Dwie miłości PiS to Trump i Orbán. Czasami miłość wystawia nas na ciężką próbę, ale uczucie trwa uparcie mimo wszystko. Donald Trump wezwał prezydenta Rosji do ujawnienia informacji dotyczących kontaktów między wschodnioeuropejskimi oligarchami a Hunterem Bidenem, synem prezydenta Joego Bidena. Dla Trumpa Putin to dobry kumpel i sojusznik w walce z Bidenem. Orbán z kolei wygrał wybory, bo przekonał ogłupiałych Węgrów, którzy nie mają już wolnych mediów, że opozycja chce wysłać węgierskich żołnierzy na wojnę z Rosją. W mowie po zwycięstwie wyborczym ocenił, że podczas wyborów koalicja rządząca musiała walczyć z najsilniejszymi wiatrami przeciwnymi: „Lewicą w kraju, międzynarodową lewicą dookoła, brukselskimi biurokratami, wszystkimi pieniędzmi i organizacjami Sorosa, międzynarodowymi mediami głównego nurtu i wreszcie z prezydentem Ukrainy”. Na te ostatnie słowa na trybunie rozległ się rechot jego towarzyszy partyjnych, a on sam chwycił się za brzuch, tak był rozbawiony. Straszny i podły widok. Orbán dodał: „Nigdy dotąd nie mieliśmy tylu przeciwników naraz”. A PiS ma przecież tych samych przeciwników co Orbán, stąd takie braterstwo, z LGBT też walczą podobnie, Putin także walczy. Tylko z tym Zełenskim bieda. Ale PiS Orbánowi wybacza, taka jest miłość. PiS gromi Niemcy i Francję za politykę wobec Rosji, a Węgry trochę błądzą, ale są kochane. Trump i Orbán – w tych dwóch fatalnych zauroczeniach widać geniusz prezesa i jego polityki zagranicznej. A też prawicową magmę, jaką pisowcy mają w głowach. Uderza mnie, jak poruszeni są wszyscy moi bliscy i znajomi. Co do jednego. Jak się krzątają, by pomóc Ukrainie, jak żyją tym, co się dzieje. Krysia i Ryszard też przejęci, ale postanowili przenieść się do Francji, czyli dalej od wojny. Krzyś, który chciał się wynieść z miasta i zamieszkać na wsi blisko Kaliningradu, rezygnuje z tego pomysłu. Magda myśli o wyjeździe na stałe do Anglii. Te ucieczki ze wschodu na zachód wydają mi się naiwne. Jeśli Polska zostanie najechana, to będzie oznaczać III wojnę światową. A wtedy lepiej być bliżej wybuchu, bo zejdzie się szybciej. Po co się męczyć, czekając na radioaktywną chmurę? Jak trafnie pisze Michael Chodarkowski: „Wojna w Ukrainie ujawniła to, co do tej pory było tajemnicą poliszynela: XX-wieczny faszyzm znalazł w Rosji nowy dom. Putinizm nie jest zwykłym autorytaryzmem, to czysty faszyzm, a jak w przypadku wszystkich tego typu reżimów, chodzi o imperialną nostalgię, restytucję i ekspansjonizm. Reżimy faszystowskie opierają się na żalach, poczuciu upokorzenia przez obce państwa oraz na przywódcy narodowym, którego męskość, wola i determinacja obiecują przywrócić znaczenie i wielkość przeszłości”. A teraz dochodzą wiadomości o niesłychanych zbrodniach rosyjskich żołnierzy, są relacje, fotografie, to bardzo zmieni obraz tej wojny i poruszy już poruszone sumienia. Przypominam sobie po latach „Rosję w 1839” markiza de Custine’a. Reportaże i eseje w formie listów z podróży po Rosji. Markiz pojechał do Rosji z ciekawości i by ją opisać, od góry do dołu i w głąb. Co uderza w tej księdze, to jej niezwykła, przenikliwa celność, a też aktualność. W Rosji zmieniło się wszystko i nic. To „nic” jest najciekawsze. Markiz notuje: „Tu wszystko jest trudne, gnuśność i przebiegłość – oto tajemnica istnienia tutejszego”. To świetnie oddaje zatęchłą duchotę, jaką spotykamy w świecie Gogola, Czechowa i Dostojewskiego. Ale jest także u bardziej współczesnych, u Bułhakowa i u zupełnie współczesnych, choćby u Jerofiejewa. Markiz pisze: „Temu narodowi brak czynnika moralnego, ze swoimi obyczajami wojskowymi i pamięcią obcych najazdów znajduje się jeszcze w epoce brutalnych wojen zaborczych. (…) Jego główne zadanie to nowy najazd celem wymierzenia kary zepsutej cywilizacji europejskiej”. No proszę, nic się nie zmieniło. I to poczucie wielkości, a zarazem kompleksy: „Uderza mnie niezwykle zaniepokojenie Rosjan, czy dobrze wypadną w oczach cudzoziemców”. I: „Wciąż zadaję sobie pytanie, czy samowładztwo powstało jako twór rosyjskich cech narodowych, czy też ono właśnie te cechy ukształtowało. (…) Powtarzam raz jeszcze, w Rosji wszystko jest kłamstwem. (…) Dokąd więc może zajść taka społeczność, która nie opiera się na zasadzie godności człowieka?”. Książka de Custine’a była surowo zakazana w carskiej Rosji, a tam był spory indeks ksiąg zakazanych, ale o wiele większy był w Rosji sowieckiej, jakże znamienne, że ta książka tam też znalazła się na indeksie.