Drzewiecki, Schetyna, Chlebowski i Szejnfeld nawet nie wiedzą, że byli w grze, która utrąciła jednego z trzech hazardowych potentatów W piątek 9 października 2009 r. w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów doszło do dziwnego spotkania. Szef kancelarii Tomasz Arabski rozmawiał z Markiem Przybyłowiczem, byłym prezesem toru wyścigów konnych na Służewcu. W czerwcu br. Przybyłowicz skierował – m.in. na ręce premiera Donalda Tuska – pismo, w którym informował, że wokół ustawy o grach i zakładach wzajemnych dzieją się rzeczy dziwne. Druk ów został pokazany w programie „Teraz My” stacji TVN, z sugestią, że „premier o aferze hazardowej dowiedział się nie od Mariusza Kamińskiego”. Przybyłowicz wyjaśnił Arabskiemu ze szczegółami, o co chodzi w głośnej aferze. Prosił, by spotkanie zostało zachowane w tajemnicy. Rozmowa była nagrywana. W poniedziałek prezes Przybyłowicz przeżył szok. Na piątej stronie „Dziennika Gazety Prawnej” Tomasz Arabski ze szczegółami opowiada Mikołajowi Wójcikowi i Pawłowi Reszce o jego wizycie! Cóż takiego mógł Marek Przybyłowicz powiedzieć „Arabowi”, że ten natychmiast pognał do mediów? Mniej więcej to, o czym pisałem na łamach „Przeglądu” w ubiegłym tygodniu: że w nowelizacji ustawy o grach i zakładach wzajemnych chodziło nie o dopłaty, o których dziś już nikt nie pamięta, ale o wprowadzenie do Polski wideoloterii i wart 1-1,5 mld dol. przetarg na obsługę Totalizatora Sportowego, o którym to żaden polityk, żadna gazeta, stacja telewizyjna ani radiowa w Polsce nawet się nie zająknie. Choć wszystkie główne media zostały o tym poinformowane! Ba! W przeszłości nieraz o tym pisały. Kluczowe wideoloterie Z ujawnionych dotychczas dokumentów wynika, że w latach 2006-2009 dwa kolejne zarządy Totalizatora Sportowego czyniły usilne starania, by w znowelizowanej ustawie o grach i zakładach wzajemnych znalazły się zapisy umożliwiające spółce wprowadzenie wideoloterii. Zmiany te miały polegać m.in. na obniżce obowiązującego dziś 45-procentowego podatku do poziomu 20-35%, w zależności od projektu, oraz likwidacji dopłat pobieranych z gier liczbowych. Pomysły takie miała już ekipa Jarosława Kaczyńskiego. 26 czerwca 2007 r. w sprawie wideoloterii interpelowali posłowie Platformy Obywatelskiej Teresa Piotrowska i Maciej Świątkowski. Pisali, że w planach narodowego operatora gier liczbowych „jest wejście na rynek hazardowy z wideoloteriami. Jest to najbardziej agresywna forma gier losowych, w wielu krajach zakazana ze względu na wysoką szkodliwość”. Posłów uspokajał wiceminister finansów Marian Banaś, pisząc, że „PROJEKT NOWELIZACJI (podkreślenie autora) zawiera zapisy, które określają wymogi dotyczące urządzania wideoloterii, w związku z czym działalność w tym zakresie podlegać będzie pewnym ustawowym ograniczeniom”. Ważna tu jest data odpowiedzi – 12 lipca 2007 r. Jeśli dziś posłowie PiS odżegnują się od sławnej ustawy, to – delikatnie mówiąc – mijają się z prawdą. Z inicjatywą ściągnięcia miliarda złotych z hazardu na budowę stadionów na Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej Euro 2012 jako pierwsza wystąpiła minister finansów Zyta Gilowska. Pracownicy centrali Totalizatora Sportowego opowiadali mi później, że spółka przymierzała się do testowania kilkuset terminali wideoloterii na terenie Warszawy i Katowic. W budynku przy ulicy Targowej 25 miała nawet się odbyć prezentacja kilku terminali produkowanych przez austriacką spółkę Novomatic. Ówczesny prezes Totalizatora Sportowego Jacek Kalida nie zasypiał gruszek w popiele. Co prawda rządowego projektu nowelizacji nie było, ale spółka mocno o to zabiegała. Wideoloterie Totalizatora miały ruszyć w 2008 r. Sejmowa komisja śledcza badająca kulisy prac nad nowelizacją ustawy o grach i zakładach wzajemnych – jeśli w ogóle powstanie – będzie miała sporo pracy. Zarówno w Totalizatorze, jak i w resorcie finansów znajduje się (lub też znajdowała) obfita dokumentacja ujawniająca faktyczne intencje legislatorów. Kluczowe dla sprawy pytania winny brzmieć: kto sprzedałby Totalizatorowi terminale wideo-loterii i obsługujący je system komputerowy? Kto dostarczałby spółce materiały eksploatacyjne? Na ile lat zostałaby podpisana umowa? I czy ów dostawca zostałby wyłoniony w drodze przetargu? Muszą istnieć dokumenty na ten temat. Ich brak również będzie wyjątkowo wymowny. Jak zrobić, by się nie narobić, a zarobić… Ambitne plany prezesa Kalidy przerwały „afera gruntowa” i samorozwiązanie się Sejmu. Po zwycięskich wyborach Platforma Obywatelska, a konkretnie minister Aleksander Grad, zaczęła zmieniać obsady w spółkach skarbu państwa. W Totalizatorze zainstalowała się nowa ekipa
Tagi:
Marek Czarkowski