Boimy się rozmawiać o śmierci. Zostawiamy na potem wszystkie ustalenia. A później okazuje się, że nie wiemy, jak ktoś chciał być pochowany Anna i Jacek Borowikowie – małżeństwo mistrzów świeckiej ceremonii pogrzebowej Kim państwo jesteście? Kapłanami śmierci, mistrzami kresu życia, pocieszycielami pogrążonych w żałobie rodzin? Aktorami? J.B.: – Aktor gra wszystkie role, my tylko jedną. Wykonujemy swój zawód, który wiąże się z pewnymi czynnościami. I chociaż nie jesteśmy kapłanami, ludzie często nam mówią, że dodaliśmy otuchy na pogrzebie, przynieśliśmy pocieszenie. A.B.: – Chyba najbliżej nam do „mówców umarłych”. Mówicie państwo w imieniu zmarłego? A.B.: – Nie, jesteśmy ustami jego rodziny. Ta rola wzięła się chyba stąd, że nie każdy na co dzień jest dobrym mówcą, a szczególnie trudno być dobrym mówcą w sytuacji utraty bliskiej osoby, gdy emocje biorą górę. Jaka droga zawiodła państwa na cmentarz? A.B.: – To był początek lat 90., w bardzo wiele miejsc bardzo wielu ludzi trafiało przypadkiem. Z nami było podobnie. Mąż interesował się historią Kościoła, szczególnie bliska była mu muzyka organowa. Założyliśmy agencję muzyczną, która zajmowała się wykonywaniem muzyki sakralnej wszystkich wyznań, których liturgia przewiduje muzykę podczas pogrzebu. Zaczęliśmy więc od przygotowywania oprawy muzycznej ceremonii pogrzebowych. I tu pojawiły się również pogrzeby świeckie jako pogrzeby osób bezwyznaniowych. J.B.: – Albo osób wierzących, które nie mieszczą się w żadnym wyznaniu. Osób innych niż te bezwyznaniowe? J.B.: – Tak jest. Niedługo będę prowadził uroczystość, gdzie mają być elementy religii chrześcijańskiej, ale nie mogą się odnosić do żadnego Kościoła chrześcijańskiego. Bo ludzie pokłócili się nie z Panem Bogiem, tylko z instytucją Kościoła jako takiego. Czyli pogrzebu świeckiego może sobie życzyć osoba wierząca? A.B.: – Oczywiście. Pogrzeb świecki nie musi być pogrzebem ateistycznym. Taka uroczystość oficjalnie bywa różnie nazywana, czasami słyszy się, że to ceremonia humanistyczna. My między sobą mówimy o pogrzebach szytych na miarę. Bo chodzi o to, żeby była to ceremonia poświęcona konkretnemu człowiekowi. Jemu i jego życiu. Żebyśmy powiedzieli to, co zmarły sam o sobie by powiedział, gdyby mógł. J.B.: – Ale każdy punkt pogrzebu ustalamy z rodziną. Kiedy już napiszę tekst o osobie, która odeszła, przesyłam go do sprawdzenia rodzinie. Rodzina usuwa, co niepotrzebne, dopisuje, co potrzebne. To sprawa samego tekstu, ale rozumiem, że omawia się wspólnie cały przebieg uroczystości. A.B.: – Dobrze przygotowany pogrzeb opiera się na zasadzie: wszystko uzgodnione. Rodzina wie, co może wybrać, ale niczego wybierać nie musi. Najgorzej, gdy ktoś nie został o czymś poinformowany i po pogrzebie ma żal: ojej, to mogło być inaczej, nie wiedziałem. Powtórzyć ceremonii się nie da. Zawsze mówię naszym uczniom: jeżeli zapomnisz, przy czym pracujesz, przestań przychodzić na cmentarz. Nie chodzi o to, żeby mistrz ceremonii przeżywał równie głęboko jak najbliżsi zmarłego – bo to tak, jakby chirurg przeraził się ran powypadkowych pacjenta. Nie, on ma wykonać wszystko najlepiej, jak potrafi – to jest nasz kwiatek na trumnę zmarłego. Wracam do państwa początków w zawodzie. Na czym się wzorowaliście? Skąd wiedzieliście, jak postępować, w co się ubrać? A.B.: – Jeszcze gdy zajmowaliśmy się muzyką, zależało nam na zindywidualizowaniu tego, w czym uczestniczymy. Nawet kiedy była to ceremonia religijna, która – jak wiadomo – jest ściśle określona przez rytuał kościelny. Msza ma wyraźnie określony początek i koniec, a jeśli tak, to dlaczego tuż przed nią czy po niej nie zagrać tego, co zmarła babcia lubiła? Dlaczego przy wyprowadzaniu trumny ma nie zabrzmieć „Tango milonga”? J.B.: – Bo, pamiętajmy, to już nie jest czas obrzędu religijnego. A.B.: – I właśnie w tym pozaobrzędowym czasie wprowadzaliśmy takie wtręty. Pojawiła się rozmowa z rodziną, że może zmarły coś lubił, jakaś melodia jest związana z jego ważnym przeżyciem. Bo przecież żegnamy konkretnego człowieka. I ten indywidualny rys zobaczyliśmy w obrzędowości świeckiej. Kiedy pojawiliśmy się na cmentarzu, kończył się typ pogrzebu świeckiego (ateistycznego), jaki odprawiano w PRL. Bo pogrzeb świecki w Europie jako taki istniał od bardzo dawna. To były rozbudowane przemówienia członków rodziny i przedstawicieli środowiska,