Gałki oczne owiec? Nie! Bycze genitalia? Też nie! W walce z syndromem dnia następnego pomóc ma teraz głównie pogotowie na kaca „Dyskretnie i anonimowo”, „Szybki dojazd 24/7”, „Duże doświadczenie. Profesjonalnie. Działamy w dogodnych godzinach” – jedno po drugim pojawiają się kolejne zapewnienia. Obok obietnice: „Skutecznie bez ryzyka. Natychmiastowa ulga”, „Błyskawiczna poprawa samopoczucia”, „Przywracamy równowagę organizmu”. „Zabiegi wykonują tylko lekarze. Jesteśmy w pobliżu. Stop delirce”, przeczytam też w jednej z ofert pogotowia na kaca. Firmy z całej Polski. Duże i małe. Bardziej i mniej wyspecjalizowane. Każda zapewnia, że zrewolucjonizowała sposób, w jaki pijących (i nie tylko) szybko stawia na nogi. Na czym dokładnie polega ta usługa? Ile kosztuje? Kto z niej korzysta? I jak działa ten biznes? Flaczki i alibi – Przed chwilą przeglądałam państwa ofertę. – Ale którą, bo mamy ich sporo – pracownik infolinii dopytuje rzeczowo. Faktycznie, firma ma ich kilka, podstawowe są trzy. Pierwsza, prosta, przeznaczona dla tych, którzy chcą dojść do siebie po lekkiej imprezie lub potrzebują dodatkowego zastrzyku energii. Druga – dla każdego, kto zabalował nieco dłużej. I trzecia, pełna – pomoże odtruć organizm po imprezowym weekendzie lub dłuższym wyjeździe. Pomoc ma polegać na dożylnym podaniu witamin i leków. Usługa nie jest nowa. Pierwsze witaminowe kroplówki wprowadził ponad 50 lat temu lekarz z Baltimore John Myers. Skomponowany przez niego koktajl Myersa był niczym innym jak mieszanką witamin C i B oraz magnezu i wapnia. Miał zmniejszać napięcie mięśniowe, a także pomagać na chroniczne zmęczenie i przepracowanie. Pomyślany był jako sposób na wzmocnienie organizmu. Dopiero z czasem kroplówki zaczęto wykorzystywać w zwalczaniu syndromu dnia następnego. Teraz za oceanem zamówienie ich do biura czy innego miejsca pracy jest równie popularne jak dowóz pizzy. Ale za granicą nie mniejszym fenomenem są obecnie także wyspecjalizowane firmy, które świadczą kompleksowe usługi w tym zakresie. W Los Angeles np. działają tzw. drip busy – pojazdy z obstawą medyczną, krążące po ulicach miasta od późnego wieczora do wczesnego ranka. Z kolei w Japonii otwierane są restauracje przeznaczone głównie dla osób cierpiących na kaca. Jedną z nich jest Hangout Hangover, w menu ma głównie flaki. Ba, w USA są nawet agencje, które oferują pomoc w profesjonalnym przygotowywaniu usprawiedliwień. „Dzięki nam łatwiej o dzień wolny w pracy”, reklamuje się np. Alibi Network. Najpopularniejszą jest jednak Hangover Helpers, co można przetłumaczyć jako Kacowi Pomocnicy. Zapewnia nie tylko kroplówkę, ale też śniadanie i likwidację śladów po imprezie. Pracownicy firmy pozbierają butelki, wyniosą śmieci i odkurzą dywany, a w razie konieczności umyją ściany. Cena? Jedynie 15 dol. za jednego pracownika. Zamiast mandatu W Polsce usługi różnią się ceną – od 150 zł do nawet 1,5 tys. zł, czasem trwania – od godziny do trzech dni i składem mieszanki. W pakiecie podstawowym są: litr elektrolitów, leki przeciwbólowe i przeciwwymiotne. W rozszerzonym także: leki relaksacyjne, duże dawki witamin, magnezu i innych substancji o działaniu detoksykacyjnym. Niby nic specjalnego, jednak to takich usług szukają teraz Polacy. Czym to tłumaczyć? Głównie tym, że pomoc świadczą pracownicy pogotowia ratunkowego. Czytaj: mają wiedzę i doświadczenie, bo przez 10-15 lat pracy w karetce w 75% przypadków wzywani byli – jak sami mówią – do osób pod wpływem alkoholu. A te skarżyły się głównie na kołatanie serca, bóle brzucha i głowy (w rzeczywistości zależało im na szybkim zwalczeniu syndromu dnia następnego). – Tyle że teraz przepisy się zmieniły. I jeśli pogotowie przyjeżdża do osoby pod wpływem alkoholu, to w większości przypadków wzywana jest też policja. A potem wystawiany mandat na 500 zł za nieuzasadnione wezwanie ambulansu. W myśl zasady: pogotowie jest dla ludzi chorych, a nie pijących – tak rosnącą liczbę firm niosących pomoc skacowanym tłumaczy ratownik medyczny Marcin Najbauer. By ulżyć pacjentom, cztery lata temu założył z kolegą pogotowie na kaca. Firmę nazwał Medyczny Detox. Ale w tym biznesie nie bez znaczenia jest też forma świadczenia usługi – najbardziej przypomina wizytę domową lekarza. Z jedną tylko różnicą – pracownicy firmy przyjeżdżają nieoznakowanymi samochodami, w prywatnych ubraniach.