest. Na Podemos głosowali Hiszpanie zmęczeni nie tylko powszechnym bezrobociem, ale i gigantycznymi skandalami korupcyjnymi. Machlojki finansowe oraz niejasne związki między biznesem a władzą były bardzo powszechne zwłaszcza podczas budowlanej prosperity lat 90. Do tej pory na światło dzienne co rusz wychodzą skandale z tamtego okresu. W zeszłym roku Hiszpanią wstrząsnęła m.in. afera partyjnych kas. Z ujawnionych dokumentów wynika, że konserwatyści przez lata przekazywali partyjnym notablom gotówkę, wpłacaną przede wszystkim przez biznesmenów z branży deweloperskiej i sektora nieruchomości. Przez 10 lat z czarnej kasy wypłacono ponoć 7,5 mln euro. Skandal jednak nie zatopił rządzących konserwatystów premiera Mariana Rajoya. Rozdmuchiwaniem afery nie były zainteresowane inne ugrupowania (m.in. socjaliści), które w podobny sposób łatały partyjne i rodzinne budżety. lider z kucykiem Liderem partii jest Pablo Iglesias – 35-letni profesor ekonomii. Świetnie radzi sobie przed kamerą, nie znosi garniturów, włosy spina w kucyk, a na wiecach z pasją śpiewa buntownicze pieśni. Nie brakuje mu rewolucyjnego zapału i energii. W ostatnich dniach przed wyborami zdawał się być wszędzie: na wiecach, w telewizji czy radiu. Iglesias polityczne inspiracje czerpie z lewicowego zwrotu w Ameryce Łacińskiej: w Boliwii – Evo Moralesa, w Wenezueli – zmarłego już Hugona Chaveza, a w Brazylii – Luli da Silvy i Dilmy Rousseff. Co prawda, w tych dwóch ostatnich krajach wrze (z różnych powodów), ale trudno nie zauważyć, że ich lewicowe rządy podniosły poziom życia obywateli i zwiększyły partycypację społeczną klas uboższych, a państwom przydały znaczenia na arenie międzynarodowej. Iglesias nie ma autorytarnych zapędów Chaveza ani nie zamierza organizować gigantycznych imprez sportowych, aby dowieść światu, że Hiszpania rośnie w siłę. Chodzi mu o pewien sposób myślenia o polityce. W wypowiedziach lidera Podemos pojawiają się wprawdzie hasła: niezależność, suwerenność oraz naród. Mają one jednak inne znaczenie niż te same słowa wypowiadane przez francuskich nacjonalistów. Podemos nie zamierzają rozbijać Unii Europejskiej – chcą ją uczynić bardziej przyjazną ludziom i demokratyczną, a mniej urzędniczą. – Jeśli obywatele nie angażują się w politykę, inni zrobią to za nich. Okradną cię z demokracji, praw i pieniędzy – przekonuje Iglesias. Nie chcemy być kolonią Pablo Iglesias jest wielkim krytykiem hiszpańskich i europejskich elit politycznych, które wini

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 25/2014

Kategorie: Świat